Zamek jest pięknie położony na górze Choina w Zagórzu
Śląskim. Fantastycznie się prezentuje widziany z okna pociągu z Jedliny-Zdroju.
Niestety, nie robię zdjęć z pociągu, to go nie zobaczycie w całej okazałości,
bo i na punkt widokowy z powodu bólu kolana też się nie wdrapałam.
Zamek jest średniowieczny, podobno wzniósł go książę
piastowski Bolko I Surowy. Rozbudowywali go jego potomkowie. W późniejszych
latach zamek bywał własnością czeską, niemiecką, ba nawet Szwedzi go zdobyli. Z
potoku nazwisk właścicieli udało mi się wyłowić Macieja i jego syna Jerzego von
Logau, którzy przebudowali zamek w stylu renesansowym.
Zobaczmy więc, co zachowało się w zamku do naszych czasów.
Wędrujemy porządną szeroką drogą. Jest łatwiej niż się
wydawało, kiedy patrzyliśmy na zamek z okien pociągu.
Zupełnie nieoczekiwanie zza drzew wyłania się renesansowy budynek
bramny zamku z efektownym portalem i ścianą zdobioną metodą sgraffito.
W prawo
prowadzi ścieżka do punktu widokowego, niestety, zbyt strona dla kontuzjowanego
kolana. Widoków nie będzie. Za to w momencie podchodzenia otrzymuję kilka
wiadomości od kolegi Edwarda, który przysyła swoje zdjęcia z zamku. Był tu już
wcześniej.
Bramę przekraczamy razem ze szkolną wycieczką, przed którą
cały czas będziemy uciekać podczas zwiedzania. Stąd pewnie zdjęcia robione w
pośpiechu, bo każdy hałas za plecami poganiał nas do przodu.
Zaraz na początku przechodzimy obok pomnikowej lipy
„sądowej”, przy której podobno odbywały się sądy.
Podchodzimy do podobno najpiękniejszego w Polsce portalu
renesansowego, który prowadzi do przedbramia, czyli na zamek górny, starszy od
mijanego właśnie budynku bramnego. Portal jest naprawdę bogato zdobiony –
prezentuje cnoty rycerskie oraz herby dawnych właścicieli.
Sam budynek bramny jest dobrze widoczny i w świetle słońca
ożywają kolory pokrywających go sgraffit.
W czasie, gdy przebywał tu kolega Ed, mieściło się tu schronisko turystyczne,
teraz goście mają do dyspozycji eleganckie pokoje hotelowe.
I wreszcie wchodzimy na zamek górny – znów efektowny portal.
Dalej w czymś w rodzaju sieni sala tortur (omijam wzrokiem
te narzędzia kaźni) i kamienne krzyże pokutne, które mordercy wystawiali na
miejscu zbrodni.
Jest też jedno prawdopodobne, choć raczej legendarne miejsce
zbrodni, czyli loch ze szkieletem (podejrzewam, że nie tyle fałszywym, ile
sztucznym) córki niegdysiejszego właściciela – Małgorzaty, która nie chcąc
wyjść za stręczonego jej przez ojca starca, zepchnęła go podczas spaceru z
Kruczej Skały naprzeciwko zamku. Zobaczył to ojciec i ukarał nieposłuszną śmiercią
głodową w zamkowym lochu.
loch ze szkieletem Małgorzaty, u jej stóp leży głowa jej młodego ukochanego, który potajemnie dostarczał jej pożywienie, za co został ścięty, a jego głowę okrutny ojciec wrzucił do lochu
Przechodzimy na zamkowy dziedziniec. Podziwiamy skrzydła
mieszkalne dawnego zamku, ostrożnie zaglądamy do zamkowej studni.
Pora na zwiedzanie komnat. Podziwiamy salę rycerską, sale
książęce. Ich wyposażenie nawiązuje do czasów średniowiecza, zresztą same mury
robią duże wrażenie. No i portale – tu nie tylko renesansowe, ale też i
gotyckie.
Najciekawsza wydaj mi się tak zwana sala mokra, w której
jedną ze ścian stanowi skała, na której zbudowano zamek. To ona właśnie pokrywa
się wilgocią przy parnej pogodzie.
Kilka zamkowych sal zaadaptowano nowocześnie na centrum
multimedialne, w którym wita zwiedzających „duch” zamkowej damy. Spędziłam tam
sporo czasu ucząc się rozpoznawać odgłosy wydawane przez ptaki. Krótko mówiąc –
nuda.
Koledzy w tym czasie wdrapali się na wieżę widokową, skąd
podziwiali panoramę okolic zamku.
Później już wspólnie pokonaliśmy zejście po kolejnych
niezliczonych schodach i już można było opuścić zamek. Zatrzymaliśmy się na
krótki odpoczynek na dziedzińcu z knajpką.
Wzgórze zamkowe opuściliśmy idąc ścieżką czerwonego szlaku.
Prowadzi ona przez rezerwat góry Choina. Po naszej lewej stronie podziwialiśmy
liczne skałki, po prawej urwisko. A wszystko to w ładnym lesie.
I w końcu docieramy na skraj lasu, a tam to już zupełnie
inna historia, którą opowiem za jakiś czas. Wtedy też pojawi się mapka całej
trasy.
Zdjęcia – Basia, Edek
i ja
Piękny obiekt... niestety nie byłem.
OdpowiedzUsuńDla mnie to też było odkrycie. Jednego Edka nic nie jest w stanie zaskoczyć. Jeszcze na stacji w Jedlinie mówiliśmy, że on tam pewnie nie był, a tu zdjęcia z pobytu nam podesłał... Chętnie bym się wybrała do miejsca, w którym ten wytrawny turysta nie był.
Usuń