Pamiętacie? Tydzień temu podjęliśmy
decyzję o zmianie trasy i w Kleszczynach poszliśmy w kierunku domu. A w planach
był inny ciąg dalszy. Jaki? Teraz się dowiemy, bo nastąpił on dzisiaj.
Mądry Polak po szkodzie – tym razem nie
szliśmy pieszo do Kleszczyn, podjechaliśmy busem. A cóż za luksusowy pojazd!
Ciepło tam, wesoło, ale trasa okrężna, więc długo się jedzie.
Tymczasem gdzieś tam w lesie dwójka
narciarzy przeciera szlak i dąży nam na spotkanie. Mimo opóźnienia udało się
w końcu spotkać z tymi, którzy w iście olimpijskim stylu szusowali przez
las. A spotkanie uwiecznione przez tłum fotografów było wprawdzie krótkie, ale
ilość wymienionych informacji pobiła na głowę wyszukiwarkę Google i inne
techniczne duperele.
udane spotkanie
Potem już tylko marsz i podziwianie śnieżnych
widoków. Dużym ułatwieniem okazały się nakładki antypoślizgowe na buty, w które
co bardziej przewidujący się zaopatrzyli, bo droga tym razem śliska była. Czegoś
jednak nie rozumiem. Wszyscy spokojnie zakładali swoje nakładki, a mnie
ubierało pół grupy. Czy ja jaka wybrakowana jestem, czy te moje nakładki za
małe? Podejrzewam to pierwsze. Nie potrafię ustać na jednej nodze bez oparcia
dłużej niż kilka sekund.
Dotarliśmy w końcu do gajówki Opal,
którą odwiedzamy raczej często, ale dawno tu nie byliśmy zimą, więc było warto
zajrzeć.
kapliczka przy gajówce Opal
Z gajówki pomaszerowaliśmy nową
(znów) drogą. Ta prowadziła do granicy Michniowa. O, solidna robota! Asfalt
porządnie zakryty dobrze ubitym śniegiem, trochę pod górę, trochę w dół, nudno
nie było. Dodatkową „atrakcją” okazał się deszczyk, który prawie nas zniechęcił
do dalszego marszu. Przy śniadaniu (tym razem w bezpiecznym oddaleniu od drogi) zdecydowaliśmy, że w Michniowie kończymy marsz, żeby nie moknąć. I na to
tylko deszcz czekał. Zaraz przestał padać. To my po cichutku, nic nikomu nie
mówiąc poszliśmy dalej planowaną trasą.
Ten odcinek trasy bardzo mi się
podoba. Przedzieraliśmy się brzegiem lasu, a potem polami po bezdrożach. To
znaczy, droga tam jakaś była, ale śnieg ją całkowicie przysypał i mieliśmy 25
minut niezłej przeprawy. Dodatkowo uatrakcyjniał ją kolega Janek, człowiek raczej
wysoki, który torował drogę. Czasem musiałam robić szpagat, żeby się „wyrobić”
między dwoma jego śladami i nie wpaść po kolana w śnieg.
na skraju lasu
I takim oto sposobem dotarliśmy do
Krzyżki. Tu stałym punktem programu jest oglądanie domu znanego artysty ludowego
– Adama Zegadły. Pan Zegadło już nie żyje, ale ozdoby na ścianach domostwa
ciągle o nim przypominają. Zaś nasz nieoceniony Edward wspomina swoje spotkanie
z artystą przed laty.
dom Adama Zegadły
artysta - zdjęcie zrobione pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku
Za Krzyżką zmierzamy wzdłuż torów do
Berezowa, gdzie czeka na nas największa atrakcja trasy – stary młyn w Jędrowie.
Jest to jeden z dwóch zachowanych młynów wodnych nad Kamionką. Dotychczas
popadał stopniowo w ruinę, ale niedawno został kupiony przez ludzi, którzy chcą
przywrócić mu dawną świetność. Już teraz da się zauważyć efekty naprawy dachów,
niedługo młyn będzie jeszcze piękniejszy, więc warto było tu zajrzeć, żeby
uwiecznić stan obecny. Wypatrzyliśmy część urządzeń, które widać na
zewnątrz. Co ciekawe, koła wodnego nie można obejrzeć, bo znajduje się ono pod
młynem.
Na pewno tu jeszcze kiedyś wpadniemy, żeby ocenić postęp robót.
Na pewno tu jeszcze kiedyś wpadniemy, żeby ocenić postęp robót.
młyn w Jędrowie
pozostałości dawnego wału napędowego turbiny
Kamionka przy młynie
znajdujący się w pobliżu młyna stary krzyż z ciekawą historią
dworek obok młyna
I tym akcentem kończę
moje sprawozdanie, bo gdybym miała coś jeszcze dodać, to by to były same
złośliwe uwagi na temat „odśnieżenia” chodników w Suchedniowie. Nic nas dziś tak nie
zmęczyło jak mały spacerek po tej miejscowości.
Zdjęcia - Edek i ja
Niestety tekst uciekł... i nie wiem? czy uda mi się napisać drugi równie "mądry".
OdpowiedzUsuńMiło było spotkać włóczęgów w licznym odmienionym lekko składzie. My natomiast dotarliśmy do Rejowa szusując przez nieprzetarte i zatarasowane oblodzonymi drzewami trasy. Warto przypomnieć ,że wśród wczorajszych piechurów jest też kilku narciarzy śladowych.
Dobrze, że piszesz o narciarzach śladowych, bo ja nie bardzo rozróżniam takie niuanse sportowe. Ale człowiek zawsze chętnie się czegoś nowego dowie i nauczy.
OdpowiedzUsuń