sobota, 13 lipca 2024

Ciąg dalszy spaceru po Świdnicy

Jeszcze niezbyt ochłonęłam po spotkaniu ze świdnickimi kamienicami, a tu czekają kolejne obiekty. 
 
na świdnickim bruku
 
Chociaż, co ja gadam – niektóre już nie czekają. Świdnicki zamek zbudowany przez księcia Bolka I nie jest już nawet ruiną. Z otaczających go murów obronnych pozostała dawna Baszta Strzegomska, w której mieści się obecnie restauracja.  Brama nie strzeże już dostępu do miasta, bo to rozbudowało się daleko poza jej terenem.
 
oto baszta
 
Pobliski kościół św. Barbary jest, a właściwie go nie ma, bo przed wiekami zamieniono go na arsenał, a obecnie znajduje się tu siedziba NOT. O tym, że była to świątynia świadczą płaskorzeźby przedstawiające święte Barbarę i Katarzynę przy wejściu do budynku.
 
święta Katarzyna
 
święta Barbara
 

Napotkana na Rynku dziewczyna zachęca nas, żebyśmy zajrzeli do „kościółka”, który jest bardzo lubiany w Świdnicy. To Sanktuarium św. Józefa Opiekuna Rodzin – barokowy kościół o ciekawym eliptycznym wnętrzu. Prawie go przegapiliśmy, bo aktualnie trwa remont jego fasady – do wnętrza wchodzimy pod rusztowaniami. Ale warto.
 
to się nazywa "za wysokie progi..."
 
wnętrze kościoła

ołtarz główny

I wreszcie obieramy kierunek na największą perłę Świdnicy – znajdujący się na liście UNESCO Kościół Pokoju. Po drodze Basia zauważa na skwerku niewielki kamienny krzyż pokutny. W tym miejscu jakoby ścięto książęcego błazna Jakuba Tahua, który zabił podobno księcia Bolka III nim ten objął we władanie Świdnicę.
 
z trudem można odczytać wyryte na krzyżu inicjały JT oraz lepiej widoczną date 1347
 
Nieco okrążamy teren przykościelnego cmentarza, aż wreszcie wchodzimy przez bramę obok dawnego domu stróża przekształconego obecnie w kawiarnię „7. Niebo”. 
 

Zauważamy dzwonnicę, która została wybudowana w roku 1708 – później niż kościół, bo ten zgodnie z żądaniami Habsburgów nie miał prawa posiadać dzwonnicy. 
 
dzwonnica skrywa się wśród drzew
 
Sam kościół jest efektem porozumienia ewangelików z Habsburgami władającymi tym terenem. Miało to miejsce po zawarciu pokoju westfalskiego, który określał, że religia władcy ma być obowiązującą religią jego poddanych. Z dużym zainteresowaniem wysłuchaliśmy we wnętrzu pasjonującej historii starań o uzyskanie pozwolenia na budowę kościoła innego wyznania niż rzymskokatolickie Habsburgów, a potem budowy obiektu wznoszonego z drewna, gliny i słomy bez użycia gwoździ. Budowa miała trwać rok i rzeczywiście tyle trwała. Zakończyła się w roku 1657. Wydawać by się mogło, że w tak krótkim czasie powstanie malutki drewniany kościółek. Ale nie – wzniesiono budowlę może faktycznie z zewnątrz przypominającą stodołę o konstrukcji szachulcowej, ale mogącą pomieści 7500 wiernych(!). 
 

bardzo trudno fotografować tak duży obiekt bez możliwości odejścia na jakąkolwiek większą odległość
 
Wnętrze zapiera dech swoim przepychem. Innego słowa nie sposób tu użyć. Całe kapie od złoceń, nie ma chyba ani jednego niezamalowanego centymetra. Patrzy na nas mnóstwo aniołków, widzimy efektowny rzeźbiony ołtarz główny. Rzeźby sprawiają wrażenie marmurowych lub alabastrowych, a są wykonane z drewna. 
 
ołtarz główny
 
ograny

kazalnica
 

„Upchnięcie” w kościele tak dużej liczby wiernych było możliwe dzięki zastosowaniu typowych dla świątyń protestanckich empor. Dodano tu również bogato zdobione balkony wewnętrzne.
 
empory
 
jeden z balkonów (o ile się nie mylę, Hofbergów)
 

Wiem, moje zdjęcia nie oddadzą urody i potęgi wnętrza Kościoła Pokoju. Niemniej jednak kilka pokazuję zachęcając do osobistego zwiedzania. Nic nie zastąpi wrażeń na żywo.
Spacerujemy również po terenie cmentarza ewangelickiego podziwiając najcenniejsze nagrobki wyeksponowane przy ścianach kościoła. 
 


Oglądamy i pozostałe budynki kompleksu przykościelnego. Mamy jednak świadomość, że czeka nas jeszcze sporo zwiedzania, nie zaglądamy więc do wnętrz.
 

Z Kościoła Pokoju wędrujemy w stronę świdnickiej katedry. To gotycki kościół pod wezwaniem świętych Stanisława i Wacława, wzniesiony w 14 wieku. 
 
gotycka katedra
 
Już z zewnątrz robi wielkie wrażenie.  Przechodzimy przez ciężkie drzwi w jednym z portali i zaczynamy spokojne zwiedzanie jednej z naw bocznych, żeby potem przejść do głównej i drugiej bocznej. Tyle plan. A realizacja?
 

piękne ostrołukowe portale 

nawa główna
 
ambona
 

Kiszka, nie realizacja. Kościół właśnie zamykają. Otworzą, jak my już będziemy się szykować do wsiadania do pociągu. Oglądamy więc katedrę dokładniej z zewnątrz.
 
gotycka rzeźba - święta Anna Samotrzecia
 
przed katedrą św. Jan Nepomucen (rzeźba z 1702 roku)
 
u jego stóp scena strącenia świętego do Wełtawy
 
Pora pójść dalej. Zaglądamy do świdnickiego ogrodu różanego z widokiem na katedrę. Można tu przyjemnie odpocząć i zacząć myśleć o powrocie.
 

widok ogólny ogrodu


i jego róże z bliska

Wiem, nie obejrzeliśmy wszystkich godnych zobaczenia miejsc, ale zawsze dobrze zostawić coś na później. Na przykład świdnickie murale. Na naszej trasie znalazły się trzy, pozostałe – innym razem.
 
Andrzej Wajda
 
Tomasz Stańko ukryty gdzieś za straganami

Irena Sendlerowa niedaleko dworca

i jeszcze jeden bezimienny na końcu jednego z peronów

Nie spacerowaliśmy po pięknych parkach. Niech skwer przy dworcu i ogród różany będą ich reprezentacją.
 
koledzy zasłużyli na odpoczynek po całym dniu zwiedzania
 
Jeśli dodać, że tego dnia miało cały czas padać, a pogoda była rewelacyjna, to właściwie nie ma powodów do narzekań. Świdnica sprawiła nam wiele przyjemnych niespodzianek.
 
Zdjęcia – Basia i ja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz