poniedziałek, 2 września 2024

Na czerwonym szlaku z Wąchocka do Skarżyska

Ostatnio chadzamy jedynie częścią tego szlaku – od Marcinkowa, a teraz poszliśmy na całość. Startujemy na stacji kolejowej i kierujemy się bez ociągania nad zalew.
 
zapora na Kamiennej
 
Porządnie tam zmarzliśmy, bo poranek chłodny i wietrzny nad wodą. Ale przynajmniej mieliśmy dobre tempo marszu.
 
brzeg zalewu
 
jeżogłówka gałęzista przy brzegu już ma owoce
 
Niewielki postój nastąpił przy kaplicy św. Rocha ufundowanej w roku 1838 przez wąchockiego mieszczanina, Obarskiego. Tej to kaplicy zawdzięcza Wąchock słynne odpusty „na Rocha”, na które zjeżdżała się ludność wszystkich okolicznych wiosek.
 
 
widok na kaplicę z dwóch stron

Szlak prowadzi dalej ku niewielkiemu stawowi na skraju Marcinkowa. Przed nim zauważamy bagniste rozlewisko.
 
lepiej nie podchodzić
 
Dalej już sam staw. 
 


Choć tym razem nie sam – kilku wędkarzy ze spokojem próbuje coś złowić. I jednemu – temu, który siedzi na pomoście wysuniętym na środek akwenu – udało się  złowić amura. Obwieścił to wszem i wobec. Za daleko był, żeby rybę sfotografować…
 


Kolejne emocje przeżywamy na stromym brzegu piaskowni. Trzeba tu zachować najwyższą ostrożność. Ale sama piaskownia bardzo rozległa i malownicza. Warto rzucić na nią okiem, byle się nie pchać blisko.
 




Szlak wkracza do lasu, w którym spodziewamy się spotkania ze wzgórzem Pleśniówka położonym po lewej stronie drogi. 
 

Koledzy wdrapują się na szczyt z pozostałościami wieży obserwacyjnej sprzed lat. Ja zaś spokojnie szukam grupy skałek będących pomnikiem przyrody. W końcu spotykamy się przy tych skałkach. 
 


najbardziej znane skałki Pleśniówki znoszą cierpliwie nasze wścibstwo

Potem zaglądamy do drugiej grupy skałek za zakrętem szlaku. Te są bardziej kanciaste niż tamte, pomnikowe. Ale też je lubimy.
 
na zakręcie
 

druga grupa skałek

Tym razem jesteśmy nadzwyczaj zdyscyplinowani i ani na krok nie schodzimy ze szlaku. 
 
taki las zawsze najlepszy do wędrowania
 
Docieramy bez problemu nad Kamienną i zatrzymujemy się w okolicy czwartego młyna. Trzeba przyznać, że sporo tam ludzi, niektórzy wędkują. 
 
 
My podziwiamy bystry nurt rzeki i nieco ubolewamy nad jej niskim stanem wody. Paliki na miejscu młyna mocno wystają. 
 

pozostałości czwartego młyna 

Maszerujemy dalej lasem (tym razem ścieżką bez szlaku, znudziła nam się turystyczna dyscyplina).
 
 
Docieramy do rozlewiska Kamiennej przy młynie zamienionym w niewielką elektrownie wodną. No cóż – rozlewisko jest, ale zamulone, koryto rzeki płytkie i wąskie. 
 

kamienna przy młynie Łyżwy

Bez problemu przedostajemy się na drugi brzeg, żeby zrobić fotki młyna z tamtej strony. 
 
sucho...
 
niepotrzebne koło młyńskie
 
przy niskim poziome wody młyn wygląda jak zza krzaka
 

Jeszcze tylko spotkanie z rzeką na osiedlu Łyżwy i już można kończyć wędrówkę.
 
i tu Kamienna raczej płytka
 
Korzystamy z autobusu. Ja wysiadam w pobliżu nowego obiektu kolejowego zdobiącego nasze miasto. Jest nim niewielka lokomotywa spalinowa manewrowa małej mocy LS40. Była produkowana na przełomie lat 50. i 60. w Fabryce Lokomotyw imienia (i tu uwaga!) Feliksa Dzierżyńskiego (!). Ten konkretny egzemplarz zbudowano w roku 1959. Specjalnie dla niej ułożono mały odcinek torów przy rondzie w dzielnicy Dolna Kamienna. 
 
urocza, podobno ciągle sprawna, malutka lokomotywa
 
Zdjęcia – Edek i ja

2 komentarze:

  1. Klasyka jak za dawnych lat bywało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To by znaczyło, że świat wraca do normalności. Żeby tak jeszcze młodość wróciła...

      Usuń