czwartek, 7 kwietnia 2016

Czubatka uczy pokory

W dodatku ta nauka nie przebiega łagodnie. Nauczycielka nie ma za grosz pobłażliwości dla uczniów.
Nawet kolega Ed musiał się poddać. Nie wierzycie? Łatwo się przekonacie po przeczytaniu opisu wycieczki, która została optymistycznie zaplanowana na 23 kilometry i miała trwać 6 godzin – ot, spacerek taki.
A jak było?
No, cudownie! Start w Wesołej. Ciepło, lekkie słońce, widoki na meandry Łośnej (Wiernej Rzeki). Marsz w tempie prawie ostrym, ale bez większego wysiłku. A las jaki ciekawy – jak dla mnie radosny, co i rusz napotykamy „tańczące” sosny.

Wesoła - meandry Wiernej Rzeki 

kokorycz pusta

sosnowe wygibasy
   
Potem wchodzimy na teren rezerwatu Milechowy. Jest jeszcze lepiej. Janek i ja cieszymy się, że odpowiednio wcześniej zdjęliśmy nadmiar ciepłej odzieży, bo jest pod górę, a tempo marszu nic a nic nie maleje. Idziemy trochę ścieżką dydaktyczną, trochę przedzieramy się wśród drzew i zarośli.

cywilizacja na trasie

jeszcze więcej cywilizacji - widok z przecinki na cementownię Małogoszcz
 
Wreszcie nadchodzi moment próby – zdobywamy Górę Bolmińską i trzeba podjąć decyzję – wejść czy nie wejść do jaskini Piekło. Cztery razy stchórzyłam, a tym razem wreszcie się odważyłam. Wlazłam do jaskini, a potem z niej wyszłam i zeszłam tym stromym zejściem, które mnie zawsze przerażało najbardziej (ta, zeszłam – na tyłku zjechałam, ale i tak duma mnie rozpiera, że ja taki zuch jestem). 

początek zejścia do jaskini (i te poszepty w tle! dobrymi radami piekło wybrukowane) 

 widok ogólny miejsca akcji

widok z wnętrza jaskini
 
Po wyjściu z jaskini lądujemy w jednym z najpiękniejszych wąwozów świata (kto nie wierzy, niech zajrzy – żadne zdjęcie nie odda jego urody). Jedną jego ścianę tworzy grzbiet Góry Milechowskiej, a drugą grzbiet Góry Brodowej. Buki na obu zboczach i w wąwozie jeszcze prawie bezlistne, światła tam mnóstwo. Ale my nie wędrujemy wąwozem, wspinamy się na Brodową, żeby przejść jej grzbietem. Bardzo dobra decyzja, bo wieje i w wąwozie i na grzbiecie, a tu mamy fajne widoki, skały, ciekawe drzewa - wiadomo - rezerwat. 

wąwóz widziany z Góry Brodowej

pierwszy listek

na Brodowej - krzyż upamiętniający pilota Kazimierza Brauna (już był pokazywany tu, ale teraz lepiej widoczny) 


 Rezerwat Milechowy - skały i drzewa 

pierwszy tej wiosny kwitnący groszek wiosenny  

i już chyba ostatni wawrzynek wilczełyko  

I tak gnani dawką endorfin docieramy znów nad Wierną Rzekę – tym razem uregulowaną i niemiłosiernie prostą.

inne oblicze Wiernej Rzeki (dla mnie smutne)
 
Odchodzimy od niej i ruszamy na Czubatkę. Minęło prawie osiem lat od ostatniego spotkania, więc cieszymy się jak nie wiem co, że wleziemy na jej grzbiet, no może się trochę podrapiemy w porastających go chaszczach, ale będzie cudownie.  
Może jednak innym razem. Albo na innej górze.
Zrezygnowaliśmy ze szlaku i samodzielnie zaczęliśmy się wspinać płajem. Miało być łatwiej i szybciej. A było trudno, krzaki czepiały się odzieży, ale dało się iść. Jeszcze.
Kolega Ed poprowadził nas w stronę grzbietu Czubatki. Ten grzbiet, jak przeczytałam, ciągnie się jako jedyny w Górach Świętokrzyskich z północy na południe. Dzięki temu człowiek patrzący na tę górę od południa widzi coś w rodzaju piramidy – ot, niewielka górka (327 m n.p.m.), jeśli zaś ktoś spojrzy na nią od zachodu, zobaczy górę długą i całą porośniętą lasem. 

widok na Czubatkę w całej okazałości (lato 2006r.)

Dopiero ten, co wlezie przez ten las na grzbiet, zobaczy potęgę Czubatki – grzbiet zbudowany z wapieni jurajskich. Wąski jest. Tworzy fantastyczne urwiska głębokie (lub wysokie – zależy od punktu widzenia) na 10 metrów.

10 lat temu, to były widoki z Czubatki!

Wleźliśmy na grzbiet Czubatki. Nie było możliwości poruszania się w żadną stronę. Szef zarządził zejście do podnóża skalnej ściany. Wygląda to jak długi mur zamczyska Śpiącej Królewny. Za długi. Mocno nas sterało przedzieranie się przez kłujące krzaki. Spróbowaliśmy znów wejść na grzbiet. Nawet kilka znaków ścieżki dydaktycznej wypatrzyliśmy. I znów kicha – nic, tylko maczetę trzeba było zabrać z domu. 

grzęda skalna na szczycie niczym ruiny zamku

skalna szczelina

ściana z wapieni jurajskich

ścieżka ginie w zaroślach  
 
W tej sytuacji szef nasz się poddał. Zeszliśmy z Czubatki na wschód i skierowali się do najbliższej cywilizowanej miejscowości z porządną drogą. Padło na Bolmin. Tu rozkoszowaliśmy się szeroką asfaltową szosą, rozległymi widokami na okolicę i wiatrem we włosach.

widok na Bolmin (ach, te przestrzenie!)


widoki z Bolmina na Grząby Bolmińskie  
 
Zwiedzanie Bolmina ograniczyliśmy do minimum, żeby zdążyć na bus, który odwiezie nas możliwie daleko od Czubatki. Zajrzeliśmy tylko do pochodzącego z początku 17. wieku kościoła z łaskami słynącym obrazem Matki Bożej Bolmińskiej (pierwsza wzmianka o nim pochodzi z roku 1798).

kościół pod wezwaniem Narodzenia NMP

ołtarz główny ze słynnym obrazem 

kapliczka słupowa w Bolminie
 
Tyle zostało z planów. A trasa liczyła ni mniej, ni więcej, tylko 12,2 kilometra.

Zdjęcia – Edek, Janek i ja

9 komentarzy:

  1. Piękne foty i pasjonujący opis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co tam opis, wycieczka sama w sobie to dopiero było coś! Zachwytom nie było końca. Przyroda cudowna.
      A ile zabawy - Janek mnie odwieszał z gałęzi, bo mnie Czubatka złapała. On dostał gałęzią po twarzy, ja rymsnęłam na glebę. Koszulę flanelową zgubiłam. Ed znalazł. I tak dalej...

      Usuń
  2. Każdy rajd uczy pokory. A zarośla już niejednego załatwiły - ja kiedyś pobłądziłem w zaroślach, jarach i młakach ledwie 3 kilometry od domu!!! i zatoczyłem pełne koło, zamiast dojść na przełaj.

    Ale okolice piękne a te grzędy skalne to faktycznie jak zamek!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grzędy na Czubatce są niesamowite - kiedyś można było przejść je całe górą, teraz tak zarosły, że już nawet przejście dołem jest trudne.

      Usuń
  3. Dziwne, ale nigdy tej trasy nie zrobiłem - wspaniała to dla mnie inspiracja. Wąwóz i skały niezwykłe, tym bardziej się dziwię, że tam nie dotarłem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dotrzesz i się sponiewierasz, to zdziwienie minie. Oczywiście mówię o Czubatce. Bo Rezerwat Milechowy nie jest trudny do zwiedzenia. Ten wąwóz u podnóża jaskini szczególnie ładny jest wczesną wiosną, kiedy buki mają młode listki.

      Usuń
    2. Na Czubatkę (nota bene na mojej mapie jest mniejsza o metr niż podajesz) wiedzie szlak. Pytanie, czy bez problemu trafia się w ten wąwóz, bo chcę koniecznie zobaczyć, a tam żadnych szlaków zdaje się nie ma?

      Usuń
    3. Znalazłam w różnych źródłach dwie wysokości Czubatki – wybrałam większą.
      Co do szlaku, nie wiem, jak on przebiega, bo dosyć wcześnie z niego zrezygnowaliśmy i na grzbiecie go nie spotkaliśmy, chociaż może gdzieś tam w chaszczach występuje.
      Do wąwozu prowadzi ścieżka dydaktyczna, która, jak pokazuje mapa powinna doprowadzić i na Czubatkę. I pewnie tak jest, ale my nigdy nie zadaliśmy sobie trudu, żeby nią przejść, więc nie mogę nic o niej powiedzieć. Ten wąwóz jest właściwie obniżeniem terenu między dwiema górami, w jednej części są tam skałki, w innej to leśna droga. Wiosną jest tam bogata szata roślina. Schodzi się do niego od razu od jaskini Piekło Milechowskie.

      Usuń
    4. Dodam, że przy jaskini znaki ścieżki dydaktycznej są widoczne i na skraju lasu je też spotkaliśmy, czyi ścieżka jest. I można jej zaufać.

      Usuń