czwartek, 31 lipca 2025

Nad Szabasówką

Spotykaliśmy już tę rzekę niejednokrotnie – a to w Krawarze, a to w Krzęcinie, a to w Wysokiej czy Marywilu. Czasem była wąskim strumykiem, czasem uroczą rzeką z trudnymi do przebycia podmokłymi brzegami lub ślicznymi lodowymi rzeźbami. Nie jest ani trochę nudna, a potrafi zachwycić urodą i ciekawymi miejscami w pobliżu.
 
Szabasówka na naszej trasie
 
Jedno takie fantastyczne miejsce znajduje się w miejscowości Chałupki Łagowskie w województwie mazowieckim, ale w niewielkiej odległości od granicy ze świętokrzyskim. Ładną aleją obsadzoną dorodnymi drzewami podjechaliśmy do bramy winnicy Nowy Młyn. 
 

Tak, nie mylicie się – trafiliśmy do prawdziwej winnicy. 
 



Właściciel winnicy, pan Paweł, oprowadził nas po części produkcyjnej, wyjaśnił przeznaczenie i działanie tajemniczych stalowych urządzeń do produkcji różnych rodzajów wina na poszczególnych etapach ich dojrzewania. 
 

tu powstaje czerwone wino
 
Znaleźliśmy się w hali, gdzie temperatura oscylowała wokół jedenastu stopni Celsjusza. Miła ochłoda w letni dzień.  
 

Widzieliśmy też napełniane butelek winem. Tak to sprytnie działa, że nawet człowiek nie zauważy, kiedy butelka staje się pełna i w dodatku jest zakorkowana.
 

Mogliśmy zobaczyć (i spróbować) gotowe produkty. Wina noszą oryginalne nazwy – pochodzą od gatunków ptaków zamieszkujących tereny wokół winnicy. Urocze etykiety projektuje córka właścicieli, pani Kasia.
 

są też pliszka i czajka
 
Wybraliśmy się również na oglądanie części uprawnej. 
 
gospodarz
 
i my
 
Najstarsze winorośle posadzono tu w roku 2018, są oczywiście systematycznie dosadzane. Nietrudno odróżnić młode krzewy od tych starszych. 
 
 
grona jeszcze niedojrzałe
 
Uprawa winorośli wymaga wielu zabiegów, stałej troski. Najbardziej poruszające były opowieści pana Pawła o tym, jak zabezpieczają krzewy przed przymrozkami. Ważne tez jest, jak się okazuje odpowiednie cięcie krzewów po zakończeniu owocowania.
 

Kiedy patrzyliśmy na równe rzędy winorośli, wydawały się identyczne. Nic bardziej mylnego. W winnicy uprawia się kilkanaście gatunków, ba nawet sadzi się je przemieszane, żeby w razie pojawienia się choroby na jednym z gatunków, chronić pozostałe krzewy posadzone w pewnej odległości.
 


Spędziliśmy w winnicy bardzo przyjemną godzinę i wybrali się na spotkanie z innymi miejscami nad Szabasówką. 
 
 
Jako pierwszy pojawił się kamień upamiętniający żołnierzy Armii Krajowej, którzy walczyli na tych terenach z niemieckim okupantem w latach 1942 – 45.  
 

Tuż za pomnikiem wyłonił się rozległy staw na Szabasówce. Brzegi ma gęsto zarośnięte, po wodzie pływają grążele i grzybienie. Obecność wędkarzy świadczy o tym, że i ryb w stawie pod dostatkiem. 
 



Najtrudniejszą próbę przyszło nam pokonać podczas przejścia na drugi brzeg po mocno zniszczonym mostku. Deski tu spróchniałe, ale zachowało się jeszcze trochę solidnych i przeszliśmy bezpiecznie.
 

przeprawa
 
Szabasówka poza stawem
 
Zatrzymaliśmy się na chwilę przy starym drewnianym krzyżu na skrzyżowaniu leśnych dróg, a potem wybraliśmy się ścieżką nad brzegiem stawu. Do rzeki nie udało się podejść, bo oddziałały ją od nas gęste zarośla i podmokły teren.
 



Zawróciliśmy tą samą ścieżką i wędrowali dalej na południe.
 
 
I znów spotkaliśmy interesujący krzyż – ten raczej nowy, wystawiony przez miejscowe koło łowieckie.
 
 
Tu zmieniliśmy kierunek marszu na północno-zachodni, a potem północny. Szliśmy przez las, ale czasem napotykaliśmy śródleśne pola. 
 


Grzyby też się spotykało – Basia i Staszek znaleźli kilka prawdziwków.  
 


Nasza wycieczka nie była długa, postanowiłam więc zajrzeć nad Szabasówkę w okolicy kolejnego młyna. Tam była jedynie możliwość przejścia nad rzeką po mostku i spojrzenia na jej bieg z ogólnodostępnych brzegów.
 



I tu Szabasówka prezentuje się malowniczo. Zastanawiają jedynie uschnięte drzewa na jej brzegach. Ich kikuty sterczą widoczne z daleka. 
 


Znad rzeki powędrowaliśmy szosą do winnicy, gdzie zakończyliśmy naszą wycieczkę. Trasa liczyła około 8 kilometrów, była łatwa, wręcz spacerowa. Prowadziła porządnym drogami, dostępnymi również dla rowerów. Teren, po którym spacerowaliśmy w niedalekim czasie zostanie najprawdopodobniej objęty ochroną jako rezerwat przyrody. Zaś zwiedzanie winnicy należy umówić wcześniej z właścicielami – taką możliwość znajdziecie na stronie winnicy (tu link).
 

Planowałam radosne, słoneczne zakończenie wpisu. A to za sprawą napotkanego po drodze pola słoneczników. 
 

Zatrzymaliśmy się przy nim na chwilę, żeby zrobić kilka zdjęć. I już nie było miło i radośnie – trafiliśmy na popularne miejsce, gdzie zatrzymują się i inni przejeżdżający. Pole jest zdeptane, kwiaty odcięte, przykro patrzeć na taki obraz barbarzyństwa. Ktoś powie – a, to tylko mały kawałek pola. Kawałek może i mały, ale barbarzyństwo i bezmyślność wielkie. 
 

Nasze zdjęcia robiliśmy z użyciem obiektywu ze zmienną ogniskową, żaden słonecznik nie ucierpiał podczas ich robienia.
 


Zdjęcia – Edek i ja

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz