Postanowiliśmy zmienić naszą stałą trasę w pobliżu zapory
Wióry. Bez zapory. I oto, co nam wyszło.
Przejechaliśmy prawie obojętnie obok zbiornika i zapory
Wióry. Zatrzymaliśmy się na niewielkim placyku w pobliżu tablicy informującej o
nowej ścieżce geoturystycznej „Dolina Świśliny” i wyruszyliśmy zapoznać się z
jej pierwszym przystankiem.
Najpierw spotkanie ze Świśliną widzianą z mostu.
Potem ze smutkiem przyglądamy się ruinie dawnego młyna. Ma
już 101 lat, ale ubiegłoroczne okrągłe urodziny nie poprawiły jego kondycji.
Podobnie z pobliskim domem młynarza, który fotografujemy zza solidnego płotu.
Ścieżka prowadzi w stronę nieczynnego od lat kamieniołomu. Jego
ściana prezentuje liczące 380 milionów lat dolomity, które na skutek ruchów
górotwórczych nie leżą poziomo, jak by się po takich dostojnych starcach można
było spodziewać, a są mocno nachylone. W dodatku geolodzy obserwują tu jakieś
niezgodności ułożenia dolomitów i piaskowców, czego prosty człowiek raczej nie
ogarnia. W tej sytuacji zacytuję doktora hab. Piotra Szreka z Państwowego Instytutu Geologicznego, który
powiada: „Skały swymi barwami i cieniami zachwycą każdego, bez względu na to,
czy wie, na co patrzy, czy też nie.”* Nas zachwyciły.
w kamieniołomie (podobno na skałach można zobaczyć ciekawe odciski, ale nie podchodziliśmy bliżej, bo wydawało się to niebezpieczne)
Z kamieniołomu ruszamy na południowy zachód ścieżką nad
Świśliną. Rzeka co jakiś czas prześwituje przez zarośla, ale jest całkowicie
niedostępna. Las ładny, zielony. Czai się na nas leśne licho – sami zobaczcie.
Kolega Internet zachwala znajdujący się w pobliżu uskok
geologiczny. Poszliśmy go szukać. Nawet nam się udało go znaleźć. Nie będzie
prezentacji na blogu, bo ten uskok jest czymś w rodzaju kompletnie zarośniętego
wąwozu, ani tam wejść, ani tym bardziej zejść po stromej ścianie. Podeszliśmy,
zobaczyli i wrócili z niczym. Bardziej nam się spodobał niewielki wąwozik,
którym prowadziła nasza droga.
Potem droga zakręciła i doprowadziła nas do znanego nam od lat
krzyża upamiętniającego dwóch młodzieńców – jeden zmarł na skutek postrzału
podczas polowania w roku 1838, a drugi w roku 1977. Więcej o tym obiekcie
znajdziecie w tym linku.
Jeśli zajrzeliście do linka, to wiecie, że kolejnym etapem
wycieczki będzie przejście (tym razem jednak przedarcie się) przez Nasz Wąwóz.
I znów wygląda on inaczej. Tym razem ciemno w nim, bo korony
drzew tworzą gęste sklepienie, no i słońce raczej się rozleniwiło.
w leśnym wąwozie
Inna sprawa to trudności z poruszaniem się między wieloma
powalonymi drzewami. Nigdy jeszcze aż tyle ich nie było. Szliśmy bardzo wolno i
jeszcze bardziej ostrożnie.
Szata roślinna znów miała dla nas ciekawostki, chociaż
wydawało się, że nie ma dla nas tajemnic. A jednak… W jednej z bocznych odnóg
odgrodzonej powalonym pniem wypatrzyłam próchnice maczugowate. Uprzedzam – to
nie jest miły widok. Te grzyby noszą dodatkową nazwę „palce umarlaka”. Skoro
uprzedziłam – pokazuję. Będą i inne ciekawostki.
Z wąwozu wychodzimy innym wąwozem, który na początku dla
zmylenia przeciwnika udawał łagodną leśną dróżkę. Tak czy inaczej wyprowadził
nas z lasu na skraj Dołów Opacich.
We wsi prawdziwy raj – cisza, spokój,
kolorowe ogródki, postój na wygodnej ławeczce. Dla dodania sobie nieco
adrenaliny rozwiązaliśmy quiz internetowy z wiedzy ogólnej. Dzięki współpracy
osiągnęliśmy maksymalny wynik. I niech ta pochwała na blogu będzie naszą
nagroda za wiedzę i współpracę.
Ostatni odcinek trasy jest najgorszym, co mogłam wymyślić –
ścieżka zarośnięta, ma nawet coś jakby przyjemne wąwozy, ale skryte w chaszczach nie do przebycia. Duszno
tam, gorąco i ciągle istnieje obawa, że może gdzieś się czają kleszcze lub
inne paskudztwa. Na szczęście trwało to dosyć krótko i szybko wyszliśmy w
pobliżu młyna, a potem zajrzeli do kamieniołomu, żeby znów się zachwycić skałami,
które były inaczej oświetlone niż rano.
w zaroślach taka oto roślinka - wyżpin jagodowy (nazwę znalazłam w internecie, sama bym nigdy nie wymyśliła ani nie zgadła)
Skusiły nas też schodki prowadzące ku rzece. Widać z nich
nurt Świśliny z bliska.
I to był właściwie koniec wycieczki, ale spróbowaliśmy
jeszcze zajrzeć do kamieniołomu Doły Biskupie. Można się tam dostać z Witulina
po przekroczeniu rzeki.
Do kamieniołomu prowadzi najpierw szlak niebieski, a tam
przy dorodnym klonie należy skręcić w ścieżkę prowadzącą w prawo. Tak poszliśmy.
Ze ścieżki były przyjemne widoki na okolicę.
Ściana kamieniołomu zarośnięta kompletnie. Widać ledwie
drobne jej fragmenty. Wydobywano tu piaskowiec. W ostatnich latach pojawiła się
tu figura maryjna poświęcona pamięci byłych pracowników kopalni piaskowca,
szczególnie tych, którzy zginęli przy ciężkiej i niebezpiecznej pracy. Jej autorem jest pan
Stanisław Gałka, którego dziadek zginął w tej kopalni.
I to już koniec wycieczki.
Zdjęcia – Edek i ja
* tę wypowiedź znalazłam w relacji z otwarcia wspominanej tu
ścieżki – oto link do strony
Ciekawa wycieczka i skałki z bliska też...
OdpowiedzUsuńDziękuję, było przyjemnie.
Usuń