piątek, 26 sierpnia 2022

Skocznie narciarskie latem i po latach

Dobrze jest wybrać się w okolice skoczni latem, bo tłoku nie będzie. A może spotkamy skoczków trenujących na igielicie? 
Chyba raczej nie, bo warunki pogodowe nie sprzyjają skokom narciarskim. Widoczność bardzo słaba. 
 
mgła o poranku
 
Mimo wszystko opuszczamy Tumlin (tak, proszę Państwa, Tumlin, nie żadne tam Zakopane czy Wisłę) i kierujemy się w stronę małej skoczni na zboczach Grodowej. I proszę, reflektory działają! Może i skoki się odbędą? 
 

Zauważam nawet jednego skoczka w białej czapeczce. Skoczy? Nie skoczy? Nie skoczył – nart nie  ma, bo to nasz kolega Ed polazł na próg skoczni. 
 
gdyby skoczył, to chyba tyłem
 
Co ja mówię, polazł? Skoczył jak kozica przez koleiny terenowych motocykli, które tu często szaleją, a teraz ich ślady utrudniają podejście do skoczni. Mimo wszystko podchodzimy bliżej do narciarskiej dumy naszych gór – oglądamy ostrożnie pozostałości metalowej konstrukcji, co ma już 70 lat. Tak, tak, obiekt zbudowano w roku 1952. 
 
pozostałości konstrukcji
 
Murowany z cegieł i kamieni próg pozwala się wybić roślinom. Daje też możliwość spojrzenia w stronę rozbiegu. Belek startowych z tej odległości nie dostrzegam. 
 
próg skoczni
 
Zeskok skoczni zachęca kolegów do zejścia w dół. Moja linia bezpieczeństwa znajduje się pod progiem i wycofuję się na z góry upatrzone pozycje przy ścieżce, którą przyszliśmy. 
 
z zeskoku korzystają teraz już chyba tylko motocykliści
 
Tak więc przypomnieliśmy sobie pokazywaną już kilkakrotnie na blogu skocznię w Tumlinie. Dodam, że jej rekord wynosi 32 m, a sam obiekt mimo prób reaktywacji, nie jest używany i popada nie tylko w zapomnienie. 
Tyle zwiedzania to stanowczo za mało na wycieczkę. Ruszamy więc czerwonym szlakiem na Grodową. Tu koniecznie musi pojawić się foto kapliczki Przemienienia Pańskiego i ewentualnie rzut oka na kamieniołom – no, jego to zza krzaków prawie nie widać. 
 
zdjęcie kapliczki musi być (szkoda, że mgła opadła, bo takiego jeszcze nie robiliśmy)
 
kamieniołom jakby bez zmian, ale roślinności przybywa
 
Dalej, jak zapewne wiecie, szlak prowadzi na Wykieńską. No to i my się tam wybieramy. 
 
na szlaku
 
Mam jednak w planie dużą niespodziankę dla kolegów. Nawet im o niej powiedziałam, ale chyba mi nie wierzą. Ja jednak twardo trzymam się planu. Kiedy szlak skręca w kierunku szczytu, podążam dalej ścieżką przed siebie. Koledzy za mną. Moim celem jest … duża skocznia w Tumlinie. Nie wierzycie, że to możliwe? No to sprawdźcie na najnowszej mapie Gór Świętokrzyskich. Jest zaznaczona. Z mapy wynika, że można do niej podejść ścieżką ze szczytu. Ale ja myślę, że podejście od dołu będzie łatwiejsze. I proszę – oto on – zeskok naszej skoczni. 
 
jest! skocznia znaleziona!
 
A podejście robi się mocno strome. Schodzimy ze stromizny i pniemy się równolegle do zeskoku. Czy osiągnęliśmy punkt K? Nie wiem. 
 
zeskok obecnie mocno kamienisty
 
Marek jako pierwszy dociera do progu. Widać, że jest murowany. Jeszcze się trzyma, choć coraz więcej roślin się z niego wybija. Marek też próbował, ale w ostatniej chwili przypomniał sobie, że narty zostały w samochodzie. 
 
próg dużej skoczni bardziej zarośnięty niż małej
 
odlotowy skoczek letnich mistrzostw 2022

jest i reporter prasy sportowej

widok na bulę skoczni

Co teraz? Zejść – trochę trudno, a i nie honor. Postanawiamy wdrapać się po rozbiegu. Czytałam, że skocznię zbudowano na najbardziej stromym zboczu Wykieńskiej (jak by i bez tego nie była stroma, kto wchodził, ten wie). Nawieziono piasku, żeby wyprofilować teren, a teraz piasek spływał przez lata z opadami i musimy się wdrapywać po owym stromym zboczu. Po nocnym deszczu podłoże śliskie, gładkie. Nie ma się czego uchwycić w charakterze podpory. Ja chwytam się sporego kijaszka – jest bardzo pomocny. 
 
rozbieg faktycznie naturalnie stromy
 

łatwo nie było, a przecież bez nart (cały czas się zastanawiam, jak rozwiązano problem powrotu zawodników na górę po skoku)

Docieramy na szczyt skoczni. Platformy i belek startowych brak. Nic dziwnego – były drewniane, to zmurszały. Podobny los spotkał drewnianą wieżę sędziowską.  Podobno zawaliła się w latach 80. A sama skocznia była używana przez dwadzieścia lat 1956 – 76. Jej oficjalny rekord wynosi 56 m. 
 
             może to pozostałość schodów?
 
Jeszcze jedno spojrzenie na naturalną tumlińską skocznię, której rozbieg i zeskok z wolna przegrywają walkę z napierającą roślinnością i ruszamy ścieżką w stronę czerwonego szlaku. Teraz już jesteśmy pewni – zejście na dół byłoby o wiele trudniejsze niż podejście, dobrze zrobiliśmy podchodząc. Ale już chyba drugi raz się tu nie wybierzemy. 
 

a skocznię nazwaliśmy "Tumlin - Malinka" 😉

Rozgrzani emocjami schodzimy bez planu ze szczytu. Kierujemy się w stronę kamieniołomu Wykień. Trasę lekko wydłużamy. Nie ma obaw – tu się nie zgubimy. 
 
były i tu przeszkody
 
Kamieniołom znajdujemy bez problemu – gorzej z oglądaniem jego wyrobiska. Mocno już zarosło. Właściwie kamieniołom stracił oddech - brak mu przestrzeni. Drzewa i krzewy nacierają. Zarosły prawie całe dno wyrobiska, zasłaniają ściany. Żeby je zobaczyć, trzeba się przedrzeć przez zarośla i podejść możliwie blisko. 
 
w kamieniołomie Wykień
 
przyparty do ściany
 

przyroda ożywiona i nieożywiona
 
Tak czy inaczej można tu spędzić kilka minut i nieco odpocząć. Urządzamy sobie nawet piknik. Pod wiszącą skałą, rzecz jasna. 

a "kamyk" ani drgnie

Potem już powrót do Tumlina, gdzie mam jeszcze zaplanowane jedno spotkanie. Tym razem z historią. Wyszukałam bowiem w sieci informację o zabytkowym krzyżu w Podgrodzie. Podobno z siedemnastego wieku. Dotarliśmy do niego bez trudu, jest bez wątpienia oryginalny. Niestety, stulecia malowania zatarły napisy. Jeszcze się gdzieś przebijają, ale już nie odczytamy ani nazwiska fundatora, ani daty powstania krzyża. Szkoda… 
 
kamienny krzyż na skrzyżowaniu dróg
 
I po wycieczce. Taka niby dobrze znana trasa, ale chyba niejednego zaskoczyła. Nieprawdaż? 
 
mapka trasy z zaznaczonym miejscem usytuowania obu skoczni narciarskich 
 
Zdjęcia – Edek i ja

5 komentarzy:

  1. Lubię wracać gdzie już byłem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię, ale przyjemnie znaleźć nawet w takich okolicach miejsca, gdzie nie byłam.

      Usuń
  2. Teraz też można z nich "skoczyć", ale tylko po ... piwo!

    Pozdrawiam: Wiesiek

    Najpierw się trzeba wdrapać, a to nie łatwe.
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  3. Druga ze skoczni prezentuje się wybornie pod kątem wspinaczkowym. Trzeba będzie się na nią wybrać zaraz, gdy porządniej sypnie śniegiem. Ciekawe, że ten obiekt jest tak blisko szczytu Wykienia. Dotychczas czytałem o jednej skoczni na Górze Grodowej i tu z lokalizacją jasna sprawa, druga zaś opatrzona była nazwą skocznia na Górze Łajscowej. Zdjęcia miałem, opisy też, ale pojawiał się problem gdzie ta Łajscowa jest. To teraz już wiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to podobno druga nazwa Wykieńskiej. Niespodzianka taka. Ale i ja się nigdy wcześniej raczej nie spotkałam z taką nazwą tej góry.
      Skocznia dla Waszej grupy wymarzona.

      Usuń