Czasem brak pomysłu na nową trasę, a wyjść na wycieczkę się
chce. Co wtedy? Wracamy do miejsc dawniej często odwiedzanych, nawet bez mapy
można się tam wybrać.
Tak było na niedzielnej wycieczce – skopiowałam kilka
fragmentów różnych dawnych tras, skleiłam i oto nasza wyprawa w znane.
Startujemy jak jesienią trzy lata temu w Starej Występie. Wkraczamy
do lasu i mozolnie wspinamy się na bezimienne leśne wzgórze.
Potem spokojny marsz skrajem lasu. Pogoda szara, las szary,
pola Belna też nie powalają kolorami.
Tym razem w obniżeniach terenu pojawiają się całkiem
przyzwoite strumyki. Sporo w nich wody, a my musimy szukać przeprawy na drugi
brzeg. Udało się.
Przy szosie z Belna do Wąsosza zauważam pierwsze wiosenne
roślinki. To lepiężnik. Jeszcze nie w pełni rozkwitł, ale już jest w gotowości.
Docieramy do kolejnej szosy, a po jej przekroczeniu nad
dobrze znany zalew w Kaniowie (a może jednak w Borowej Górze?). Zamarznięta
powierzchnia zalewu kusi, żeby sprawdzić, czy mocno się trzyma. Słabo. Na
przeciwległym brzegu grupka zapaleńców właśnie rozpoczyna morsowanie. A my
wolnym kroczkiem podążamy ku krańcowi zalewu i rzece, na której go utworzono.
Jest na czym oko zawiesić – Krzyk płynie dziarsko, ma sporo
wody, nieco dalej tworzy malownicze rozlewiska. Raczej nie sam tworzy, bobry mu
chyba pomagają.
Z Borowej Góry wędrujemy na południe. Nie musimy dreptać po asfalcie, bo równolegle
do szosy prowadzi szeroka leśna ścieżka znakowana jako szlak rowerowy. Kiedy
ścieżka skręca na wschód, to my z nią. Mapa obiecuje spotkanie z pomnikowym
dębem na skraju lasu. Poznaliśmy się sześć lat temu. Wtedy był jeszcze
bezimienny. Najnowsza mapa Gór Świętokrzyskich podaje jego imię – Daniel. Od
razu rzuca się w oczy zmiana jego otoczenia.
Przed nami asfaltowy odcinek trasy. Na początek ulica
Wrzosowa. A przy niej nasz dobry znajomy – młyn Chojeckiego. Z tą dobrą
znajomością lekko przesadziłam. Znamy się tylko z widzenia, a i to z odległości,
bo młyn ogrodzony i niedostępny. Dawniej można było przynajmniej podejść do
stawu przy nim.
Teraz wielkie zmiany – młyn wprawdzie nadal niedostępny, ale
teren wokół niego oczyszczony i tak solidnie ogrodzony, że o podejściu do stawu
szkoda marzyć. Szykuje się jakaś inwestycja, warto sprawdzić to za parę lat.
Następny punkt trasy odwiedzamy po ponad dwunastu latach. To
cmentarz parafialny w Zagnańsku. Zatrzymujemy się przy zbiorowej mogile
żołnierzy poległych w bitwie pod Kajetanowem i Barczą w dniach 5 – 7 września
1939 roku. W zbiorowej mogile spoczęło 80 żołnierzy z różnych rejonów Polski,
ich nazwiska są zapisane na tabliczkach pomnika.
Szukamy grobów powstańców styczniowych. Mamy dokładne
wskazówki ze strony poświęconej powstaniu (tu link), ale akurat prószy
drobniutki śnieżek i utrudnia odczytanie napisów.
Znaleźliśmy grób Wincentego Hermanna, weterana powstania,
który spoczywa we wspólnej mogile z żoną.
Pan Kowalczyk, autor strony o miejscach powstania
styczniowego, wskazuje nieoznakowany grób księdza Stanisława Świątkiewicza,
który jako pleban z Czyżowa Szlacheckiego uczestniczył w manifestacjach
patriotycznych i przygotowaniu powstania. W ostatnich latach życia był proboszczem w Zagnańsku. Teraz na skromnej mogile umieszczono
trzy biało-czerwone tabliczki z nazwiskami księdza Świątkiewicza, jego następcy
w Zagnańsku – księdza Antoniego Lecha i weterana powstania – Kazimierza
Piśkiewicza, którego grobu nie udało się zlokalizować i to jedyna forma jego upamiętnienia.
Nieco dalej wypatrzyliśmy umieszczony na kamiennym cokole
żeliwny krzyż z roku 1882. Upamiętnia on otoczenie cmentarza murem za czasów
probostwa księdza Świątkiewicza. Na cokole można z trudem odczytać nazwisko księdza.
Wycieczka już coraz bardziej rozbudowana, a tu końca nie
widać. Przed nami rezerwat Zachełmie ze śladami najstarszego lądowego kręgowca
– tetrapoda i niezwykłym odsłonięciem geologicznym pokazującym ciekawe, a dla
mnie wręcz magicznie niezrozumiałe zjawiska geologiczne.
Z rezerwatu wędrujemy w kierunku wsi Zachełmie, gdzie się
spodziewam kilkunastu minut marszu po asfalcie. A tu niespodzianka! Jak w
starym dowcipie – ktoś zwinął w nocy asfalt. W całej wsi zdjęto asfaltową
warstwę drogi, najwidoczniej szykuje się solidny remont. Maszyny drogowe
zasłaniają dostęp do małego zalewu w Zachełmiu. Na szczęście go nie
uniemożliwiają i możemy przejść brzegiem zalewu aż do miejsca, gdzie wpada do
niego Bobrza.
Mam wrażenie, że bobry szykują w lesie konkurencyjny zalew –
skonstruowały solidną tamę i utworzyły spore rozlewisko. Na razie jest
częściowo zamarznięte, ale wiosną ładnie się rozleje.
Ostatni odcinek trasy prowadzi ścieżką szlaku rowerowego
równolegle do biegu Bobrzy. Czasem do niej zaglądamy. Wije się malowniczo przez
las.
I wreszcie wracamy do Starej Występy. Koniec wycieczki!
Zdjęcia – Edek i ja
Skopiuj sklej i jest wycieczka :)
OdpowiedzUsuńTak właśnie - każdy pomysł dobry, byle się dał zrealizować. :)
UsuńMiejsca te same ale nie takie same. Zawsze warto wracać.
OdpowiedzUsuńOtóż to! Dlatego wracamy, choć stale pojawiają się naciski na nowe trasy. Wydaje mi się, że należy przeplatać - trochę powrotów, trochę odkryć.
Usuń