niedziela, 30 czerwca 2024

Na spotkanie z Borową

Jeden z kolegów zobaczył w folderze zdjęcie wieży widokowej na szczycie Borowej i zaczął snuć plany spotkania. Narzucała się ta wieża co chwila – a to tabliczkę kierującą do niej spotkaliśmy, a to gospodarz zagadnął, że taka świetna. Cóż było robić – trzeba wyruszyć na randkę w ciemno z wieżą.
 
Wiem, spaliłam pointę, ale wypada pokazać nasz cel.
 
Wyruszamy z kwatery i zaczynamy literacką wędrówkę ulicami Słowackiego, Mickiewicza i Konopnickiej. Aż docieramy do tunelu drogowego pod torami do Wałbrzycha. 
 

Lądujemy na ulicy Ogrodowej w Glinicy. Jesteśmy na żółtym szlaku, który doprowadza nas na skraj lasu,  gdzie mamy rozdroże dwóch szlaków – naszego żółtego i zielonego. Tym drugim zamierzam wracać. 
 
cały czas towarzyszył nam strumień - tu przyjemna kaskada na nim
 
Podejście pod Borową całkiem przyjemne. Męczące odcinki przeplatają się  z wypoczynkowymi. Jest dobrze.
 
pierwsza tego dnia naparstnica
 
łagodny fragment podejścia
 
wygląda mi to na stary buk
 

Docieramy do Przełęczy pod Borową. Tu należy zdecydować, jakim szlakiem podchodzimy na szczyt.  Na mapie widzimy, że partia szczytowa Borowej jest stroma. W rzeczywistości też taka jest. Nie ma co się oszukiwać. Najbardziej strome będzie podejście szlakiem czarnym od północy. Tam poziomice gęściutko, gęściutko. I czas podchodzenia określony na pół godziny. Odrzucamy ten wariant. 
 
jest wybór
 
zaraz ruszymy
 

Decyduję pójść doskonałą drogą szlaku niebieskiego i czerwonego. Otacza ona szczytową partię Borowej łagodnym łukiem. Jedno, co niepokoi, to bardzo strome ściany widoczne w kierunku szczytu.
 
wygodna pieszostrada
 
po prawej skałki

po lewej widoki na Góry Sowie
 

I wreszcie moment prawdy – czerwony szlak zakręca pod górę. Ludzie, jak tam stromo! Idę sprawdzić, czy da się podejść. Nie jest łatwo, ale zejść będzie trudniej. Nie ma odwrotu – trzeba piąć się pod górę.
 
tu jeszcze nieźle
 
Najgorszy jest niedługi prawie pionowy odcinek. Tu pomocą służą korzenie drzew – używam ich jak szczebli drabiny podchodząc na czworaka. Kolana wyją z bólu, ręce mocno trzymają i upiorne pięć minut mija. 
 
bez tych korzeni nie podeszłabym za nic w świecie
 
Koledzy na dole przygotowują kijki, żeby podchodzić z ich pomocą. Ja szukam bezpiecznego miejsca (w pobliżu solidnego drzewa, za które bym się złapała w wypadku obsuwy) i uwieczniam ich wspinaczkę. Wiem, trochę dalej byłoby lepsze miejsce, ale zbyt niebezpieczne. 
 


Podeszli. Żyjemy. Można wspinać się dalej. Jest już w miarę łagodnie. Zdarzają się nawet miejsca z widokami na okolice Jedliny-Zdroju i Góry Sowie w oddali.
 
tu już łatwiej niż na Wykieńskiej
 
w dali Góry Sowie

bliżej Jedlina-Zdrój

zza drzew wyłania się pałac Jedlinka 

Lekki zakręt w prawo i szlak czerwony łączy się z czarnym. Oba zgodnie prowadzą na szczyt. A wieży ciągle nie widać. Czyżby nas zwodziła?
Wreszcie jest! Wyłoniła się zza drzew. Jest bardzo zgrabna (w Internecie przeczytałam, że to hiperbolida jednopowłokowa, a dla mnie damska sylwetka z wcięciem w talii), ma 16,5 m wysokości i 90 schodków wijących się spiralnie wokół osi. Podchodzimy.
 
tak ją zobaczyłam pierwszy raz
 
Tu ja sobie nagle przypominam, że mam lęk wysokości i za żadne skarby świata nie powinnam patrzeć na dół przez ażurową konstrukcję wieży i schodów. Tak robię i udaje mi się wejść na szczyt. Teraz tylko patrzeć w dal i podziwiać widoki, które roztaczają się wokół. Zaprezentuję kilka zdjęć bez opisu, co to za okolice, bo żeby przeczytać bądź sfotografować tablice z objaśnieniami, trzeba patrzeć w dół. 
 


widoki z wieży, przypuszczam, ze pokazane tu miasto może się okazać Wałbrzychem

Zejście z wieży cudownie łatwe. Schody są prawoskrętne, czyli nie obciążam chorego kolana.
Na polanie szczytu nie jesteśmy sami – w czasie naszej eskapady na wieżę dotarła tu liczna i grupa uczniów. Trzeba się ewakuować. Jeszcze tylko jedna refleksja na pożegnanie z pechową góra, jaką okazała się Borowa –  najwyższy szczyt Gór Wałbrzyskich (853 m n.p.m.), pokonana w niezbyt uczciwej konkurencji przez Chełmiec, niższy od niej o nieco ponad dwa metry, zaliczony przez błąd w pomiarach do Korony Gór Polski. I tu łączę się w bólu ze świętokrzyską Agatą, która, choć wyższa od Łysicy, także pozostaje w jej cieniu.   
Schodzimy szlakiem czarnym na zachód, a potem południe. Droga szeroka i pozornie rewelacyjna. Rozciągają się z niej nawet widoki na okoliczne pola i góry. Problem w tym, że nawierzchnia pokryta jest drobniutkim żwirkiem, na którym nietrudno się poślizgnąć. Trzeba uważać. Kijki okazują się bardzo pomocne. 
 
 

schodzimy

Docieramy do Ptasiego Rozdroża, gdzie czarny szlak krzyżuje się z niebieskim. Podążamy tym drugim. Z tym, że bardzo krótko, bo zaraz wyłania się zielony i trzeba wybrać jedną z jego dróg. Nie chcemy wędrować na Jałowiec, wybieramy drogę ku Glinicy.  
 
jeszcze jedna naparstnica
 
Ten odcinek szlaku wygląda ładnie, jest jednak monotonnie opadający w dół – ani chwili odpoczynku dla kolan steranych ciągłym schodzeniem. Trwa to chyba z pół godziny i wreszcie wypłaszczenie terenu, chwila oddechu w ładnym lesie i przyjemne miejsce nad wodą na wypoczynek. 
 


Korzystamy z pełnego pakietu relaksującego, a potem docieramy do żółtego szlaku, czyli zamykamy wycieczkową pętelkę. 
 
wnioskuję, że wycieczka nam się udała
 
Pora wracać do domu lub odwiedzić pałac w Jedlince, o czym już pisałam wcześniej na blogu.
 
nasza trasa
 
Zdjęcia tylko moje

 

2 komentarze:

  1. Wieża imponująca a podejścia niczego sobie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy narzekali, że w prospekcie reklamowym wieża wyglądała na wyższą. Jak dla mnie - w sam raz.

      Usuń