Byliśmy tam ostatnio 6 lat temu (tu link). Dostaliśmy mocno
w kość – podrapani, umęczeni i wkurzeni zeszliśmy z ulgą z tej góry w kierunku
Bolmina. Ale Czubatka została na miejscu i co jakiś czas wyłaniała się na
horyzoncie jakby zapraszająco.
W końcu ulegliśmy jej urokowi. Jak było? No, zupełnie
inaczej niż poprzednio.
Wystartowaliśmy w Bolminie rzucając okiem na zielone zbocza
Grząb Bolmińskich.
Potem zaś marsz szlakiem niebieskim w kierunku Czubatki.
Szło się przyjemnie, w słońcu i lekkim wietrzyku.
W końcu szlak skręcił w las, a tym samym rozpoczęliśmy
podejście na naszą górę. Czubatka zarośnięta. Na szczęście las naprawdę ładny,
a szlak wyjątkowo przyjazny turystom.
Czy zastanawialiście się kiedy, jak kwitnie jałowiec? Niezależnie od tego, teraz możecie zobaczyć jego kwiaty. Bez zbliżenia są maciupeńkie, z daleka prawie niezauważalne.
Im wyżej, tym podłoże bardziej kamieniste. Trzeba
uważać, żeby się nie poślizgnąć.
Udaje nam się nawet dotrzeć do punktu widokowego. Z
zachodniego zbocza Czubatki jeszcze widać Pola Gorgolewskie, ale to już chyba
końcówka widoków, bo las coraz bardziej je zasłania.
Wchodzimy na grzbiet Czubatki. Według mapy szlak tędy nie
prowadzi, ale na szczęście rzeczywistość temu przeczy. Idziemy nadal szlakiem,
a ścieżka dobra, ale wymagająca skupienia, bo ten grzbiet to tak naprawdę grań
i nieuwaga może się skończyć lądowaniem na stromym zboczu.
Po lewej stronie poniżej ścieżki zauważamy skałki. To do nich udało nam się
dotrzeć poprzednio. I tym razem się nie poddajemy. Kolega Ed wypatrzył
miejsce, gdzie bezpiecznie można do nich zejść. Warunki do robienia zdjęć
raczej trudne, ale już sam fakt wyczynu nas zadowala.
Jest jeszcze jedna skałka – tę Edward nazwał Maczuga
Świętokrzyska. Do niej wybrał się sam, bo zejście w jej stronę wydawało mi się
zbyt trudne.
Pamiętam, że przed laty z miejsca, gdzie opuszczamy grań
były widoki na Małogoszcz. Teraz ich brak. A my schodzimy spokojnie do podnóża
góry.
Tu w lesie kolejne spotkania. I to nie tylko z roślinami. Ja zdejmując
koszulę flanelową (ciepło się zrobiło) prawie nadepnęłam na leżący na ścieżce
patyk. Jakież było moje zdumienie, gdy przyjrzałam się „patykowi” uważniej – szczęśliwie
uniknęłam nadepnięcia na śpiąca żmiję zygzakowatą. Tak mi się przynajmniej wydawało. Komentarz Michała zwrócił moją uwagę na to, że jednak nie ze żmiją miałam do czynienia, a z gniewoszem plamistym. A ten jest niegroźny. Podlega ochronie.
Skręcamy wraz ze szlakiem w stronę zalewu Zakrucze. Tu kilka
fotek i wracamy do lasu.
Teraz maszerujemy porządną, suchą, a co za tym idzie
piaszczystą drogą na północ. Las głównie sosnowy. Mamy też ze dwie możliwości
podejścia do Wiernej rzeki (Łosośnej), która na tym odcinku płynie spokojnie, a za stawidłami ładnie przyspiesza.
Wreszcie natrafiamy na szlak – czarny, a nie jak na mapie
żółty. On nas doprowadza do Rezerwatu Milechowy. Bardzo tam zielono i już cieniście, bo buki mocno pozieleniały.
Ten rezerwat to oczywiście spotkanie z jaskinią Piekło na
zboczu góry Bolmińskiej. Koledzy zaglądają do wnętrza, ja obserwuję z pewnej
odległości.
Jest też podejście do krzyża upamiętniającego lotnika
Kazimierza Brauna.
Dalej to już najmilsza część trasy – przejście wąwozem
między grzbietami gór. Mam tylko dziwne wrażenie, że niektóre ścieżki na
grzbiet wyglądają jak rozjeżdżone przez terenowe motocykle. Ale może to tylko
złudzenie. Oby…
Z lasu wychodzimy nieco sponiewierani, bo jednak ścieżka się
kończy i pora pokonywać chaszcze.
Lądujemy w Milechowach, a potem przez tę wieś
docieramy do Bolmina. Jest bardzo słonecznie i gorąco. Marsz po asfalcie
uprzyjemniają nam widoki na Grząby Bolmińskie.
Napotkani mieszkańcy Bolmina
trochę się dziwią, że fotografujemy takie zwyczajne widoki – oni do nich
przywykli, a po szlaku nie chodzą, bo przecież tu mieszkają, to nie muszą.
I tak kończymy naszą wycieczkę tam, gdzie ją zaczęliśmy. Dobrze było dać Czubatce kolejną szansę. To jednak niezwykła góra, warta
odwiedzin. Zwłaszcza, gdy się w jej okolicy nie mieszka. 😉
Zdjęcia – Edek
i ja
Ta "żmija" to mi bardziej na gniewosza wygląda i tak ogólnie coś ze zwierzakiem nie tak. Może to kwestia kąta zdjęcia bo ciało wygląda na lekko zniekształcone.
OdpowiedzUsuńO, to by dopiero była ciekawostka.
UsuńSzczerze mówiąc nie przyglądałam się ani długo, ani uważnie, zrobiłam tylko to jedno zdjęcie, żeby gada nie obudzić. No i odległość też była niemała.
A może faktycznie zwierzę już nie żyło, bo przecież koledzy przeszli, ja chwilę obok stałam przebierając się i nie uciekało.
Obejrzałam zdjęcia w internecie i faktycznie skłaniam się ku określeniu gada jako gniewosza. Popełniłam typowy błąd laika. Jak to teraz poprawić? Muszę nanieść zmianę w tekście.
Bardzo dziękuję za zwrócenie uwagi.
Piękne miejsca...
OdpowiedzUsuńOwszem, są w naszej grupie osoby, które ciągle wspominają swoje pierwsze spotkanie z Rezerwatem Milechowy. Robi wrażenie. Ja stale wracam do wspomnień z wejść na Czubatkę.
Usuń