W środę wybraliśmy się pierwszym porannym autobusem za
miasto. Dowiózł nas na skraj lasu nad zalewem Bernatka. Zaglądaliśmy tu zwykle
przynajmniej raz do roku, ale ostatnio mieliśmy spora przerwę i dlatego
zaskoczyły nas zmiany nad zalewem.
Wyglądało na to, że zalew zniknął. Jego brzegi tak zarosły
drzewami i krzewami, że z przystanku autobusowego nie było go widać w
gęstwinie. W takiej sytuacji należało sprawdzić, jak się sprawy mają. Już
pierwsza luka między drzewami rozwiała nasze wątpliwości – zalew jest, ale do
wody nie jest łatwo się dostać. Trzeba szukać dojścia.
tama (nie do wiary, ale w miejscu, gdzie odpływa woda z zalewu taplały się dwa dziki)
widok na leśny brzeg zalewu
widok na leśny brzeg zalewu
Obeszliśmy cały zalew (duży to on nie jest), bo wzdłuż
leśnego brzegu prowadzi świetna ścieżka.
Dotarliśmy też na piaszczystą plażę z pomostem. Wypływa z
tego wniosek, że jednak do wody można się dostać. Są nawet zainstalowane
solidne betonowe leżaki dla wypoczywających.
W cieniu stoi przypominająca żaglowiec konstrukcja służąca
dzieciom do zabawy. A za solidnym drewnianym płotem skrywa się nie wiadomo co.
Dochodzę do wniosku, że nad zalewem trwają prace modernizacyjne. Czy jest
udostępniony do kąpieli i wypoczynku – nie wiem.
Pora zakończyć spotkanie z zalewem i ruszyć w las. Droga
rewelacyjna. Pamiętamy ją jako błotnistą. Ale to było dawniej. W czasie upałów
błoto zniknęło zupełnie, a drzewa rzucają ożywczy cień.
Zatrzymujemy się przy piętrowej kapliczce, a potem spokojnie
maszerujemy dalej.
Wypatrujemy naszego starego dobrego znajomego –
spróchniałego pnia po prawej stronie drogi. Jest dalej niż się spodziewam, ale
jest. Dawniej przypominał żagiel, teraz jest sterczącą drewnianą igłą.
Wypatrzyłam go w lipcu 2010 roku. Tak wtedy wyglądał.
Jeszcze u jego stóp
leżała górna część pnia. Już od dawna jej brak.
tu stan z maja 2014 r. (na blogu są jeszcze zdjęcia z innych lat, ale przecież nie będę podawać 9 linków)
Przypuszczam, że za jakiś czas
i naszej igły też nie zastaniemy – drzewo spróchnieje całkiem. Ale na razie
ciągle je możemy obserwować.
Kolejnym starym dobrym znajomym jest dąb na niewielkiej
polance. Cały obwieszony kapliczkami. Pięknie się trzyma i rośnie.
Spodziewamy się spotkania z leśnym strumieniem. Jego
obecność zapowiadają krwawnice i wiązówki błotne. Strumyk faktycznie jest, ale
prawie niewidoczny w zaroślach gęstej roślinności.
Tuż obok powinien rosnąć wawrzynek wilczełyko. Rósł. Teraz
rośnie tam młodnik sosnowy.
A dalej znów las, cień drzew i miejsce wypoczynku
przy spotkaniu z żółtym szlakiem.
Rezygnujemy z przejścia szlakiem. Mamy
przecież świetną drogę, która doprowadzi nas do granicy miasta. Jesienią
mijaliśmy tu malownicze rozlewiska, zimą zamarznięte kałuże, a teraz sucho tu i
tylko czasem przez liście przeziera słońce.
Ale słyszymy narastający szum aut. Tak, docieramy do
obwodnicy Skarżyska. Oj, cienia tu nie uświadczysz.
To już nasze dobrze znane kąty, wiemy, jak iść, żeby się
skryć przed palącym słońcem.
I tak docieramy do domu. I po wycieczce.
Zdjęcia – Edek i ja
Nawet z bajora można zrobić cacko... :)
OdpowiedzUsuńWażny jest punkt, z którego się patrzy. Z daleka wyglądało to wszystko fatalnie.
UsuńPamiętam stawek Bernatka z dawnych czasów ubiegłego wieku.
OdpowiedzUsuńDomki kampingowe, drewniany pomost, niewielka plaża, zapora i wokoło zarośla i otaczający las. Można by tam rzeczywiście urządzić wypoczynkowe miejsce, konkurujące co prawda w mniejszej skali z Rejowem!
Pozdrawiam - Wiesiek
Też go tak pamiętam. Był też sympatyczny bar, gdzie można było kupić lody. Zza płotu na skraju lasu przezierają teraz jakby domki kempingowe, ale nie ma pewności, czy to rzeczywiście to. Teren dawnej plaży porasta trawą.
O, przypomniałam sobie jeszcze, że jako licealistka w ramach czynu społecznego malowałam siatkę płotu otaczającego teren ośrodka na Bernatce. Po pracy można było skorzystać z huśtawki, co zrobiłam, ale mi to nie posłużyło. Farba olejna plus huśtawka to dla mnie zabójcze połączenie.
Ania