czwartek, 2 marca 2023

Pierwszy dzień meteorologicznej wiosny w okolicach Bodzentyna

Rano temperatura w okolicach minus dziesięć. To ci dopiero wiosna! Okutałam się tak, że ledwo mi się kończyny w stawach zginały i wyruszyłam na spotkanie wiosny.
Słońce świeci. Na razie nieśmiało. My zaś rozpoczynamy spokojne podejście na Górę Miejską od strony Bodzentyna. Nie trzeba długo czekać, żeby kolejne warstwy przyodziewku wylądowały w plecaku. Widoki na Bodzentyn z tego podejścia już od dawna wytęsknione – ze trzy lata tędy nie podchodziliśmy. 
 
u mnie już minus kurtka, u Janka minus sweterek 😊
 
poranny widok na Bodzentyn
 

W lesie jeszcze cień, na ziemi resztki śniegu. Zdobywamy szczyt Miejskiej i delikatnie z niej schodzimy, żeby się nie poślizgnąć. 
 
pomnik na skraju lasu (rewers, rzecz jasna)
 
przy nowej tablicy na szczycie
 

W obniżeniu terenu obserwujemy niewielki strumyk, który spokojnie meandruje i zmierza w stronę podmokłych łąk.  
 
leśny potok
 
dorodna sosna 

resztki zimy na szlaku
 

Łąki bieleją na mrozie i w słońcu. Można nawet podjąć ostrożną próbę wejścia na ich teren – byle nie za głęboko. 
 

jeden mostek - dwa zdjęcia
 
zimowe łąki
 

Po krótkim postoju przechodzimy pomostami, a potem odcinkiem lasu, gdzie ostatnio wiele drzew leży powalonych. Nie wiem, czy to wiatr, czy słabe korzenie. A może starość. Jak to w parku narodowym.
 
miejsce wypoczynku
 
na pomoście
 

Szlak niebieski dociera do trasy dawnej kolejki wąskotorowej, której budowę rozpoczęto pod koniec pierwszej wojny światowej. Początkowo służyła do wywozu drewna do zagnańskiego tartaku, potem przewożono nią rudę z kopalni w Rudkach, a w latach powojennych stała się atrakcją turystyczną umożliwiającą podróż przez Łysogóry. Wyruszamy więc i my trasą kolejki ze stacji Słupski Weksel do stacji Trójkąt.  
 

na trasie kolejki
 
Wydaje mi się, że będzie to spokojny spacer – ot, tak nieco ponad pół godzinki lasem. Nic bardziej mylnego. Szliśmy prawie godzinę, bo trasa co i rusz nas zaskakiwała.
Naliczyliśmy na niej osiem mostków. Z czym się wiąże mostek? Ze strumieniem, rzecz jasna. Teraz te strumienie odżyły. Spływają z szumem i werwą ze zboczy, lśnią w słońcu pierwszego dnia wiosny pośród śniegu pozostałego z ostatnich dni zimy. No to, co strumyk, to przerwa na foto.
 
jeden z mostków
 
strumień dzielnie się przedziera prze las
 

Mało tego – nocny mróz zadbał o efektowne sople, które rwąca woda tworzy na gałęziach leżących w poprzek strumieni oraz na co bardziej stromych brzegach. Słońce dodało im blasku i kolejne opóźnienia gotowe.
 


lodowe fantazje
 
Zdarzyła nam się też nieoczekiwana przygoda na tak zwanym Dużym Moście. Jak się dowiedziałam z tablicy informacyjnej, został on zbudowany na miejscu poprzedniego drewnianego w roku 1932 według projektu inż. Gorbaczyka. Most ma ok. 5 metrów wysokości. 
 
fragment Dużego Mostu
 
I teraz sobie wyobraźcie, że podchodzę do tego mostu nieco spóźniona. I co widzę? Janek z rozpaczą spogląda w dół i mówi do Marka – „tu na pewno zjechał na dół”. 
 

Kogo brak na zdjęciu? Oczyma wyobraźni widzę kolegę Eda zjeżdżającego te pięć metrów w dół. 

na górze ożywiona dyskusja, a na dole...
 
Co się okazuje? Kolega Ed faktycznie jest na dole, gdzie zszedł, żeby zrobić zdjęcie mostu. I dobrze, że zszedł, bo akurat w tym czasie jeden z kijków Janka, widocznie niedbale oparty o balustradę, zjechał w dół. Przetrzymał zjazd bez uszczerbku i został zwrócony właścicielowi. 
 
po strachu - zguba oparta o drzewo, znalazca cały i zdrowy
 
Po takiej przygodzie zrobiliśmy się głodni i już nieco raźniej maszerowaliśmy ku stacji Trójkąt, gdzie zaplanowałam postój na śniadanie. 
Trójkąt to dawna stacja Wola Szczygiełkowa. Od niej prowadzi króciutka droga do skraju wsi. Idziemy więc w tym kierunku i rozpoczynamy powrót do punktu startu.
 
Góra Miejska widziana z Woli Szczygiełkowej - zamierzamy się wdrapać do granicy lasu
 
Nie będę ukrywać – wędrujemy ze cztery kilometry asfaltem. Ale niedogodność tej nawierzchni nagradzają nam przyjemne miejsca na trasie.
Jedno z nich to malownicze rozlewisko Czarnej Wody, która przekracza szosę między Wolą Szczygiełkową a Celinami. 
 


rozlewisko Czarnej Wody

W samych zaś Celinach mamy rewelacyjne widoki na okolicę. Trzeba tylko się zatrzymać i odwrócić. Za nami widok na całe Łysogóry, Pasmo Jeleniowskie, Górę Chełmową.
 

dwa spojrzenia w kierunku Świętego Krzyża
 
Przed nami widok na Szerzawy i Bodzentyn. No i te pola… Jeszcze z odrobiną śniegu, a już gotowe na spotkanie z wiosną. Ale na razie bez skowronków.
 
w kierunku Szerzaw 
 
pola Celin
 

Miałam zaplanowaną przyjemną (czytaj – bez asfaltu) drogę prowadząca na Miejską z ominięciem Bodzentyna. Mało brakowało, a nie udało by nam się na nią wejść, bo na jej początku pojawił się nowy dom z ogrodzeniem. Na szczęście ominęliśmy zabudowania i dotarliśmy do drogi. 
 
początek podejścia
 
widok na Bodzentyn z innej perspektywy
 
W ten sposób szybko wróciliśmy do miejsca, gdzie zaczęliśmy nasza wędrówkę. I tym razem w słońcu i bez mrozu wyruszyliśmy na spotkanie wiosny.
 
wiosenne niebo
 

na razie tyle wiosny
 

I po wycieczce.
 
nasza trasa
 
Zdjęcia – Edek i ja

2 komentarze:

  1. Jedna z piękniejszych okolic regionu świętokrzyskiego.
    Dawny szlak kolejki wąskotorowej wiąże mi się z pierwszy obozem harcerskim w Baszowicach a był to rok 1946. Aby się tam dostać jechaliśmy najpierw pociągiem osobowym do Zagnańska, skąd kolejką wąskotorową do Rudek, dalej na piechotę z plecakowym wyposażeniem w okolice Baszowic, gdzie rozbiliśmy obóz, oczywiście pod dwuosobowymi namiotami.
    Przedstawione zwisające sople wyglądają jak harfa, tylko brak jej dźwięków.

    Pozdrawiam - Wiesiek

    Kapitalne wspomnienia! I dowód na to, że kolejka była wykorzystywana turystycznie.
    Lodowa "harfa" milczy na zdjęciu, ale w rzeczywistości strumyk przepływający pod nią cały szemrał i śpiewał.
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. P.S.
    Dodam tylko że jazda była na odkrytych platformach, które woziły drzewo.
    Wokół namiocika należało wykopać porządny rowek, ażeby w nocy, jak padał deszcz, z niego nie "wypłynąć"!

    Wiesiek

    Byłam i ja swego czasu na biwaku nad zalewem (chyba w Brodach). W nocy zaczęło padać. Namiociki bez tropiku. A i rowki wokół nich niezbyt dobrze wykopaliśmy. Skutki łatwe do przewidzenia.
    Ania

    OdpowiedzUsuń