czwartek, 29 sierpnia 2024

Koniec wakacji, a nad zalewem w Borkowie cisza

Środowy poranek nad zalewem w Borkowie był cichy i spokojny. Jedynym hałasem było postukiwanie narzędzi pracowników układających dach na jednym z domów w okolicy. Towarzystwo też senne jakieś i jakby niemrawe. 
 
zalew w Borkowie
 
Łabędzie dostojnie sunęły po tafli zalewu, kaczki spały. Zza ogrodzenia wyszły na trawnik kozy kameruńskie, a indory pilnowały obejścia.
 
 

tym razem na blogu kącik ornitologa

Nawet chmury nie miały zamiaru wyjrzeć. Stąd zdjęcia nudne, z monotonnie szafirowym niebem.
 

samotne molo
 
bezludna plaża

samotna wyspa na zalewie

Obeszliśmy południowy brzeg zalewu, przeszli przez zarośla nad Belnianką, na której utworzono zalew,  i skierowali się do Słopca.
 
szuwary
 
obfitość żołędzi dębu szypułkowego
 
szyszki chmielu sugerują zbliżanie się jesieni

W Słopcu Rządowym nad rzeką spotkanie z ruinami dziewiętnastowiecznego młyna. Jeszcze w roku 2015 wyglądał nieźle (tu link do relacji). Ale czas robi swoje. Młyn nie działa już od 60 lat, nikt tam też od dawna nie mieszka. Ściany od strony rzeki już dawno się rozpadły. Teraz stopniowo znika ściana południowa. Zachowała się jedynie ściana wschodnia z ładnym otworem okiennym. I tu też widać, że przyroda walczy o swoje – nad oknem wyrasta młoda brzózka. Z jej korzeniami młyn nie wygra.
 
jedyna jeszcze jako tako zachowana ściana młyna
 
Potem przechodzimy obok położonego nieopodal kamiennego dworu, który powstał na przełomie XVIII i XIX wieku. Znalazłam informacje, że w otaczającym dwór ogrodzie znajdował się ładny staw, który uległ zniszczeniu podczas budowy zapory w Borkowie. Teraz dwór ogrodzony, widać, że w ogrodzie rosną dorodne drzewa. Poza tym nic się tu nie zmienia. Dwór i jego właściciele żyją własnym życiem.
 

dwór w Słopcu Rządowym 

My zaś kierujemy się w stronę lasu, bo zwiedzanie rezerwatu Słopiec nie kusi. A w lesie po drugiej stronie drogi wypatrzyłam na mapie niebieską plamę – ani chybi śródleśne jeziorko. Nietrudno do niego dotrzeć, zaś na miejscu okazuje się nie jeziorkiem, a rozległym nieczynnym kamieniołomem. Już po powrocie do domu znalazłam informacje o nim. To kamieniołom wapienia dewońskiego, nazywanego marmurem chęcińskim. Próby wydobycia podejmowano na początku XIX wieku, a prawdziwa eksploatacja trwała w latach 80. XX wieku. Złoże okazało się jednak nieopłacalne w eksploatacji i od końca wieku jest porzucone. Zarasta sobie z wolna, chociaż nadal nieźle się prezentuje. 
 


ściany kamieniołomu

My trafiliśmy tam w okresie letniej suszy i jeziorko na dnie wyrobiska prawie wyschło, ale wiosną może tu być całkiem spore.
 

na dnie wyrobiska

krwawnica pospolita

Ciąg dalszy naszej wycieczki to spokojna wędrówka cienistą leśną drogą w kierunku Sukowa. 
 
nie ma to jak las na upały
 
Przechodziliśmy u podnóża góry Jabłonna. Nie jest to jakieś specjalnie wysokie wzniesienie, ale po naszej prawej stronie dało się je czasem zauważyć. 
 
leśna droga
 
Na skraju lasu zatrzymaliśmy się przy dwóch pomnikach poświęconym ofiarom niemieckiej zbrodni – 27 lipca 1944 Niemcy przeprowadzili aresztowanie mieszkańców Niewachlowa jakoby współpracujących z partyzantami. Większość aresztowanych przewieziono do obozu pracy w Bliżynie, a 19 do kieleckiego wiezienia. Dwunastu z nich rozstrzelano na skraju lasu w Sukowie. Po wojnie dokonano ich ekshumacji i zostali pochowani na Cmentarz Partyzanckim w Kielcach.
 

dwa pomniki upamiętniające zamordowanych mężczyzn 

W tym miejscu nastąpiło zakończenie wycieczki, ale autobus, na który się wybraliśmy nie kursuje w wakacje. Przyszło nam więc jeszcze pospacerować nad Lubrzanką w Sukowie-Papierni.
 
tu chyba był jakiś młyn
 
I to już zdecydowanie wszystko.
 
jeszcze tylko mapka trasy
 
Zdjęcia – Edek i ja

2 komentarze: