niedziela, 16 lutego 2014

Czy to już przedwiośnie?

Sporo oznak na to wskazuje. Przede wszystkim temperatura – już od startu w Jagodnem była dodatnia i to zdecydowanie ponad 5 stopni. A potem jeszcze wzrosła.
Poza tym roztopy. O, te dziś były mocno zauważalne. Choć nie od początku trasy. Marsz polami w stronę Grzybowej Góry był dosyć przyjemny, bo, mimo dodatniej temperatury, ziemia nie odmarzła i szliśmy po twardym gruncie. Dalej w lesie było również przyjemnie. Zaś niewielki leśny staw pokryty był lodem. Ale już jego brzegi wyglądały na cieniutkie i nikt nie odważył się badać grubości lodowej powłoki.

 Oziminy wyjrzały spod śniegu. 

panowie na polnej drodze

zamarznięty staw

Najbardziej nieprzyjemny okazał się prawie dwukilometrowy odcinek marszu asfaltem. Tu zachowała się lodowa powłoka i musieliśmy bardzo uważać, żeby nie wpaść w poślizg. Udało się! I punktualnie o wyznaczonej godzinie (ja wyznaczyłam, sama!) napotkaliśmy drogę, którą zamierzaliśmy zbadać i pójść nią na południowy wschód.

 leśna droga

błoto pod nogami

Na tej drodze roztopy dały się nieco we znaki, ale i tak szło się nieźle. Tym razem zapowiadane przez mapę spotkania z rzeczkami, a raczej czymś w rodzaju rowów melioracyjnych, doszły do skutku. Czyli można zrobić dobrą mapę? Można!

 początek rzeczki

Postój na posiłek odbył się w często odwiedzanym miejscu, do którego doszliśmy nową drogą i w ten sposób zyskaliśmy drugi wariant znanej trasy. Janek i ja próbowaliśmy przy okazji trenować fotografię „kulinarną” i fotografowaliśmy walentynkowe ciastka posypane obficie różnorodnymi ziarnami. Jeszcze musimy sporo poćwiczyć, ale jedno zdjęcie zaprezentuję. 


Przed Wąchockiem znów zajrzeliśmy do kamieniołomu Kobyle. Ja zdecydowałam się zbadać jego nieoglądaną poprzednio część. Panowie woleli oglądać, to, co już raz widzieli. Obejrzeliśmy też wychodnie skalne w pobliżu stacyjki i trochę pospacerowaliśmy po Wąchocku. I tu mi serce pękło na widok zniszczonej przydrożnej kapliczki z 1824 roku. Fakt, Chrystus Frasobliwy umieszczony na kolumnie był mocno zniszczony, ale żeby go tak bezceremonialnie utrącić? No, to już nadto.

 fragment ściany kamieniołomu

wychodnia skał

utrącona kolumna

Chrystus Frasobliwy, który tu był jeszcze niedawno

Dokonywaliśmy też cudów ekwilibrystyki, żeby sfotografować ruiny dziewiętnastowiecznego pałacu Schoenbergów, które nie dość, że umieszczone za solidnym płotem, to jeszcze zarośnięte drzewami. Stoi tam przy nim osiemnastowieczna figurka św. Jana Nepomucena, którą ktoś na śmierć odnowił pokrywając ją grubą warstwą paskudnej farby olejnej. 

ruiny pałacu 

 Jan Nepomucen z Wąchocka

Dalej już się nie zapuszczaliśmy, bo zamierzaliśmy zdążyć na pociąg, co nam się nadspodziewanie dobrze udało.

Zdjęcia – Edek i ja

5 komentarzy:

  1. Warto utrwalać dziś aby zobaczyć czym różni się od wczoraj... może Biskup poszedł do konserwacji?
    Karma w pojemniku to może odżywka dla turystów pieszych? oby bez sterydów. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam nie biskup,tylko FRASOBLIWY...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napotkany przechodzień opowiadał o bezmyślnym zniszczeniu przez "złych ludzi". Miejmy nadzieje, że znajdą się jacyś dobrzy, co to naprawią.

      Usuń
    2. Po roku okazało się, że jednak figurka została odnowiona. Tu o tym napisałam dokładniej http://swietokrzyskiewloczegi.blogspot.com/2015/05/dlaczego-znow-wachock.html

      Usuń
  3. Odżywka na pewno bez sterydów, bo nie lubimy być zdalnie sterowani. Mapa wystarczy.

    OdpowiedzUsuń