Dla uniknięcia upału wybraliśmy się na krótki spacer po
rezerwacie. Oczywiście wypada dodać, że rezerwat Sufraganiec znajduje się tuż
przy granicy Kielc, najłatwiej wejść do niego od strony ulicy Gruchawka. Dawnymi
czasy był też dostępny od strony stacji kolejowej Kostomłoty. Nadal jest.
Problem w tym, że pociągi tam się zatrzymują tak rzadko, że szkoda słów.
rezerwat leśny Sufraganiec i przepływający przezeń strumyk Sufragńczyk (to poplątanie nazw to chyba dla zmylenia przeciwnika, bo rzeczka o nazwie Sufragniec nawet nie dotyka granicy rezerwatu)
Wędrówkę rozpoczęliśmy przy pomniku upamiętniającym
utworzenie w sierpniu 1944 r. II Batalionu 4 Pułku Piechoty Legionowej AK,
który stąd wyruszył na pomoc walczącej Warszawie. Przy pomniku byliśmy na tyle
wcześnie, że w lesie unosiła się delikatna mgiełka i, w co trudno uwierzyć,
panował przyjemny chłód.
Tuż za pomnikiem wyłania się tonąca w zieleni ścieżka w
stronę lasu. Po niewielkiej kładce przekraczamy Sufragańczyk i wchodzimy do
rezerwatu. Sporo tu ścieżek wszelakich – jedne szerokie, wygodne, inne nieco
węższe, ale za to ciekawsze, bo prowadzą ku strumieniowi.
Sufragańczyk płynie w wyrzeźbionym przez siebie wąwozie,
czasem trudno podejść do niego, bo ściany wąwozu są strome.
Innym razem brzeg strumienia zarastają gęsto paprocie.
Bardzo często strumień tarasują leżące w poprzek pnie starych
drzew. One też nie ułatwiają spaceru nad wodą.
Czasem więc trzeba się wspinać na wysoki brzeg wąwozu,
czasem idzie się łatwo, czasem wypada przejść przez strumień po kamieniach. Nie
ma powodu do narzekania na nudę.
Cały czas jesteśmy w cienistym lesie, ale słońce sprawia nam czasem miłe niespodzianki w postaci złocistych plam światła.
Nie da się nie zauważyć korzeni drzew, które robią, co w ich mocy, aby utrzymać siebie i całe drzewo przy życiu. A woda podmywa...
I tak wężykiem docieramy do miejsca, gdzie nad
Sufragańczykiem ustawiono kilka mostków i wykonano schody dla spacerowiczów.
Jest tu również ocembrowane źródełko. Nie wyglądało ono jakoś atrakcyjnie i
nikt nie odważył się próbować wody z niego.
Jacek pomaszerował w zarośla, gdzie natrafił na tamę
zmajstrowaną przez bobry. Samych budowniczych nie udało nam się spotkać.
Pierwotny plan wycieczki zakładał przejście dalej znakowaną
na żółto ścieżką spacerową i zrobienie pętelki w stronę góry Trójecznej. Z
powodu zapowiadanego upału zajrzałam jedynie w kierunku planowanej ścieżki i
wróciłam do rezerwatu.
Teraz czekało nas przejście znakowanymi leśnymi ścieżkami w
kierunku Kielc. Na tym odcinku dominują dorodne jodły. Co i raz pojawia się
dąb, a przy ziemi cieszą oko kolorem pszeńce gajowe.
Ścieżka doprowadza do polanki z miejscami wypoczynku. Cóż,
dziwnie niektórzy wypoczywają – stoły i ławki zapiaszczone jak by stadko
zapaleńców w brudnych butach wykonywało na nich tańce godowe po przejściu trasy
przez ścieżki rezerwatu. Da się również zauważyć brak solidnych tablic
informacyjnych, które tu niegdyś obrazowały ciekawostki z leśnej okolicy.
a z tablic tylko taka amatorska na szlaku (zwróćcie uwagę, że zawieszona na sęku, nie przybita)
przymiotno białe
przymiotno białe
Po krótkim postoju wracamy na miejsce startu i po wycieczce. Zajęła nam ona półtorej godziny. Sąsiedzi ledwie wstawali, kiedy ja już
wracałam z niedzielnej wycieczki.
Zdjęcia – Edek i ja
Piękne fotki i masa zieleni w różnych odcieniach...
OdpowiedzUsuńDziękuję. Na szczęście oprócz zieleni zastaliśmy też wodę w strumieniu. Pamiętam takie lato, że prawie nic wody w Sufragańczyku nie zostało.
Usuń