Misją zajmiemy się na zakończenie wyprawy. Najpierw zwykła
turystyczna rutyna.
Skoro Bolmin, to start z parkingu przy kościele pod
wezwaniem Narodzenia NMP.
Oczywiście nie może się obejść bez stałego spojrzenia na
Grząby Bolmińskie, na które może znów się kiedyś wybierzemy. Kto wie…
Potem schodzimy z kościelnego wzgórza szlakiem niebieskim w
stronę Czubatki.
Stopniowo wrześniowy poranek robi się coraz cieplejszy. A na
szlaku spotykamy coraz więcej białych kamieni różnej wielkości. To wapienie
jurajskie, z których jest zbudowana nasza góra.
W partii szczytowej podziwiamy porządne grzędy skalne z
tychże wapieni.
Zostały one objęte ochroną jako pomnik przyrody nieożywionej.
Zabawnie się czyta internetowe opisy tych wychodni jako nasłonecznionych,
gołych skał porośniętych roślinnością naskalną. Ci, co to piszą, chyba już lata
całe na Czubatce nie byli. Odkąd pamiętam, skały na szczycie były mocno
zarośnięte i niedostępne. A teraz skryte w gęstych zaroślach pokrywają się
mchem. Pozostałe rośliny już zapewne przekwitły i teraz trudno je dostrzec.
Wiem, ryzykujemy, ale ostrożnie schodzimy w paru miejscach do skałek. Trzeba bardzo
uważać, bo podłoże mocno nachylone, a i krzaczory okrutne utrudniają
przechodzenie.
jak te skały prezentowały się dawniej, możecie zobaczyć we wcześniejszych wpisach z roku 2016 i 2022
Udało się, ale nie polecam naśladownictwa.
U podnóża Czubatki szlak niebieski łączy się z czarnym i
wspólnie prowadzą na północ. W pobliżu zalewu Zakrucze przechodzimy na
niebieski, żeby rzucić okiem na Wierną Rzekę, mostek na niej i sam zalew. Wody
przybyło.
Później mały postój śniadaniowy pod sosnami i marsz w
kierunku miejsca, którego dotychczas nie odwiedzaliśmy.
To niewielki cmentarz w
lesie, właściwie tuż przy wsi Milechowy. Pochodzi on z czasów pierwszej wojny
światowej. Jest tu pochowanych 13 bezimiennych żołnierzy. Miejsce zadbane,
pamiętane. Dobrze, że udało nam się do niego trafić, co zresztą wcale nie jest
takie trudne.
Od cmentarza wracamy już w stronę Bolmina. Najpierw idziemy
przyjemną leśną ścieżką, do której trudno było trafić, ale się zawzięłam i ścieżka
znaleziona. Dalej zaś już nie ma wyjścia – trzeba maszerować szosą. Liczyłam na
widoki z niej na Grząby Bolmińskie, ale niezbyt często wyłaniały się zza
krzaków przydrożnych.
I wreszcie nadeszła pora wypełnienia misji.
Wykiełkowała ona
w mojej głowie w marcu, kiedy w Kieleckim Teatrze Tańca obejrzałam spektakl
„Łaszczyńscy w służbie ludzkości”. Wydawało mi się, że sporo wiem o braciach,
Stanisławie i Bolesławie Łaszczyńskich, którzy całe swe życie poświecili
Miedziance – kopalni miedzi i zakładowi hydroelektrolizy miedzi. Te prace
bazowały na wynalazkach Stanisława i wspólnej pracy nad rozwojem wydobycia i
produkcji miedzi. Jednak, co innego wiedzieć z opowieści w Muzealnej Izbie
Górnictwa Kruszcowego (tu link do relacji), a co innego zobaczyć w wykonaniu
artystów sceny z życia braci i ich rodziny, troski i radości, pracę górników i
więź z mieszkańcami wsi.
poznajemy historię rodu (w roli Marii, żony Bolesława, Monika Węgiel Jarocińska, jako Maria, matka braci, Ewa Serwa)
Opowieść o Łaszczyńskich zakończono w chwili, gdy wdowa po
Bolesławie opuszcza Miedziankę. Bracia już nie żyją – Stanisław zginął
zastrzelony przez Niemców na początku wojny w Kielcach. Bolesław zmarł w
Miedziance w roku 1947. Został pochowany na cmentarzu w Bolminie we wspólnym
grobie ze swoją zmarłą w wieku 16 lat córka i matką, która u syna spędzała
ostatnie lata życia. O tym wcześniej nie wiedziałam.
Jak się nietrudno domyślić, cała nasza wycieczka została
zorganizowana po to, by odszukać grób Bolesława Łaszczyńskiego. Nie jest to
trudne. Na murowanej katakumbie otoczonej metalową barierką wznosi się pochyły krzyż
z czerwonego piaskowca. U podstawy krzyża tablica z nazwiskami zmarłych. Litery
przez lata wyblakły, trudno je odczytać, grób zarośnięty wysoką trawą.
Misja wypełniona, opuszczamy cmentarz, a potem i Bolmin.
I po wycieczce.
Zdjęcia – z archiwum KTT – pan Bartosz Kurek, z trasy – Edek i ja
Klimatyczne fotki a szczytny cel wyprawy godny pochwały.
OdpowiedzUsuńWidać jednak słabe przygotowanie, bo należało się nastawić na sprzątnięcie grobu.
UsuńNiedobrze, co dopiero wróciłem, a już widzę kolejne fajne miejsca. :-) W przyszłym roku jednak jakiś "odwyk", bo kuszą inne miejsca w Polsce (od Podlasia po Góry Stołowe). Trochę żałuję, że nie dałem rady czasowo zwiedzić Bukową Górę.
OdpowiedzUsuńZawsze cos zostaje do zwiedzenia. ja, na przykład, nie byłam na Podlasiu. Może to jakiś pomysł na kolejne lato...
Usuń