środa, 18 stycznia 2023

Nie wiało i nie padało

Poza tym było raczej pochmurno. Ale szło się przyjemnie. 
Tym razem głównym założeniem trasy pieszej było przejście drogami bez asfaltu. Udało się. 
 
bez wiatru przyjemnie wędrować wśród pól
 
Startujemy na polnej drodze za Tychowem Starym. Idziemy na północ, a przy dwóch drewnianych krzyżach skręcamy na wschód. Droga polna, przyjemna. 
 

zakręt solo i w naszym towarzystwie
 
jeden z krzyży sporo ucierpiał
 

Przechodzimy obok pozostałości kopalni Irena, nie zaglądamy jednak, bo dostępu do niej bronią chaszcze. Zmieniamy kierunek marszu i zbliżamy się do Tychowa Nowego. 
 
widok na Tychów Stary
 
przed nami Tychów Nowy

i jeszcze odrobina nadziei na słońce
 
Za wsią mam wybraną ładną drogę do lasu. Jest ładna jedynie na mapie. W terenie to rozjeżdżona breja. Ale obok wyłania się urocza leśna dróżka, która prowadzi w wybranym kierunku. Potem przenosimy się na drogę pod linią wysokiego napięcia. I to dopiero był dobry wybór! Spotykamy miejsce po dawnej żwirowni z przyjemnym stawikiem w wyrobisku. 
 
wschodnia część wyrobiska
 
i zachodnia
 

Dalej wędrujemy w kierunku skraju lasu. Będąc w lesie byliśmy w województwie mazowieckim, idąc skrajem lasu wędrujemy granicą województw. Fajna ta granica – z widokiem na pola Tychowa. 
 
granica województw
 
widok na pola Tychowa Nowego
 

Po śniadaniu na rozstajach dróg rozpoczynamy odwrót do miejsca startu. Pierwsza polna droga rewelacyjna, aż by się chciało zrobić kiedyś wycieczkę z jej wykorzystaniem. 
 
polna droga w stronę Tychowa Nowego (więcej kałuż nie było)
 
We wsi odrobina asfaltu i znów polne drogi. Zamykamy pętelkę i zbieramy się do powrotu. Ale to nie koniec wycieczki. O, nie. Mamy jeszcze plany do zrealizowania. 
 

zakręt i ostatnia prosta do Tychowa Starego
 
Trzeba koniecznie odnotować krzyż z umieszczonym na nim kogucikiem. Już kilka takich spotkaliśmy, chyba ich wyszukiwanie stanie się moim nowym hobby. 
 
tychowski krzyż z kogucikiem (niestety, sąsiedztwa  nie zmienimy)
 
Musimy zajrzeć do Mirca. Kontynuujemy nasze prywatne obchody 160. rocznicy wybuchu powstania styczniowego. No to jakże ominąć Mirzec z dworkiem Prendowskich, którzy aktywnie w nim uczestniczyli? 
Wita nas tym razem sama pani Jadwiga Prendowska, której uroczy pomnik znajduje się w pobliżu dworku. Rzeźbiarz, prof. dr hab. Grzegorz Witek, pokazał młodą, pełną wdzięku panią Jadwigę. Nietrudno się domyślić, że taka kobieta potrafiła zorganizować działalność powstańczą, zapewnić kwaterę generałowi Langiewiczowi, przekazywać wiadomości i nawet po upadku powstania przetrwać zsyłkę. 
 
 
 pomnik Jadwigi Prendowskiej

 
Dworek, jak wiemy, nie zachował się taki, jak w czasach Prendowskich. Jest taki, jak go przebudował kolejny właściciel – oficer rosyjski. Ale dobrze, że jest. I jest zadbany. 
 
dworek Prendowskich
 
Spacerujemy nieco po parku. Zaglądamy nad staw z potężnym dębem. 
 
 
dąb nad stawem
 
Zatrzymujemy się też przy pomnikowym wiązie, który jest najgrubszym okazem tego gatunku w Polsce. Jego pień ma obwód 655 cm – no, no, niczego sobie. Pod wiązem umieszczono tablicę upamiętniającą bohaterów powstania styczniowego. 
 
wiąz - pomnik przyrody
 
a pod nim tablica pamiątkowa
 

Na zakończenie pobytu w Mircu wypada zatrzymać się na starym cmentarzu i odwiedzić grób Józefa Prendowskiego, męża Jadwigi, który w powstaniu pełnił funkcję komisarza województwa sandomierskiego. Zatrzymujemy się też przy odnowionym niedawno nagrobku Ludwika Prendowskiego, ojca Józefa. 
 
 
nagrobki Ludwika i Józefa Prendowskich (przypominam, że Jadwiga Prendowska jest pochowana w Czyżowie Szlacheckim, gdzie spędziła ostatnie lata życia u jednej z córek)
 
I teraz to już rzeczywiście koniec wycieczki. Wracamy do domu. 
 
mapka pieszej trasy
 
Zdjęcia – Edek i ja  

2 komentarze: