piątek, 6 września 2024

Jedlnia – w lesie i nad wodą

Startujemy na stacji kolejowej w Jedlni Kościelnej. Dalsza wędrówka, jak przewiduję, odbędzie się bez problemów, bo prowadzi nas szlak zielony. To się jeszcze okaże.
Początek szlaku niezbyt pociągający – ot, skromny las, droga chyba niegdyś asfaltowa. Ciepło. Nic szczególnego.
 
początek wędrówki
 
W końcu droga zmienia swój charakter na leśny. W okolicy leśniczówki Adolfin spotykamy pierwsze okazy dorodnych drzew – dęby, akację czy buki. 
 
pień okazałego dębu
 
las na szlaku
 
kostropaty pień akacji

My jednak z niecierpliwością oczekujemy spotkania z jednym drzewem. To pomnikowy buk Kościuszki. Trochę się obawiałam, że możemy go przegapić. Nic z tych rzeczy. Buk jest tak okazały, że nie sposób go nie zauważyć. 
 
buk Kościuszki 
 
Znalazłam informacje, że ma 28 m wysokości i ok. 3 m średnicy. Koledzy próbowali go objąć i doszliśmy do wniosku, że ten obwód jest jednak większy – we trzech ledwo dali radę. 
 

 

Kolejna sprzeczność – wiek buka szacuje się na 180 lat, a Kościuszko miał pod nim odpoczywać w roku 1794. To się nam rachunek nie zgadza. Ale nie bądźmy zbyt drobiazgowi – najważniejsze, że buk dorodny. Podobno największy okaz tego gatunku w całej Puszczy Kozienickiej.
 
buk pnie się wysoko
 
Teraz przed nami kolejna ciekawostka, do której musimy w pewnym momencie odejść od szlaku. Ten moment następuje, a szlak nie chce odejść od nas. Wniosek – zmieniono jego przebieg, a mapa tego nie uwzględnia. Tak czy siak docieramy do planowanego miejsca postoju nad Trzema Stawami. 
 

Trzy Stawy

I znów pomyłka w liczeniu – nazwa wskazuje na trzy stawy, mapa pokazuje dwa. Może niegdyś był tu jeszcze jeden, ale wysechł. Te dwa, które widzimy, też mają podejrzanie niski poziom wody. Cóż, lato nad wyraz suche tego roku.
 

Wypada obejść stawy. Pozwala na to nieco zarośnięta ścieżka nad mniejszym stawem. Po dotarciu do grobli rezygnuję z dalszego obchodu, bo ciąg dalszy ścieżki to właściwie chaszcze. 
 
mniejszy staw
 
grobla
 
większy staw
 
Po krótkim odpoczynku wracamy na szlak, a ten zaczyna znów stroić fochy. Ni z tego ni z owego opuszcza zaplanowaną drogę i skręca w las. Trudno przewidzieć, gdzie nas zawiedzie, a my koniecznie chcemy wdrapać się na Mysie Górki, do których prowadzi szlak na mapie. Idziemy więc zgodnie z mapą, a szlak pozostawiamy samemu sobie. W końcu jednak do nas dołączył w pobliżu owych górek.
Tu spotykamy najpierw oryginalny krzyż. Został on pierwotnie ustawiony 9 listopada 1917 roku przez Mikołaja Przyrowskiego, który tym gestem prosił Boga o wybawienie od wojny (to moja wersja napisu na belce krzyża). W roku 2003 wystawiono tu nowy krzyż, ale uszanowano stary krzyż, którego część, tę z napisem, wmontowano w nowy. 
 
miejsce ustawienia krzyża 
 
belka z oryginalnym napisem
 

I w końcu przed nami Mysie Górki (183 m n.p.m.). Te wzniesienia to wydmy polodowcowe. 
 
Mysie Górki
 
Bardzo przyjemne w kształcie, ale sakramencko trudne do przejścia. Czemuż, skoro takie niewielkie? Powód prosty i bolesny jednocześnie. Górki są jakby wyliniałe. Ja bym je nawet nazwała Łyse Górki, bo zostały ogołocone z lasu, co w upalny dzień powoduje przejście w trudnym do zniesienia gorącu i pyle (buty do prania, stopy czarne). Widać, że posadzono tu rzędy sosenek, ale kiedy  z tego znów będzie las…
 

takie to te górki 

Kiedy znów docieramy do prawdziwego lasu, to już jesteśmy nad wodą. Przed nami zalew Siczki na rzece Gzówce w Jedlni Letnisku. 

na północnym brzegu zalewu

Zmęczenie upałem daje się odczuć, postanawiam więc nie obchodzić całego zalewu, choć to możliwe. Przechodzimy na jego południowy brzeg i zmierzamy ku stacji kolejowej. 
 

Spotykamy miejsce bardzo dla mnie cenne – niedawno utworzoną ścieżkę edukacyjną imienia Artura Tabora, wspaniałego fotografa przyrody. Zajrzeliśmy jedynie na jej początek, ale może jeszcze kiedy trafi się okazja przejścia jej całej, skoro już jest. 
 

Dalsza trasa prowadzi nad zalewem, który robi się coraz bardziej malowniczy. Szczególnie podziwimy stare drzewa nad jego brzegiem. Jak to dobrze, że się ostały. 
 

południowy brzeg zalewu

żółciak siarkowy na jednym ze starych drzew

W drodze ku stacji przechodzimy cichymi uliczkami letniska i zatrzymujemy się na kilka minut przy niezwykle oryginalnym kościele pod wezwaniem św. Jana Oblubieńca NMP. Jego pierwotna forma to neogotycki murowany kościół zbudowany jako kaplica w latach 1905 – 06. 
 

Dobudowano do niego w latach 20. drewnianą część w stylu zakopiańskim. Tak sklejona całość wygląda osobliwie, ale nie razi. 
 

kościół i zbudowana w tym samym czasie dzwonnica mają status zabytków
 
Mieliśmy nawet okazję zajrzeć do wnętrza świątyni przez otwarte drzwi. 
 
nawa główna 
 
neogotycki ołtarz
 

Naszą wycieczkę kończymy na stacji kolejowej, przed którą jeszcze zatrzymuje nas pomnik wystawiony w hołdzie mieszkańcom Jedlni poległym i pomordowanym w czasie 2 wojny światowej. 
 
 
I to już koniec wycieczki.
 
nasza trasa
 
Zdjęcia – Edek i ja

2 komentarze:

  1. Tych miejsc nie widziałem... zajęcia były w ośrodku energetyki. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja byłam nad Trzema Stawami osiem lat temu i zawsze chciałam tam wrócić. Teraz udało mi się wykombinować trasę z dogodnym dojazdem. Skromnie dodam, że dumna jestem z siebie, że tak to dobrze zorganizowałam.

      Usuń