Trzeba im tylko dać szansę. My daliśmy. A było to tak…
jedna ze skałek w centrum rezerwatu, dopiero przy takim spojrzeniu zauważyłam, że wygląda jak twarz człowieka z wydatnym nosem
Rozjechany czarny szlak wymusił szybką zmianę planu, co dla
osoby tak niezdecydowanej, jak ja jest wielkim wyzwaniem. Ale, jak już się
zdecydowałam, to po trupach… Jak to się mówi - zdechnę, a zrealizuję.
Startujemy w Górkach koło Młynka, z których uliczkami
docieramy do zielonego szlaku pieszego. Oj, śliczny ten szlak – prowadzi przez
las, błota nie ma, nie to, co paskudny czarny.
Razem z nim wlecze się rowerowy (czarny) i to on będzie nas
dalej prowadzić, kiedy zielony skręci. Na rowerowym ładne miejsce widokowe. Z
widokiem na Łysogóry. Szkoda tylko, że pogoda szara, to i widoki niezbyt
powalają.
Potem na szlak wkracza szosa, ale mam w pamięci drogę, którą
kiedyś chodziliśmy, nie zawiodła i tym razem – doprowadziła od asfaltu do
rezerwatu. Docieramy do głównej grupy skałek, gdzie proponuję kolegom
rozpoczęcie poszukiwań nieznanych nam skałek na zachód od tej grupy.
Nie wszyscy wyruszają po przygodę, bo chyba mi nie wierzą,
że te poszukiwania mają sens. Mijamy skałkę imienia „Za Tą Skałą Już Nic Nie
Ma, Powiedział Edek” i twardo maszerujemy za upartą babą, co wierzy, że za
najbliższą ścieżką COŚ będzie. I co? Jest rozwidlenie leśnych dróżek. Ela idzie
prosto, ja skręcam na prawo. I mamy TO! Zaczynają się wychodnie skalne. Całe
grupy. Albo pojedyncze.
Ela z dołu informuje, że wypatrzyła „Schronisko” – fajną
skałkę z okapem.
Niedowiarek i ja szalejemy z aparatami. Ela i Łukasz
zachowują olimpijski spokój.
Zauważamy ciekawe szczeliny w skałach, urocze wzorki jakby
wygryzione przez robaczki piaskowe (gdyby takie istniały).
Wracamy do reszty grupy. Ja, oczywiście, w
euforii. Wniosek – warto wierzyć mapie. Zwłaszcza najnowszej wersji mapy Gór
Świętokrzyskich. Już mi parę ciekawostek doradziła.
Po krótkim odpoczynku wyruszamy na wschód. Oglądamy skałki,
które od tak dawna lubimy. Fakt - są większe od tych w części zachodniej. Mamy jednak wrażenie, że ostatnio jakoś się przed
nami ukrywają. Las je zarasta.
skałki w zieleni
Ale i tak spotykamy starych znajomych – żółwika, glinianego
ptaszka, pawiana, skalne ściany. Tylko szpulka gdzieś się przed nami schowała
tym razem.
Tak to nam skałki sprawiły niespodziankę. I pomyśleć – znamy
się tyle lat, a jeszcze potrafią zaskoczyć.
W końcu docieramy do punktu startu i mety.
Uważam, że
wycieczka mimo początkowych problemów była nadzwyczaj udana.
Zdjęcia – Edek i ja
Kolega celnie skomentował nasze zdjęcia:
OdpowiedzUsuńKiedy ktoś stanie na szczycie skałki, daję Wam słowo,
będzie wyglądać nie jak sztafaż, ale ... pomnikowo!
Pozdrawiam - "Ob. Wieś"
I to jest myśl! Trzeba zrobić sztafażowi pomnik. Niech no się tylko nadarzy okazja.
Ania
To chyba jakaś telepatia. Dokładnie przed rokiem odbyliśmy wędrówkę niemal identyczną trasą (prócz rezerwatu Rosochacz) i dokładnie w tym samym celu, chcąc sprawdzić co skrywa zachodnia grupa skałek. Tylko Słońca trochę więcej tylko mieliśmy ;)
OdpowiedzUsuńJak widać, mamy podobne zainteresowania. Chociaż różny punkt widzenia - u nas więcej wspomnień, u was perspektyw na przyszłość.
UsuńRany, ale fajne - o jakiej mapie napominasz? Compassu?
OdpowiedzUsuńTak, jej najnowsza wersja jest uaktualniona i bardzo wiarygodna.
Usuń