Jak się nazywa? Nie ma nazwy. Kto w nim mieszka? Duchy
przeszłości. Gdzie leży? Właściwie nigdzie, ale chwilowo przycupnęło w
skansenie w Tokarni.
Zebrały się tu różne obiekty ze świętokrzyskich miasteczek,
a nawet wsi. Zajrzyjmy do nich, a może odsłonią nam odrobinę tajemnic z
przeszłości.
Gdyby to miasteczko miało rynek, to pewnie znajdowałaby się
przy nim nie kamienica, a chałupa z Daleszyc. Kto kiedykolwiek był w
Daleszycach, zna zapewne takie chałupy z wejściem w ścianie szczytowej, stojące
ciasno obok siebie, oddzielone bramami. Ta ma ładny gontowy daszek i prowadzi
do zagrody.
W tej chacie „pracuje” małomiasteczkowy szewc. Możemy
zajrzeć do jego warsztatu. Pewnie na widok naszych turystycznych butów wpadłby
w zakłopotanie, ale na pewno by sobie z ich naprawą w końcu poradził.
Tuż obok dom z Ćmielowa pyszni się swoimi bielonymi
ścianami, wejściem z półkolistym nadprożem, oryginalnym półszczytowym dachem.
A w jego izbie na stole i w kredensie ćmielowska porcelana.
Może autentyczni mieszkańcy tego domu tylko do niej wzdychali, ale teraz mogą
się cieszyć, że potomkowie uznali ich za wystarczająco zamożnych, żeby mieć
takie dzbanki czy talerze.
W pewnym oddaleniu od rynku mieszka żydowski krawiec.
Wieczorami ślęczy nad maszyną do szycia, stara się nie hałasować, żeby nie
budzić dzieci, ale musi zdążyć na czas z zamówieniami klientek.
W miasteczku przeszłości zamieszkał w osiemnastowiecznej chałupie
z Szydłowa. To chyba najstarszy obiekt mieszkalny w skansenie – zbudowany w roku 1705.
Skoro już krawiec uszył nam efektowną kreację, warto ją
uwiecznić na fotografii. Wybierzmy się do atelier miasteczkowego fotografa.
Czeka na nas ze wspaniałym studyjnym aparatem fotograficznym na statywie,
możemy wybrać sobie ładne tło i poprosić o delikatny retusz, żeby pięknie
wyglądać na gotowej fotografii.
Atelier znajduje się w dziewiętnastowiecznym domu z
Wąchocka. Jego ciekawą cechą jest przejezdna sień. Pamiętam ten dom z
oryginalnego miejsca. Oj, nie był wtedy
kryty gontem, zastąpiono go papą. Dobrze, że dom wrócił do oryginalnego wyglądu.
Z Wąchocka przeniesiono do naszego miasteczka jeszcze jeden
dom. W gruncie rzeczy podobny do poprzedniego (widocznie taka wąchocka moda
lub styl), a jednak inny.
W tym domu mieszkańcy miasteczka mają sklepik. Taki
z mydłem i powidłem. Wszystko tu można dostać. Ciekawe, czy „na zeszyt” też…
Po miasteczku rozeszła się wieść, że doktor Poziomski z
Suchedniowa znów przyjmuje. Ustawiamy się więc w kolejkę przed eleganckim
gankiem dziewiętnastowiecznego domu ze Skorzowa. Tabliczka na ścianie upewnia
nas, że dobrze trafiliśmy.
Gabinet i mieszkanie doktora urządzono we wnętrzach domu.
Wykorzystano tu oryginalne meble będące jego własnością oraz sprzęty
medyczne z lat międzywojennych.
Z receptą od doktora przechodzimy na druga stronę „uliczki”
i już jesteśmy w bogato wyposażonej aptece. Jej meble pochodzą aż z Buska
Zdroju.
Jest też izdebka do pracy aptekarza, który sporządza na miejscu
mikstury, wszystko dokładnie odmierza i odważa. Ba, nawet zajmuje się laniem woskowych świec.
A wszystko to mieści się w dziewiętnastowiecznym domu
organisty z Bielin. Ten uroczy domek ma aż dwa ganeczki o dekoracyjnie
zdobionych szczytach.
Zadbawszy o ciało zwróćmy się stronę ducha. Mamy przecież
kilka kroków do niewielkiego drewnianego kościółka. To wybudowany w roku 1763
kościół z Rogowa. Obok niego znajduje
się prawie sto lat młodsza dzwonnica z Kazimierzy Wielkiej. Co ciekawe, w
dzwonnicy umieszczono replikę najstarszego z oryginalnych dzwonów, które nie
opuściły swojego miasteczka.
Wnętrze kościoła zachwyca barwnymi polichromiami, belką
tęczową i wyposażeniem. Ja, oczywiście, mam słabość do rokokowych ołtarzy
bocznych.
Wszyscy gdzieś mieszkają, nie możemy więc i proboszcza
pozbawić dachu nad głową. W pobliżu kościoła znajduje się budynek plebanii,
który specjalnie przybył z Goźlic. To podobno jedyna w województwie zachowana
osiemnastowieczna drewniana plebania.
Na rozstaju dróg, kiedy opuszczamy nasze miasteczko,
spotykamy oryginalny drewniany krzyż z 1913 roku. Oprócz Ukrzyżowanego
umieszczono na nim narzędzia Męki Pańskiej, figury czterech Ewangelistów i
kielich z hostią. Rzadko, a w moim przypadku nigdzie indziej, spotyka się tak
bogato zdobnie przydrożne krzyże.
Zanim opuścimy miasteczko, zajrzyjmy na chwilę do
karczmy, żeby się posilić na drogę. Znajduje się ona w dziewiętnastowiecznej
chałupie z Siekierna.
Odpoczęliśmy, wypili czegoś na ochłodę i możemy ruszać
dalej. Ale o tym w innym wpisie za jakiś czas.
PS Dla zainteresowanych dokładnymi opisami pokazanych tu
zabytkowych obiektów podaję link do strony Parku etnograficznego w Tokarni.
Zdjęcia – Edek, Janek i ja
(niektóre zrobione kilka lat temu)
No piękna opowieść o zamierzchłych czasach...
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Usuń
OdpowiedzUsuńPrzeszłość.
To co było regionalnie rozsiane po wsiach,
teraz w Skansenie znalazło swój "dach".
Pozdrawiam: Wiesiek