wtorek, 31 stycznia 2023

Nie przygotowałam się do wycieczki

Ale po co? Przecież byłam jedynie jej uczestnikiem. A uczestnikowi mapa niepotrzebna. 
I tak "wyposażona" wyruszyłam na trasę ze Starej Wsi. Pogadanka na wstępie zapowiadała trasę szlakami. Nieźle będzie, pomyślałam. Można zażyć luzu. 
 
na starcie żółty szlak - kamienny krzyż przy kościółku w Starej Wsi
 
Po przekroczeniu szosy zaczął się luz. Na razie nie było szlaku. Ale za to mieliśmy przemiłe spotkania z Czarną i jej zakolami. Zagapiłam się i musiałam doganiać grupę. 
 

Czarna Konecka
 
Szliśmy ładną leśną drogą, która doprowadziła do szlaku. Tu krótki postój przy pomniczku. Nie zauważyłam, żeby było o nim opowiadane. 
 
na czerwonym szlaku
 
pomnik na miejscu zamordowania przez Niemców 13 mężczyzn wywleczonych z pobliskiego młyna i przypadkowo spotkanych w lesie (egzekucja miała miejsce 7 kwietnia 1940 i była bezsensowną akcją odwetową na niewinnych ofiarach)
 
A potem kolejne spotkanie z rzeką. Tu już się pilnuję, żeby nie zostać. Ale gdzie tam – bez skutku. 
 
Czarna Konecka z widocznymi pozostałościami dawnego mostu w pobliżu wspomnianego młyna
 

Czarna płynie dalej

Poza tym z trasy szlaku widać kolejne malownicze miejsca Czarnej. Zajrzałam do jednego. A później to już nawet odrobiny grupy nie widziałam. 
 
tu zajrzałam samowolnie
 
i tyle grupy widziałam
 

Musiałam nieźle gonić. Udało się. Przed nami piękny kawałek bez lasu – wiało sakramencko. A ja nawet wysforowałam się na przód. 
 
kiedyś to były lasy, a teraz tylko wiatr hula 
 
W końcu docieramy do skałek Piekło Gatniki. Tu musiałam podjąć decyzję – zwiedzam, czy jem śniadanie. Wybrałam zwiedzanie. Ostatecznie, do jedzenia w biegu jestem przyzwyczajona. A skałki nieźle wyglądają, to warto się z nimi zapoznać. 
 



piaskowce jurajskie - pomnik przyrody Piekło Gatniki

Przy wyjściu z lasu przed wsią Niebo spotykamy radosną grupę wolontariuszy WOŚP. Odbywa się tu zorganizowany przez klub fitness Balans z Końskich „Konecki Zryw po Zdrowie” – marszobieg i spacer połączony z kwestowaniem. Nakarmili nas ciastem, wetknęli po kubku kawy i wyprawili w drogę. Od razu się zrobiło cieplej na sercu. 
 
niespodzianka na szlaku niebieskim
 
nasza grupa w akcji - każdy emerycki grosz na walkę z sepsą (zdjęcie dzięki uprzejmości pani Moniki Cholewińskiej, właścicielki klubu fitness Balans)
 
nasza orkiestrowa medalistka
 

A poza tym w lesie zimno i wietrznie. Grupa się rozbiła, ale idziemy szlakiem, to nie ma obaw, że ktoś gdzieś się zapodzieje. 
 
na szlaku czerwonym
 
Przechodzimy znów na żółty szlak. Na chwilę zatrzymujemy się przy źródle, a potem przechodzimy na czerwony. 
 
zaangażowanie fotografa
 
i jego efekt - zdjęcie źródła, które już chyba raczej nie bije
 

Droga bita, twarda. Moje stopy wołają o ratunek. Kiedy schodzimy z niej na leśną, muszę się zatrzymać i choć na chwilę zdjąć buty. Skutek łatwy do przewidzenia – zostaję samiutka w lesie, bez kierownictwa, bez mapy i bez zasięgu w telefonie. No, świetnie. Na szczęście pamiętam, że mamy iść prosto do szosy. No to idę. A tu rozstaje – trzy drogi. I nikt nie czeka z wyjaśnieniem, którą wybrać. Już mi jest wszystko jedno – wybieram środkową. I po jakimś czasie zauważam trzy osoby z grupy. Są wprawdzie na innej drodze, ale dobrze widoczni i jeszcze bardziej zgubieni niż ja. Na szczęście udało im się złapać „języka” w postaci sympatycznych i obeznanych w terenie spacerowiczów. To oni nas wyprowadzili z lasu. 
 
jedna z bitych dróg (ta chyba na szlaku żółtym)

Kierownictwo dotarło do drogi nieco później święcie przekonane, że cała grupa za nim idzie. Wprawdzie nikogo nie widziało, ale to nie problem. Sami sobie poradziliśmy.
Jaką naukę wyciągam z tej niezwykłej wycieczki? Mapę trzeba mieć ze sobą zawsze. Bo tylko na nią można liczyć. I kompas. Dobrzy ludzie nie zawsze się w lesie trafią. 
 
mapka trasy (i co mi szkodziło wydrukować sobie taką przed wycieczką?)
 
Zdjęcia – Balans, Edek i ja

1 komentarz:

  1. No cóż, można się błąkać po tym terenie, ale warto.
    Bo być jednego dnia w niebie i piekle albo na odwrót ,
    to chyba na ziemskim padole gdzie indziej się nie trafia!
    Pozdrawiam - Wiesiek

    Oj, chyba tak - raczej nikt nie awansuje z piekła do nieba.
    Ania

    OdpowiedzUsuń