4 lata temu oglądałyśmy z koleżankami zabytki Szydłowa w
trakcie renowacji (tu link). Wielki remont zakończono jakiś czas temu i
wypadało sprawdzić jego efekty. Na niedzielę zapowiadała się niezła pogoda,
postanowiliśmy więc zajrzeć do polskiego Carcassonne, jak się to miasteczko
reklamuje (od czasu naszej poprzedniej wizyty Szydłów odzyskał prawa miejskie).
Do miasta wkraczamy od strony dużego parkingu przy ulicy
Staszowskiej.
Pierwszym obiektem do obejrzenia jest ufundowany przez króla Kazimierza Wielkiego kościół pod wezwaniem św. Władysława.
Właśnie kończy się nabożeństwo i możemy spokojnie obejrzeć
wnętrze świątyni. Nic się ono przez ostatnie cztery lata nie zmieniło.
W otoczeniu kościoła pojawił się nowy obiekt. To ławeczka
autorstwa Sławomira Micka poświęcona księdzu Michałowi Hieronimowi
Juszyńskiemu, który żył na przełomie 18. i 19. wieku. Zmarł w roku 1830 w
Szydłowie, gdzie w ostaniach latach życia był proboszczem. Jego pasją była literatura, kolekcjonował
rękopisy i starodruki, napisał i opublikował swego rodzaju podręcznik historii
literatury „Dykcjonarz poetów polskich”.
Tuż za murami miejskimi w pobliżu nieistniejącej już Bramy
Opatowskiej znajdował się pochodzący z 16. wieku kościół pod wezwaniem Św.
Ducha wraz z dobudowanymi do niego dwoma skrzydłami szpitalnymi. Po ukończeniu
renowacji łatwiej sobie wyobrazić jego funkcjonowanie, bo poszczególne
pomieszczenia opatrzono tabliczkami wyjaśniającymi ich przeznaczenie. Salki
szpitalne nie były duże, ale na pewno potrzebne.
Zbliża się jedenasta, spieszymy więc w stronę Bramy
Krakowskiej, aby tym razem przez nią wyjść poza mury miasta.
Dlaczego tak nam spieszno? Otóż o pełnych godzinach
otwierany jest najstarszy szydłowski kościół pod wezwaniem Wszystkich Świętych.
Zbudowano go w czternastym wieku. W jego wnętrzu odkryto w roku 1946
polichromie z roku 1375. Niedawno zakończyła się ich renowacja i można obejrzeć
pod opieką przewodniczki czternastowieczne freski – „Siedem grzechów głównych”
„Siedem radości Maryi”, sceny pasyjne czy wyobrażenie Sądu Ostatecznego. Nietrudno
się domyślić, że freski są niekompletne i nie wszystkie możliwe do pełnej
interpretacji. Najlepiej zachowały się te, które namalowano na wschodniej
ścianie prezbiterium.
Skarpa, na której zbudowano kościół skrywa wychodnię skalną
z dwiema jaskiniami, to jaskinie zbója Szydły. Wejście do jednej z nich
dostępne, do drugiej zatarasowane gałęziami.
Zaczyna lekko mżyć (prognoza pogody się nie sprawdziła, niestety), mimo to
maszerujemy po trawiastej ścieżce wzdłuż murów zamkowych. Pomysł mój, głupi.
Kiedy docieramy na szczyt wzgórza już leje. Udaje nam się znaleźć schronie nie
przed deszczem pod zadaszeniem przy wejściu do szkoły.
W końcu decydujemy się podejść do bramy zamkowej, od szkoły
to przecież ledwie klika kroków.
Z bramy widać cały dziedziniec zamkowy, mury obronne,
rzeźbiony poczet królów Polski i odrestaurowany zamek oraz skarbczyk. Pada
jakby mniej. Ruszamy zdobywać średniowieczny zamek, który, jak się okazuje, w
ramach renowacji zyskał zupełnie niehistoryczne, ale idealne na deszcz
zadaszenie. Krople deszczu bębnią o plastikowy dach, a we wnętrzu możemy
podziwiać salę rycerską umieszczoną na wyższym poziomie i na niższym piec, którym ogrzewano dzięki
przemyślnemu systemowi wentylacji (hypocaustum) górne kondygnacje królewskiej siedziby.
Zaglądamy do sali rycerskiej z ustawionym we wnęce „tronem”,
każdy może tu zostać na chwilę władcą, bo insygnia królewskie znajdują się w
zasięgu ręki.
W zamkowych piwnicach umieszczono też salę tortur. Trzeba się
do niej dostać bocznym wejściem. To wyjątkowo nieprzyjemne miejsce, a robi się
jeszcze gorsze, kiedy się przeczyta opis choćby jednego z narzędzi tortur.
Uciekamy stamtąd czym prędzej. To może i zdjęć z tego miejsca nie będę pokazywać.
Wreszcie przestało padać, możemy więc przespacerować się po
dziedzińcu i wdrapać się na mury, żeby z chodnika strzeleckiego spoglądać
między blankami na okolicę.
odrestaurowany zamek widziany z murów (blanki wieńczące mury zamkowe zostały dodane podczas remontu tuż po wojnie, pierwotnie nigdy ich nie było)
Czytałam, że mury zamkowe były zakończone dwiema wieżami.
Znajdowały się one w pobliżu miejsca, gdzie po ich rozbiórce zbudowano tak zwany
skarbczyk. Przed wejściem do niego widać zarys jednej z owych półokrągłych
wież.
skarbczyk (rzeźby przedstawiające królów Jadwigę i Władysława Jagiełłę umieszczone są w owym półkolu)
W skarbczyku mieści się obecnie niewielkie muzeum.
Zgromadzono tu obiekty znalezione w Szydłowie podczas wykopalisk oraz urządzono
ekspozycję makiet znanych zamków średniowiecznych. Trochę blade te makiety, ale za to solidnie opisane.
W rogach sal cztery postacie historyczne olśniewają
przepychem stroju i dbałością o szczegóły. Możemy „spotkać” tu Zawiszę Czarnego
oraz władców – Karola IV Luksemburskiego, Ludwika Węgierskiego i Kazimierza
Wielkiego.
W podziemiach skarbczyka urządzono ekspozycję prezentującą
dawne spiżarnie. Gdyby eksponaty w niej były jadalne, można by tu przetrwać z
tydzień. Jest tu też piec, który podobno uruchamia się elektronicznie, ale może to zrobić jedynie przewodnik. Akurat żadnego nie było w pobliżu.
Po opuszczeniu zamku udajemy się w stronę jeszcze jednego
średniowiecznego obiektu obronnego – to szydłowska synagoga zbudowana w drugiej
połowie 16. wieku. Jej charakter obronny był wymuszony przez sąsiedztwo z
murami miejskimi.
W odrestaurowanym wnętrzu synagogi można obejrzeć sporą
kolekcję judaików. Zgromadzono tu menory, kieliszki kiduszowe, kilka zwojów
Tory, pałeczki do jej odczytywani (jad), jest nawet korona wieńcząca Torę. W ścianie
wschodniej zachowała się szafa ołtarzowa
Aron ha-kodesz z siedemnastego wieku. Obok umieszczono nieliczne macewy ocalałe
z tutejszego cmentarza żydowskiego. Duże wrażenie robią rzeźby profesora Zemły
– „Dekalog”, „Dawid psalmista” i płaskorzeźba „Drzwi do przeszłości”.
Już by można zakończyć zwiedzanie, ale mamy zaproszenie do
Izby Wójta Jana. Pan Jan Klamczyński przez kilkanaście lat był wójtem Szydłowa,
niestrudzenie zabiegał o renowację zabytków miasteczka, zdobywał fundusze na
konserwację fresków w kościele Wszystkich Świętych, z jego inicjatywy w
Szydłowie odbywa się słynne na całą okolicę Święto Śliwki i inne imprezy. Naszą
grupę powitał szczególnie serdecznie, bo to z naszego miasta pochodził znany
trener biegów przełajowych Krzysztof Woliński, który przyjeżdżał ze swoimi
podopiecznymi na organizowane przez pana Jana biegi sylwestrowe (pierwsze w
Polsce, odbywają się od roku 1978) i trzeba uczciwie przyznać, że zawodnicy z
naszego miasta stanowili czołówkę krajową.
Gawęda wójta Jana była interesującym zwieńczeniem wyprawy do
Szydłowa. Nasz gospodarz okazał się prawdziwą kopalnią wiedzy o historii
miasta, jego zabytkach i teraźniejszości. Warto się z nim spotkać i koniecznie
trzeba zostawić wpis w księdze pamiątkowej, a zebrał ich wójt już ponad sześć
tysięcy w ciągu trzech lat działalności izby.
Żegnamy się z Szydłowem. Warto tu zajrzeć, ale na następny
raz prosimy o zdecydowanie lepszą pogodę.
Cóż by to była za wycieczka bez strażackiego foto?! Jak widać niektórzy już kupili szydłowskie śliwki.
Zdjęcia – Edek i ja
Świetne - władca jak się patrzy, majestat, zaduma, mądrość.
OdpowiedzUsuńA byłem tam jeszcze z Marzenką, lata straszne temu - teraz z Aneczką planujemy na rowerach - i wiesz co? W sumie to niewiele się zmieniło i to jest wielki komplement pod adresem miejsca. tyle tylko że chyba tam gdzie jest teraz Izba Wójta Jana - była wcześniej GSowska knajpa? Ale głowy nie dam.
Knajpy nijak nie pamiętam, ale ja niezbyt często bywałam w Szydłowie. O ile dobrze zrozumiałam opowieści, wójt kupił stara kamienicę i musiał ją zburzyć, bo nie nadawała się już do remontu. Wybudował tę nową, która całkiem sprytnie udaje starą. Najlepsza jest jednak jego podziemna wędzarnia śliwek tuż obok ulicy - zapachem zwabia gości do izby.
UsuńByliśmy z Mieciem w 2019było masę remontów... widzę duże zmiany a p.Jan nie może odżałować przegranej w wyborach.
OdpowiedzUsuńZmiany faktycznie duże. Sprawy pana Jana są tylko jego sprawami i nie mnie to komentować. Ale bez jego zaangażowania tych dobrze widocznych zmian pewnie długo by czekać.
UsuńDołączam komentarz naszego znajomego:
OdpowiedzUsuńDla mnie Szydłów to jest istniejący do obecnej pory cud,
ukazujący kompleksowo, jak wyglądał staropolski Gród!
Pozdrawiam - " Ob. Wieś "
Zgadzam się z Wiesiem
Ania
Zachęcająco :) Trzeba by się wybrać, zobaczyć na własne oczy jak to po remontach i adaptacjach jest.
OdpowiedzUsuńJest niby tak samo, a jednak inaczej. Wybrać się warto, zwłaszcza, że to nadzwyczaj spokojne miejsce. Turyści, nawet jeśli są, to rozpełzają się po całym miasteczku i nie ma wrażenia tłoku.
UsuńKościół Wszystkich Świętych na liście do odwiedzania. Tryb: pilne. Fajnie by było tam się wybrać, kiedy w okolicznych sadach drzewa owocowe będą w pełni kwitnienia.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście kwitnące sady to wielka frajda dla oczu i duszy. Ale przyznam, że pod koniec sierpnia, kiedy całe miasto pachnie wędzonymi śliwkami, też ma swój urok. We wrześniu czas nieco średni - ani to lato, ani jesień. Mimo wszystko do Szydłowa warto zaglądać.
Usuń