środa, 18 września 2024

Bolmin – wycieczka z misją

Misją zajmiemy się na zakończenie wyprawy. Najpierw zwykła turystyczna rutyna.
Skoro Bolmin, to start z parkingu przy kościele pod wezwaniem Narodzenia NMP. 
 
widok z trasy na kościół górujący nad okolicą
 
Oczywiście nie może się obejść bez stałego spojrzenia na Grząby Bolmińskie, na które może znów się kiedyś wybierzemy. Kto wie…
 

Potem schodzimy z kościelnego wzgórza szlakiem niebieskim w stronę Czubatki.
 
Czubatka na horyzoncie
 
na szlaku
 

Stopniowo wrześniowy poranek robi się coraz cieplejszy. A na szlaku spotykamy coraz więcej białych kamieni różnej wielkości. To wapienie jurajskie, z których jest zbudowana nasza góra.
 

W partii szczytowej podziwiamy porządne grzędy skalne z tychże wapieni. 
 


Zostały one objęte ochroną jako pomnik przyrody nieożywionej. 
 
tabliczka ledwo widoczna
 
Zabawnie się czyta internetowe opisy tych wychodni jako nasłonecznionych, gołych skał porośniętych roślinnością naskalną. Ci, co to piszą, chyba już lata całe na Czubatce nie byli. Odkąd pamiętam, skały na szczycie były mocno zarośnięte i niedostępne. A teraz skryte w gęstych zaroślach pokrywają się mchem. Pozostałe rośliny już zapewne przekwitły i teraz trudno je dostrzec.
 

Wiem, ryzykujemy, ale ostrożnie schodzimy  w paru miejscach do skałek. Trzeba bardzo uważać, bo podłoże mocno nachylone, a i krzaczory okrutne utrudniają przechodzenie. 
 
jak te skały prezentowały się dawniej, możecie zobaczyć we wcześniejszych wpisach z roku 2016 i 2022
 
Udało się, ale nie polecam naśladownictwa.
 
schodzimy 
 
a przy ścieżce gwiazdosz
 

U podnóża Czubatki szlak niebieski łączy się z czarnym i wspólnie prowadzą na północ. W pobliżu zalewu Zakrucze przechodzimy na niebieski, żeby rzucić okiem na Wierną Rzekę, mostek na niej i sam zalew. Wody przybyło.
 
na kładce (zwróćcie uwagę, jak wysoki jest poziom wody w rzece)
 

zalew Zakrucze
 

Później mały postój śniadaniowy pod sosnami i marsz w kierunku miejsca, którego dotychczas nie odwiedzaliśmy. 
 

To niewielki cmentarz w lesie, właściwie tuż przy wsi Milechowy. Pochodzi on z czasów pierwszej wojny światowej. Jest tu pochowanych 13 bezimiennych żołnierzy. Miejsce zadbane, pamiętane. Dobrze, że udało nam się do niego trafić, co zresztą wcale nie jest takie trudne.
 
 

Od cmentarza wracamy już w stronę Bolmina. Najpierw idziemy przyjemną leśną ścieżką, do której trudno było trafić, ale się zawzięłam i ścieżka znaleziona. Dalej zaś już nie ma wyjścia – trzeba maszerować szosą. Liczyłam na widoki z niej na Grząby Bolmińskie, ale niezbyt często wyłaniały się zza krzaków przydrożnych.
 

I wreszcie nadeszła pora wypełnienia misji. 
Wykiełkowała ona w mojej głowie w marcu, kiedy w Kieleckim Teatrze Tańca obejrzałam spektakl „Łaszczyńscy w służbie ludzkości”. Wydawało mi się, że sporo wiem o braciach, Stanisławie i Bolesławie Łaszczyńskich, którzy całe swe życie poświecili Miedziance – kopalni miedzi i zakładowi hydroelektrolizy miedzi. Te parce bazowały na wynalazkach Stanisława i wspólnej pracy nad rozwojem wydobycia i produkcji miedzi. Jednak, co innego wiedzieć z opowieści w Muzealnej Izbie Górnictwa Kruszcowego (tu link do relacji), a co innego zobaczyć w wykonaniu artystów sceny z życia braci i ich rodziny, troski i radości, pracę górników i więź z mieszkańcami wsi. 
 
Bolesław i Stanisław Łaszczyńscy (w ich rolach Rafał Supiński i Damian Łukawski)
 
poznajemy historię rodu (w roli Marii, żony Bolesława, Monika Węgiel Jarocińska, jako Maria, matka braci, Ewa Serwa)
 

codzienność Miedzianki (wszystkie zdjęcia pochodzą z archiwum KTT i są publikowane za zgodą Teatru)

Opowieść o Łaszczyńskich zakończono w chwili, gdy wdowa po Bolesławie opuszcza Miedziankę. Bracia już nie żyją – Stanisław zginął zastrzelony przez Niemców na początku wojny w Kielcach. Bolesław zmarł w Miedziance w roku 1947. Został pochowany na cmentarzu w Bolminie we wspólnym grobie ze swoją zmarłą w wieku 16 lat córka i matką, która u syna spędzała ostatnie lata życia. O tym wcześniej nie wiedziałam.
Jak się nietrudno domyślić, cała nasza wycieczka została zorganizowana po to, by odszukać grób Bolesława Łaszczyńskiego. Nie jest to trudne. Na murowanej katakumbie otoczonej metalową barierką wznosi się pochyły krzyż z czerwonego piaskowca. U podstawy krzyża tablica z nazwiskami zmarłych. Litery przez lata wyblakły, trudno je odczytać, grób zarośnięty wysoką trawą.
 

grób rodzinny Łaszczyńskich

tablica nagrobna

Misja wypełniona, opuszczamy cmentarz, a potem i Bolmin. 
 

I po wycieczce.
 
mapka trasy
 
Zdjęcia – z archiwum KTT pan Bartosz Kurek, z trasy Edek i ja

4 komentarze:

  1. Klimatyczne fotki a szczytny cel wyprawy godny pochwały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widać jednak słabe przygotowanie, bo należało się nastawić na sprzątnięcie grobu.

      Usuń
  2. Niedobrze, co dopiero wróciłem, a już widzę kolejne fajne miejsca. :-) W przyszłym roku jednak jakiś "odwyk", bo kuszą inne miejsca w Polsce (od Podlasia po Góry Stołowe). Trochę żałuję, że nie dałem rady czasowo zwiedzić Bukową Górę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze cos zostaje do zwiedzenia. ja, na przykład, nie byłam na Podlasiu. Może to jakiś pomysł na kolejne lato...

      Usuń