Koniec lata zwiastuje kwitnący wrzos. Trzeba przyznać, że
już raczej przekwitł, takie upalne i suche lato mamy w tym roku. Na upalną
wrześniową niedzielę wybrałam inny Wrzos – wieś w gminie Przytyk. Ma ona
wielowiekową historię jako wieś szlachecka. Gdzie najłatwiej spotkać ślady tej
przeszłości? W kościele i na cmentarzu, rzecz jasna.
We Wrzosie znajduje się najstarszy zabytek gminy Przytyk –
kościół pod wezwaniem św. Wawrzyńca, zbudowany w roku 1420 w stylu gotyckim
jako budowla ceglana. Jeśli podejść do kościoła, można zauważyć stare cegły
jego ścian. Zdecydowanie nie wszystkich, bo świątynia była rozbudowywana na
początku dwudziestego wieku, a potem odbudowywana po zniszczeniach z czasów 1
wojny światowej. Trudno więc uwierzyć w jej sędziwy wiek, ale skoro oficjalnie
się do niego przyznaje, nie polemizujmy.
Piękne sklepienie nawy głównej i ołtarze kojarzą się z
neogotykiem.
W ołtarzu głównym umieszczono namalowany przez Rafała Hadziewicza obraz przedstawiający męczeństwo świętego Wawrzyńca.
Najstarszym obiektem w kościele jest gotycka kropielnica,
pierwotnie chrzcielnica, z herbami szlacheckimi. Wśród nich warto zauważyć herb
„jeleń”, którym pieczętował się ród fundatorów kościoła – Potkańskich.
Ważne rody szlacheckie upamiętniają tablice epitafijne na
ścianach kościoła.
Są też i tablice poświęcone zasłużonym kapłanom.
Przy ambonie umieszczono tablicę upamiętniającą
wieloletniego proboszcza, księdza Antoniego Ambrożewicza. Wsławił się on nie
tylko działalnością duszpasterską. Był bardzo zaangażowany w działalność
patriotyczną, wspierał oddziały
powstańcze w czasie powstania styczniowego.
Przy wejściu do kościoła umieszczono niedawno tablicę
upamiętniającą księdza Władysława Paciaka, która dokładnie opisuje jego
zasługi.
Dodam, że w kaplicy Ukrzyżowania znajduje się obraz "Zdjęcie z Krzyża" namalowany przez
księdza Paciaka.
Najnowszą dumą parafian są piękne witraże, zainstalowane w
latach 2021 – 23. Zaprojektowała je i wykonała Marta Wdowska-Palus.
Mnie zaś urzekł niewielki obrazek przedstawiający MB
Różańcową mieszczony w ołtarzu drugiej kaplicy kościelnej. Okazuje się, że był on zabierany przez okoliczne rycerstwo na
wyprawy wojenne. O, gdybyż umiał przemówić…
To by dopiero były historie!
Na cmentarzu parafialnym zatrzymujemy się przy płycie
nagrobnej dziedziczki Wrzosu, Franciszki z Chruszczów Rudzkiej. Czyż nie
wzruszająca inskrypcja?
W ostrym świetle słońca udało nam się wypatrzyć dwa pomniki
powstańców styczniowych poległych w bitwie pod Wirem 23 sierpnia 1863 r. Zginęło
wtedy 27 Polaków.
Jest jeszcze jedna pamiątka powstania styczniowego. Na budynku przy kościele zauważamy mural „Ranny
powstaniec” namalowany na podstawie obrazu Stanisława Witkiewicza pod tym samym
tytułem. Autorami muralu są Łukasz Rudecki i Paweł Witkowski.
Jeszcze pożegnalne spojrzenie na kościół i kierujemy się leśną szosą na wschód.
W lesie wypatrzyłam ładną drogę, która zaprowadziła nas na północny brzeg
najnowszego obiektu w gminie Przytyk – zalewu Jagodno, który powstał w roku
2015 na rzece Wiązownicy. Bardzo to przyjemny akwen – rozległy, z urozmaiconą
linią brzegową porośniętą lasem.
Okalające go piaszczyste drogi dostępne nie
tylko dla pieszych, ale i dla aut. Tego dnia było ich niezwykle dużo, bo akurat
na zalewie odbywały się zawody wędkarskie. Czasem czuliśmy się jak intruzi
mącący ciszę i skupienie wędkarzy.
Przeszliśmy na drugi brzeg przez tamę.
Na południowym brzegu zalewu jakby ciekawej. A to wyspa, a
to dorodne drzewa na cyplu.
Jest też niewielkie rozlewisko obok zalewu. Teraz mocno
zarośnięte szuwarami, ale wiosną może wyglądać atrakcyjnie.
No i spotkaliśmy biegacza, który zburzył cały mój plan
wycieczki doradzając przejście przez Wiązownicę po chybotliwej kładce. Zanim
sobie przypomniałam, że miałam zaplanowane podejście brzegiem rzeki do solidnej
kładki przy młynie, już byłam na środku rzeki. Deski pode mną chwiejne, śmierć
w oczach i już nie ma mowy o odwrocie.
Okazało się, że doszliśmy w ten sposób do naszej pierwszej
drogi, nią wróciliśmy do szosy i pomaszerowali w kierunku młyna. Ten okazał się
obiektem prywatnym z zakazem wstępu. Na szczęście właściciel był na miejscu i w
drodze wyjątku zezwolił nam podejść do młyna i zrobić kilka zdjęć. Zaś co do
kładki, to ta rzeczywiście solidna.
Wracamy na punkt startu i pora do domu. A tu nawigacja kieruje
nas na drogę do Konar. To znaczy, że trafiliśmy nad Zalew Domaniowski i do
parku przy Pałacu Domaniowskim.
Minęło już 7 lat od naszej poprzedniej
bytności (tu link do relacji). Widać, że pałac cieszy się teraz dużym powodzeniem, w jego otoczeniu
powstało sporo nowych obiektów. Na gości czeka mnóstwo atrakcji. Warto było go znów odwiedzić.
I to już zdecydowanie koniec wycieczki i relacji.
Zdjęcia – Edek i ja
Fajna pętelka... w nieznane mi tereny.
OdpowiedzUsuńMy się też tam nie zapuszczaliśmy, bo nie było czym dojechać. Dzięki koleżance mogliśmy szybko i sprawnie dotrzeć na miejsce. Te okolice skrywają wiele ciekawostek. Wystarczy poszukać.
Usuń