W gruncie rzeczy i to kusi, i to nęci. Ogrodzieniec już
zwiedzałam (tu relacja), a na wzgórzu Birów jeszcze nie byłam. Ten argument
przeważył.
Z mapką w ręku, biletami wstępu i w towarzystwie dwójki
śmiałków odłączam się od grupy.
Maszerujemy czerwonym szlakiem na północ, czyli idziemy
ulicą Partyzantów. Wkrótce zmienia się ona w przyjemną leśną drogę. Przy drodze
pierwsza interesująca skałka – Suchy Połeć. Nie decydujemy się na bliższe zapoznanie
się z nią, bo przecież trzeba wrócić na czas na miejsce zbiórki.
Za kilka minut wyłania się po naszej lewej stronie góra
Birów. To skaliste wzgórze częściowo porośnięte trawą i lasem. Nad nami wznosi się
porządna drewniana palisada z otwartą bramą. Prowadzą ku niej schody z poręczą.
Nie jest to szczyt wykwintności, ale tak właśnie powinna prawdopodobnie
wyglądać droga ku przeszłości.
Zdobywamy gród będący rekonstrukcją
średniowiecznego grodu obronnego. Jego istnienie w tym miejscu potwierdziły
badania archeologiczne. Prawdopodobnie zajmował on pozycje obronne od XII do
początku XIV wieku.
Zobaczmy, jak mógł wyglądać.
Zrekonstruowano chatę wodza. Przepychu we współczesnym
znaczeniu tam brak, ale jest gdzie spać i spożyć przygotowany przez białogłowy
posiłek.
O bezpieczeństwo dba załoga prowadząca obserwacje okolicy z
wieży obronnej.
Na terenie majdanu zadomowili się tymczasem dziwni
mieszkańcy – bohaterowie animowanego filmu „Vaiana: Skarb oceanu”. Niezbyt tu
pasują, ale są wdzięcznym obiektem do fotografowania, więc chyba się
sprawdzają.
Pobyt na terenie grodu daje również możliwość przejścia
galerią na zwieńczeniu palisady. Tam pewnie przechadzali się wojowie pełniący
funkcje strażników.
Nie tylko drewniana zabudowa broniła grodu. Był on przede wszystkim
zabezpieczony przez swoje położenie na niedostępnej skale.
Teraz, po upływie
wieków wspinają się na nią alpiniści, a
turyści zwiedzający gród mogą przejść bezpiecznymi ścieżkami na skraju skał i
podziwiania widoków na okolicę. Jest się czym zachwycić.
Patrząc z góry zauważamy intrygującą skałę z czymś w rodzaju
skalnego okienka. Kręcą się u jej podnóża ludzie. Wniosek – trzeba i można tam
zejść, zobaczyć, co to za skała.
Okazuje się, że podejście do skał jest proste. W dodatku
dostarcza ono mnóstwa emocji i zachwytów. Skały są bardzo malownicze.
Wyznaczono na nich trasy wspinaczkowe (są na stałe zamocowane specjalne uchwyty
mocujące liny).
Nie tylko skały są atrakcją tego miejsca. Okazuje się, że
trafiamy do jaskiń, w których żyli ludzie przed około 30 tysiącami lat (i to
również potwierdzili archeolodzy).
Nie ma zakazu wchodzenia do jaskiń. No, może
odczuwa się coś w rodzaju lęku, ale do jednej, niezbyt dużej, zaglądamy. Jest
przygoda!
Obchodzimy grupę skał i przyjemną drogą kierujemy się na
południe.
Z drogi mamy widok na zamek Ogrodzieniec.
A tam pozostali członkowie grupy zwiedzają wszystkie
interesujące zakamarki. Możecie je zobaczyć na zdjęciach Zosi.
Na zakończenie mapka, którą dołączają w kasie do biletu.
Trasa naprawdę nie jest długa, ale nam zajęła około półtorej godziny – sami
rozumiecie – zachwyty, włażenie w różne zakamarki…
Zdjęcia – Zosia i ja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz