W ostatnią niedzielę astronomicznej zimy (a może jednak w
pierwszą niedzielę wiosny) wybraliśmy się w Pasmo Masłowskie. Wystartowaliśmy
rano z Masłowa Drugiego wdrapując się szlakiem na Klonówkę. Było nieźle, bo
rozjeżdżona droga była na razie zamarznięta i jakoś po tej grudzie dało się
iść.
Zatrzymaliśmy się na króciutki postój w okolicy platformy
widokowej z lekko zamglonym widokiem na rozległe okolice.
Potem marsz w stronę Wielkiego (Diabelskiego) Kamienia. Zatrzymaliśmy się
tu na zrobienie kilku zdjęć.
Ja usilnie szukałam krokusów, bo pamiętałam z wycieczki
przed laty, że kwitły na polanie przy Kamieniu. Tym razem jednak krokusów brak. Udało mi się znaleźć zdjęcie z roku 2011
na dowód, że pamięć mnie nie zawodzi.
W dalszej drodze zastanowił nas niepozorny drogowskaz
kierujący do miejsca katastrofy lotniczej. Przymarznięta ścieżka była wygodna,
dobrze znakowana. Poszliśmy więc zgodnie ze wskazówkami. Dotarliśmy do miejsca,
gdzie we wrześniu 1957 roku rozbił się samolot, którym lecieli prezes Aeroklubu
Kieleckiego Zygmunt Abramowski i szef wyszkolenia porucznik pilot Adam
Jankowski. Katastrofa nastąpiła w gęstej mgle, samolot się rozbił i spłonął. Nikt
nie przeżył. Na tym miejscu ustawiono krzyż, o którym już mało kto pamiętał.
Dopiero niedawno został on odnowiony, obok ustawiono pamiątkową płytę i
oznakowano ścieżkę prowadzącą do miejsca pamięci.
Kiedy byliśmy przy pomniczku, znakowaną ścieżką przejechało
kilka motocykli terenowych. I to już był koniec chodzenia po grudzie.
Wracaliśmy do szlaku rozjechaną błotnista breją.
A i sam szlak miał sporo niebezpiecznie śliskich błotnistych
miejsc. Nie zważaliśmy na nie, bo czekaliśmy, jak się prezentuje jego nowy
przebieg.
Dotarliśmy do miejsca, gdzie szlak skręca na prawo, ale nie
od razu się tam skierowaliśmy, bo zatrzymały nas wypatrzone przez Marka
przebiśniegi, między którymi wyłaniały się spod zeschłych liście pierwsze
nieśmiałe przylaszczki.
No, a potem nowy odcinek szlaku. Jak dla mnie w porządku.
Jego przejście zajmuje wprawdzie dużo więcej czasu niż na poprzedniej trasie,
ale można bezpieczniej trawersować zbocze i spokojnie zleźć na dół. Dobrze
jednak mieć kijki do podpory.
Na dole marsz nowiutką asfaltową szosą, od której czasem
odchodziliśmy, żeby zajrzeć nad Lubrzankę, która jest na tym odcinku bardzo
malownicza, a dostępna najlepiej wczesną wiosną.
Po przejściu rzeki przyszło się wdrapać na Radostową. Próbowałam
delikatnie zasugerować kolegom, żeby może zrezygnować z tej atrakcji, ale nikt
się nie skusił. No to podchodziliśmy po nadzwyczaj błotnistej drodze na tę
górę. Lekko nie było, bo podejście od tej strony nie należy do przyjemnych, a i
buty oblepione błotem stawały się z każdym krokiem cięższe, ale w końcu
dotarliśmy do szczytu – jedni prawie dobiegli, inni doczłapali. A na szczycie
mogliśmy wspólnie odpocząć i się posilić przed nowymi wyzwaniami.
Nadeszła pora odwrotu. Ale nie honor wracać tą samą drogą.
No to zleźliśmy najpierw w kierunku Wymyślonej, którą jeszcze widać z
Radostowej, a potem pomaszerowali drogą na północ w kierunku pól. O, tu to
dopiero dostaliśmy sporą dawkę błota.
Później nastąpił marsz polami i powrót nad Lubrzankę, w
której skrupulatnie wymyliśmy buty.
I znów mały spacer asfaltem. Tym razem w stronę Mąchocic. W
Scholasterii skierowaliśmy się w pola. Tutaj drogi polne były naprawdę
dobre – suche i przyjemne. Rzecz jasna do czasu. Na malutkim odcinku polnej
drogi wpadliśmy w solidne błoto, które za nic nie chciało się odlepić od butów. Wszelkie trudy wynagradzały widoki na północ.
Później jednak drogi bywały raz lepsze, raz gorsze, ale bez
asfaltu i nie zawsze błotniste. Jedna nawet utwardzona. A wszystkie zbliżały
nas do Masłowa.
Takim to sposobem przeszliśmy całą trasę, odkryli i
przetestowali nowe drogi oraz nawdychali się wiosennego powietrza. Warto było wyruszyć z domu.
Zdjęcia – Edek i ja
Faaajna trasa. Bogata. A ja mam buciki czyściutkie jak ze sklepu, bo od powrotu z "Niskiego" w nich nie chodziłem i są idealnie przez wysokie śniegi wyczyszczone ;)
OdpowiedzUsuńA za te opony ktoś powinien beknąć, bo to nielegalne składowisko.
Pole prywatne, to może sobie stare opony składują do zrobienia zapory przed dzikami?
UsuńCo do butów - dwa mycia w rzekach plus solidne szorowanie w misce i też gotowe na nowe trasy.
Może, choć raczej jednak nielegalne składowisko.
UsuńA buty i stuptuty ostatnio odmakałem po Gorcu
O, Gorc - to mi się dawne czasy przypomniały... Błota nie było, ale wiało mocno.
Usuń