Wracając w lipcu z Wójtowskiego Młyna zwróciliśmy uwagę na
dziwnie wygładzony wygląd iłżeckiego zamku. Toż to, panie, jeszcze nie tak dawno
widać było z oddali jedynie stołb i resztki murów. Czyżby na zamku nastąpiły
jakieś zmiany, o których nic nie wiemy?
Do Iłży wybieramy się w niedzielę. Nie od razu kierujemy się
w stronę ruin. Najpierw malutki spacerek po sennym i jakby bezludnym miasteczku
(jest przed dziewiątą rano).
na ścianie przy wejściu tablica z herbem biskupa krakowskiego Andrzeja Stanisława Załuskiego (Junosza) wielce zasłużonego dla Iłży
Wdrapujemy się na zamkowe wzgórze od strony ulicy św.
Franciszka. Zaskakują nas nowe tablice i kamień upamiętniający bohaterów bitwy
pod Iłżą – żołnierzy z 7 Pułku Piechoty z Chełma Południowego Zgrupowania Armii
„Prusy” i ich dowódcę – pułkownika Władysława Muzykę.
Zauważamy ciekawy kopiec wznoszący się nad okolicą.
Wyobraźnia pracuje – to ani chybi tutejsza forma Kopca Kościuszki. Już
podchodząc w pobliże wiemy, że wyobraźnia spłatała nam figla, mamy do czynienia
z ujęciem wody podziemnej. Nie zniechęca nas to, zwłaszcza, że okolice kopca
dają przyjemne widoki na pola. No i ten zapach – rzepak nawet po żniwach
potrafi dać zapachowo do wiwatu.
W końcu pora na zamek. I tu szok. Zamek jak nowy. Prosto
spod kielni. Wieża jeszcze w trakcie kosmetyki. Za marne pięć zeta możemy wejść
i zwiedzić. No to korzystamy.
Kolega Ed dworuje sobie ze mnie, że ja niby się na wieżę nie
wcisnę. Janek radzi wciągnąć powietrze. A wystarczyło tylko zdjąć plecak i już
mogę zacząć wspinaczkę. Warto. Z wieży widoki jak dawniej rozległe. No i widać
trasę naszej wycieczki sprzed dwóch lat w stronę Prędocina.
Na nowy zamek też można spojrzeć z wysoka. O, jest na czym
zawiesić oko.
Po zejściu z wieży (wcale nie trzeba było mnie wydłubywać w
częściach) zwiedzamy nowe stare miejsca. Trzeba przyznać, że każde
pomieszczenie ma tabliczkę z informacją, co tu niegdyś było.
W niektórych umieszczono wystawy a to zdjęć, a to obrazów, a
to znów znalezisk archeologicznych z terenu zamku. Możemy też zajrzeć przez
kratę do zamkowej studni oraz obejrzeć film z pokazem komputerowej prezentacji
jej wnętrza.
Przysiadamy na chwilę przy jednym ze stolików przygotowanych
dla zwiedzających. No, jest inaczej niż było.
Zejście w stronę miasta lekko zmienione, wygładzone. Kapliczka wygląda jak dawniej.
Żeby uniknąć rozterek natury historycznej, wędrujemy nad
iłżecki zalew. I tu jeszcze pustawo. Kilka zdjęć i wracamy do miasta.
Przechodzimy obok kościoła Wniebowzięcia NMP, a potem
wpadamy na lody do ulubionej lodziarni. Niestety – „tajemnika” już nie ma w
karcie. Szkoda…
kartusz herbowy na ścianie jednej z kamieniczek przy iłżeckim rynku
Ciąg dalszy wycieczki w osobnym wpisie. Wybierzemy się poza Iłżę.
Zdjęcia – Edek i ja
Od jakiegoś czasu obserwujemy zmiany na zamku,szczególnie mury i nowe pomieszczenia.
OdpowiedzUsuńA my ładnych parę lat nie zaglądaliśmy na zamek, zwykle inne miejsca nas interesowały, stąd nagłe zaskoczenie.
UsuńSam nie podzielam entuzjazmu co do "nowego zamku". Poszczególne etapy prac remontowych śledzę od kilku lat. W trakcie renowacji nie obyło się bez licznych kontrowersji. O ile większość murów zamkowych odnowiono wzorując się na pierwotnych planach i użyto odpowiednich surowców, o tyle do uzupełnienia bramy wejściowej wykorzystano czegoś, co z daleka wygląda jak ściana pustaków i odbiera uroku całej budowli. Podobno to piaskowiec z lokalnego kamieniołomu, nie mniej sprawia to wrażenie, że terminy goniły i ten fragment odnowiono po macoszemu. Po mniej subiektywne, fachowe spojrzenie na obecny stan ruin odsyłam tutaj: https://www.rdc.pl/informacje/kontrowersje-wokol-remontu-zamku-w-ilzy-mury-sredniowiecznego-zabytku-uzupelnione-pustakami-posluchaj/
OdpowiedzUsuńZ tymi remontowymi rekonstrukcjami zwykle tak jest. Łatwo przesadzić z gorliwością, a potem to już na wieki zostanie. Ja już na widok pierwszych niebieskich folii na murach miałam wątpliwości. Z drugiej strony remont zdecydowanie poprawił bezpieczeństwo zwiedzających. Dawniej wśród chaszczy i kamieni trudniej się chodziło.
UsuńPamiętam czasy jak do Iłży dojazd był kolejką wąskotorową z Wierzbnika, (obecnie Starachowice Wschodnie). Zimą wagoniki ogrzewane były tak zwaną "kozą", czyli żeliwnym piecykiem ustawionym pośrodku wagonika z wystawioną rurą na zewnątrz.
OdpowiedzUsuńObecne zabezpieczenie ruin zamku nie jest w zupełności właściwie, ale gwarantuje dłuższe jego przetrwanie.
Pozdrawiam - Wiesiek
Teraz kolejka dojeżdża ze Starachowic Wschodnich do Lipia. Kursuje w sezonie letnim w niedziele. My czasem chodziliśmy jej torami.
Co do zamku - niech trwa. A prace renowacyjne ciągle trwają.
Ania
Przybyło ciekawostek - a sam zalew wart pompowania kajaka.
OdpowiedzUsuńMożna tez jak Lohengrin - na łabędziu. Tylko jakoś daleko od brzegu zacumowane.
UsuńI znów komentarz Wisława:
OdpowiedzUsuńZmieniłbym nieco legendę nazwy Iłża, pochodzącej od od słów "jej łza".
Piękna dziewczyna, mieszkanka tej miejscowości, nie chciała wyjść za mąż za syna władcy zamku. Więc, aby ją zmusić, uwięził w lochu pod zamkiem. Zrozpaczona tym stanem uroniła z oka łzę, która potrafiła wydrążyć tunel na zewnątrz wzgórza, na którym stał zamek. Przez niego się wydostała i ... uciekła! Stąd ta nazwa.
Pozdrawiam: Wiesiek
To, zdaje się, trzecia legenda o pochodzeniu tej nazwy. Podoba mi się. dziękuję.
Ania