poniedziałek, 21 marca 2022

Pasmo Masłowskie po grudzie i po błocie

W ostatnią niedzielę astronomicznej zimy (a może jednak w pierwszą niedzielę wiosny) wybraliśmy się w Pasmo Masłowskie. Wystartowaliśmy rano z Masłowa Drugiego wdrapując się szlakiem na Klonówkę. Było nieźle, bo rozjeżdżona droga była na razie zamarznięta i jakoś po tej grudzie dało się iść.  
 
zamarznięte koleiny
 
Zatrzymaliśmy się na króciutki postój w okolicy platformy widokowej z lekko zamglonym widokiem na rozległe okolice.
 
widok z Klonówki na Dolinę Kielecko-Łagowską
 
Potem marsz w stronę Wielkiego (Diabelskiego) Kamienia. Zatrzymaliśmy się tu na zrobienie kilku zdjęć. 
 
Diabelski Kamień i jego otoczenie 
 
Kamień solo
 
 

porastająca go roślinność

Ja usilnie szukałam krokusów, bo pamiętałam z wycieczki przed laty, że kwitły na polanie przy Kamieniu. Tym razem jednak krokusów brak. Udało mi się znaleźć zdjęcie z roku 2011 na dowód, że pamięć mnie nie zawodzi.
 
marcowe krokusy sprzed lat
 
W dalszej drodze zastanowił nas niepozorny drogowskaz kierujący do miejsca katastrofy lotniczej. Przymarznięta ścieżka była wygodna, dobrze znakowana. Poszliśmy więc zgodnie ze wskazówkami. Dotarliśmy do miejsca, gdzie we wrześniu 1957 roku rozbił się samolot, którym lecieli prezes Aeroklubu Kieleckiego Zygmunt Abramowski i szef wyszkolenia porucznik pilot Adam Jankowski. Katastrofa nastąpiła w gęstej mgle, samolot się rozbił i spłonął. Nikt nie przeżył. Na tym miejscu ustawiono krzyż, o którym już mało kto pamiętał. Dopiero niedawno został on odnowiony, obok ustawiono pamiątkową płytę i oznakowano ścieżkę prowadzącą do miejsca pamięci. 
 
upamiętnienie miejsca katastrofy i śmierci dwóch lotników
 
Kiedy byliśmy przy pomniczku, znakowaną ścieżką przejechało kilka motocykli terenowych. I to już był koniec chodzenia po grudzie. Wracaliśmy do szlaku rozjechaną błotnista breją.
A i sam szlak miał sporo niebezpiecznie śliskich błotnistych miejsc. Nie zważaliśmy na nie, bo czekaliśmy, jak się prezentuje jego nowy przebieg.
Dotarliśmy do miejsca, gdzie szlak skręca na prawo, ale nie od razu się tam skierowaliśmy, bo zatrzymały nas wypatrzone przez Marka przebiśniegi, między którymi wyłaniały się spod zeschłych liście pierwsze nieśmiałe przylaszczki.
 
przebiśniegi na zboczu Dąbrówki 
 
przylaszczka wychyla się ku słońcu
 

No, a potem nowy odcinek szlaku. Jak dla mnie w porządku. Jego przejście zajmuje wprawdzie dużo więcej czasu niż na poprzedniej trasie, ale można bezpieczniej trawersować zbocze i spokojnie zleźć na dół. Dobrze jednak mieć kijki do podpory. 
 
zejście z Dąbrówki
 
leśne tańce
 
wschodnie zbocze Dąbrówki
 

miodunka ćma
 
Na dole marsz nowiutką asfaltową szosą, od której czasem odchodziliśmy, żeby zajrzeć nad Lubrzankę, która jest na tym odcinku bardzo malownicza, a dostępna najlepiej wczesną wiosną. 
 
Lubrzanka
 
przekraczamy Lubrzankę
 
Po przejściu rzeki przyszło się wdrapać na Radostową. Próbowałam delikatnie zasugerować kolegom, żeby może zrezygnować z tej atrakcji, ale nikt się nie skusił. No to podchodziliśmy po nadzwyczaj błotnistej drodze na tę górę. Lekko nie było, bo podejście od tej strony nie należy do przyjemnych, a i buty oblepione błotem stawały się z każdym krokiem cięższe, ale w końcu dotarliśmy do szczytu – jedni prawie dobiegli, inni doczłapali. A na szczycie mogliśmy wspólnie odpocząć i się posilić przed nowymi wyzwaniami.
 
spokojnie w górę
 

szczyt Radostowej - triangul i krzyż z 2018 roku
 

Nadeszła pora odwrotu. Ale nie honor wracać tą samą drogą. No to zleźliśmy najpierw w kierunku Wymyślonej, którą jeszcze widać z Radostowej, a potem pomaszerowali drogą na północ w kierunku pól. O, tu to dopiero dostaliśmy sporą dawkę błota. 
 
widok z Radostowej na Wymyśloną
 
widok z Radostowej na Psarską i Miejską
 


zejście z Radostowej na północ

Później nastąpił marsz polami i powrót nad Lubrzankę, w której skrupulatnie wymyliśmy buty. 
 
pola na północnym zboczy Radostowej 
 
widok na Barczę i Czostek oraz dym prawdopodobnie z wypalania traw
 
samotna brzoza wśród pól
 
Lubrzanka w samo południe
 

I znów mały spacer asfaltem. Tym razem w stronę Mąchocic. W Scholasterii skierowaliśmy się w pola. Tutaj drogi polne były naprawdę dobre – suche i przyjemne. Rzecz jasna do czasu. Na malutkim odcinku polnej drogi wpadliśmy w solidne błoto, które za nic nie chciało się odlepić od butów. Wszelkie trudy wynagradzały widoki na północ.
 
widok z podnóża Dąbrówki na Pasmo Klonowskie 
 
widok na Łysicę

znów Psarska i Miejska, tym razem bliżej

widok na Barczę
 
Później jednak drogi bywały raz lepsze, raz gorsze, ale bez asfaltu i nie zawsze błotniste. Jedna nawet utwardzona. A wszystkie zbliżały nas do Masłowa.
 
pole z zaskakującym "ozdobnikiem"
 
truskawkowe pole
 
Masłów tuż, tuż
 
Takim to sposobem przeszliśmy całą trasę, odkryli i przetestowali nowe drogi oraz nawdychali się wiosennego powietrza.  Warto było wyruszyć z domu.
 
mapka trasy
 
Zdjęcia – Edek i ja   

4 komentarze:

  1. Faaajna trasa. Bogata. A ja mam buciki czyściutkie jak ze sklepu, bo od powrotu z "Niskiego" w nich nie chodziłem i są idealnie przez wysokie śniegi wyczyszczone ;)

    A za te opony ktoś powinien beknąć, bo to nielegalne składowisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pole prywatne, to może sobie stare opony składują do zrobienia zapory przed dzikami?
      Co do butów - dwa mycia w rzekach plus solidne szorowanie w misce i też gotowe na nowe trasy.

      Usuń
    2. Może, choć raczej jednak nielegalne składowisko.

      A buty i stuptuty ostatnio odmakałem po Gorcu

      Usuń
    3. O, Gorc - to mi się dawne czasy przypomniały... Błota nie było, ale wiało mocno.

      Usuń