Zwłaszcza
na zimowe wędrówki. Szczególnie dla ludzi, co już w tym roku swoją porcję błota
zaliczyli i dziękują za dokładkę. Czyli dla nas.
Szliśmy
tą drogą zaczynającą się w lesie na skraju Parszowa raptem dwa razy, ale jakoś
nigdy całą. Tym razem nas poniosło i poszliśmy na całość.
Towarzystwo
mieliśmy najlepsze z możliwych – drobny śnieżek, który prószył na nas, na
drogę, na drzewa i na wszystko, co po drodze.
ledwo z busa wysiedliśmy, a już sypie (tu spotkanie z zielonym szlakiem po 45 minutach marszu)
Odeszliśmy
od naszej drogi na krótkie spotkanie z kamieniołomem. No, tutaj to sypało aż
miło.
Nie
będę opisywać historii kamieniołomu, było to już na blogu. Tu można przeczytać.
nieczynny kamieniołom (teraz lepiej widoczny niż 3 lata temu, bo wycięto drzewa)
ściany wyrobiska
widok spod ściany kamieniołomu
Odpoczęliśmy
pod zadaszeniem, zjedli ciastka, a przed wyruszeniem na trasę zostawiliśmy
pozdrowienia dla sympatycznej niewątpliwie grupy PTTK ze Skarżyska, która miała
dotrzeć tu zielonym szlakiem z Mostek.
"uśmiech kamieniołomu"
turystyczne pozdrowienia
Dalsza
część drogi bardzo mnie zmęczyła. Chociaż jestem niesprawiedliwa – to nie droga
taka męcząca była, a kolega Ed, który się ustawicznie dopytywał, w jakim
kierunku zmierza droga i dlaczego akurat w tej chwili nie na południowy zachód.
Czułam się jak ośmiornica – w jednej ręce parasolka, w drugiej aparat
fotograficzny, w trzeciej mapa, w czwartej kompas. Pozostałe na szczęście
miałam wolne, ale nie przyszło mi do głowy, żeby jedną z nich zdzielić Edwarda
w czapkę. Może szkoda…
na zakręcie (koledzy maszerują, a ja próbuję ogarnąć sprzęt)
No
i w końcu wypatrzyłam dróżkę leśną, która prowadziła na zachód. Ale jak ładnie
prowadziła. No, żal było nie skorzystać …
bardzo zachęcająca droga
Poszliśmy
nią i doprowadziła nas do ulicy Szerokiej w Kleszczynach. Mamy więc zbadaną
naszą porządną leśną drogę na zimowe trasy i wiemy, gdzie wychodzi jej drugi
koniec. Możemy się nią wybrać kiedyś w przeciwnym kierunku.
Potem
to już rutyna, czyli dotarcie do stacji Suchedniów Północny (dawniej
Stokowiec), gdzie urządziliśmy sobie wyżerkę.
dróżka do Stokowca
takie dęby wypatrzyłam głębiej w lesie
a na przystanku kolejowym - ciastko dobrze zorientowane
Niestety,
nieubłaganie zbliżaliśmy się do naszej rodzinnej mieściny. Trzeba było wymyślić coś na uatrakcyjnienie trasy. Proszę bardzo – oto nasze propozycje.
Pokręciliśmy
się nad zalewem w Rejowie, żeby złapać niestandardowe ujęcia wody i okolicy.
zalew w Rejowie w odcieniach szarości
Pomaszerowaliśmy
obejrzeć dawno niewidzianą skałkę rejowską. Ta grupa piaskowców pstrych jest
pomnikiem przyrody i naprawdę warto tu zaglądać (tu poprzednia relacja). Trzeba tylko zabrać ze sobą
solidne buty, bo po ziemi wala się mnóstwo szkła.
grupy skał wchodzące w skład "skałki rejowskiej"
Za
skałką grupa nam się podzieliła.
Panowie
maszerowali pieszo do domu (wyliczyli długość naszej traski na 15,2 kilometra),
a Janek i ja zajrzeliśmy na skarżyski cmentarz. Ja przy okazji sfotografowałam
kilka ciekawych nagrobków.
stare nagrobki na cmentarzu w Bzinie
I
po wycieczce.
Zdjęcia – Edek, Janek
i ja
A co z kamieniołomem przy torach i strumyku... był ostatnio bardzo zarośnięty i niedostępny.
OdpowiedzUsuńTam nie szliśmy, bo to nie była wycieczka szlakiem. Może PTTK zajrzało?
UsuńŚwietni jesteście!
OdpowiedzUsuńMi geny łowiecko zbieraczych przodków podpowiadają siedź na d... i nosa nie wychylaj. Pewnie mają racje, ci którzy ich nie słuchali prawdopodobnie są moimi ... niedoszłymi przodkami ;-)
Kamieniołomy i skałki - no jak ja to lubię, a jeszcze jak się w kamieniołomie jeziorko utworzy...
W zasadzie trasa ciasteczkami pisana ;-)
zgłoście ją do PTTK żeby oznakowali kolorami ciasteczkowym i nadzieniowym ;-)
Jeszcze się nasiedzimy - idą Święta, przyjdzie zasiąść za stołem. :)
UsuńA ciasteczkowa trasa - świetny pomysł. Z tym, że ta droga tak prosta, że chyba nie potrzebuje żadnego znakowania.