Wycieczka wcale taka nie miała być. Zaplanowałam trasę
spokojną, przebiegającą szerokimi leśnymi duktami.
Ale na mapie kusiła mnie inna droga. Wyglądała obiecująco. Miała jeden minus – rzeczkę. Pamiętam ją z
czasów, kiedy tędy prowadził dawny szlak czerwony. Była tam niewielka kładka,
ale szlak przed laty wycofano z użycia, może być różnie. Dlatego umówiliśmy
się, że w razie braku kładki wycofujemy się do szlaku i realizujemy bezpiecznie
nudną zaplanowaną trasę.
Na początku droga leśna ładna, ma nawet resztki dawnego
znakowania szlaku.
Jest rzeczka. Kładki brak. Ale za to jakie piękne rozlewisko
zmajstrowały bobry!
Żeremie mają solidne w pobliżu. I chyba nie były zadowolone z naszej niezapowiedzianej wizyty
Nic, tylko trzeba się wycofać.
Kiedy tak robiliśmy zdjęcia,
zauważyłam wąski przesmyk – nim możemy wydostać się na suchy ląd za
rozlewiskiem. Trzeba tylko ułożyć kilka drzew, a tych leży w okolicy pod
dostatkiem. Nazbieraliśmy, co trzeba, Marek ułożył prowizoryczną kładkę i z
pomocą ekologicznych kijków przeszliśmy. Nikt nie wpadł do wody, a ta, wbrew
pozorom, głęboka – tak powyżej kolan.
przeprawa (krążą plotki, że fotografujący czekali na to, aż ktoś wpadanie do wody, ale to nieprawda - zależało nam na uwiecznieniu sukcesu)
Dalej doskonała, mięciutka, szeroka droga. Jest dziko i
tylko dwie sarenki przebiegły przed nami.
W pewnej chwili zauważam znajomą roślinkę – to wełnianka.
Jeszcze słabo rozkwitła, jest rozczochrana, jakby dopiero co się obudziła.
Najpierw jedna, potem druga, a dalej całe łany.
O czym to świadczy? Wiadomo. Wleźliśmy na podmokły teren.
Pod nogami robi się grząsko. Ktoś nawet wpadł po kostki w bagno.
O, właśnie – bagno. I ono kwitnie. Pachnie jak w starej
szafie. A białe kwiaty cieszą oczy.
Jak już się nacieszyliśmy okolicą, ruszamy dalej. Jest
raczej niełatwo, ale nudno też nie. Jeszcze kilkanaście minut przedzieraliśmy
się do drogi, poganiało nas ciągłe kukanie kukułki. Poza tym spokój.
Po wyjściu na drogę w kierunku Szałasu odwracamy się tyłem
do wsi i maszerujemy do zielonego szlaku.
Tu mam zaplanowane dotarcie do stawu
Bunkier. Niestety, droga do niego aktualnie w przebudowie. Wielka koparka i
nie mniejsza ciężarówka pracują co sił, ale bez trudu docieramy nad staw.
Dużą cześć powierzchni ma pokrytą rdestnicą. Daje to wrażenie burości. Ale niech no
tylko wyjrzy słońce – staw nabiera życia i kolorów (głównie zielonego za sprawą
otaczających go drzew).
Wytrenowani na niedawnych chaszczach bez trudu obchodzimy
staw naokoło. Przy okazji można kilka ciekawych roślinek zauważyć. Niektóre
cudnie pachną.
Po wydostaniu się znad stawu na drogę, robimy postój przy
zielonym szlaku, a później nim ruszamy w kierunku leśniczówki Świnia Góra. Nie
planujemy zdobywania szczytu Świniej Góry ani odwiedzin w rezerwacie Świnia
Góra.
Chcemy tylko odwiedzić pomnikowy klon jawor niedaleko leśniczówki.
Znalezienie go nie powinno być trudne, bo pamiętam, że rośnie niedaleko
widocznego z drogi paśnika. No i tu
niespodzianka – łatwiej znaleźć jawor niż paśnik, bo ten się rozleciał.
W pobliżu naszego drzewa obficie kwitnie czosnek niedźwiedzi
i żankiel zwyczajny. Ten drugi ma tak malutkie kwiaty, że nie udaje się go
sportretować.
Wracamy do drogi, a tu kolega Ed wypatrzył dorodny dąb. Nie
ma tabliczki pomnika przyrody, ale i tak wygląda imponująco.
W końcu wracamy na szlak – tym razem czerwony. Idzie się
lekko, bo schodzimy z góry.
Szybko docieramy do polany z omszałymi dębami. Tym razem są
świetnie widoczne, bo liście mają jeszcze nie w pełni rozwinięte.
Pomnikowy Dąb
na Satwidłach też ładnie się prezentuje, choć on jakby bardziej obrośnięty
leśnym drobiazgiem.
Pamiętam o znajdującej się w pobliżu mogile dwóch Hubalczyków
zakłutych bagnetami przez Niemców 27 marca 1940 roku. Wiem, że jest położona
nad strumieniem, idę wiec wzdłuż strumienia i bez trudu znajduję mogiłę. Widać,
że jest pamiętana i odwiedzana.
Teraz przed nami już ostatni odcinek trasy. Wychodzimy z
lasu do wsi i na pożegnanie zatrzymujemy się na moment przy jeszcze jednym
dębie. To Krzysztof rosnący przy drodze w Kopciach. Nie jest może tak
imponujący, jak pomnikowe dęby, ale też nie ułomek.
I po wycieczce. Załączam mapkę trasy, ale raczej nie polecam
naszej pierwszej drogi. Szczególnie po deszczach może być nieprzyjemna.
Zdjęcia – Edek, Janek
i ja
I znów dostaliśmy sympatyczny komentarz od kolegi:
OdpowiedzUsuńŁadne ujęcia, szczególnie ten orlik pospolity.
Pewnie nie jedna dama pragnęłaby mieć
w tej formie kapelusz.
Pozdrawiam: Wiesiek
Oj połaził by tam, połaził
OdpowiedzUsuńLasy tam rozległe, jest wędrowania na prę dni.
Usuń