Słońce nie wyjrzało ani razu. Drobny deszczyk sprawdzał co
jakiś czas, czy uda mu się nas wystraszyć. Nie udawało się, więc znikał. I tak
przeszliśmy całą zaplanowaną trasę plus suplement.
Wystartowaliśmy na stacji w
Stawie Kunowskim i dziarsko pomaszerowali nad Kamienną.
Dalej droga miała być leśna. I taka była. Przy czym nie
zawsze to była droga. Mieliśmy spory odcinek polegający na przedzieraniu się
przez mniej lub bardziej mokre krzaki. Co ciekawe, grzybów w tym lesie jak na
lekarstwo.
Wreszcie dotarliśmy do solidnej bitej drogi, która
doprowadziła nas na skraj wsi Gębice.
Tu przeszliśmy na szlak rowerowy (droga nadal doskonała), żeby
odwiedzić dwa miejsca pamięci o ofiarach dwóch pacyfikacji wsi Gębice. W
pierwszej (w maju 1943 r.) zginęło 52 osoby, w drugiej (w listopadzie owego
roku) – 28 osób zamordowanych w leśniczówce za wsią. Odwiedzaliśmy te miejsca
dwa lata temu (tu link), ale nadal warto o nich przypominać.
Dalsza droga prowadziła szlakiem czerwonym do rezerwatu Skały
w Krynkach. Po drodze chwila nad niewielkim stawem, a potem podejście w las.
Miałam wrażenie, że kierownictwu okrutnie się spieszy i
dlatego rzuciliśmy jedynie okiem na jedną grupę skałek – i w drogę!
Niestety, co nagle, to po diable. Szlak w tej okolicy jest
jakoś marnie znakowany i zgubiliśmy go. Skutek – żmudne przedzieranie się przez
dawną porębę – teren nierówny, zarośnięty jeżynami. Straciliśmy dużo czasu i
zdobyli kilka nowych dziur w spodniach. Udało się dotrzeć do drogi na skraju
Krynek.
Tu jedynie kolega Ed nie stracił nadziei i zarządził szybki
marsz na pociąg. No to maszerowaliśmy, a właściwie nawet przeszliśmy w galop. W
efekcie tylko krótkie rzucenie okiem na Krynki z odrestaurowanym kościołem
Wniebowzięcia NMP i zabytkową modrzewiową bramą oraz moje ulubione figury
przydrożne.
Niezależnie od naszego wysiłku zabrakło nam 10 minut, żeby
zdążyć na pociąg. Zmieniliśmy wiec tempo marszu na spacerowe, spędzili miły
kwadrans na ławeczce w parku, potem zajrzeli nad zalew brodzki.
Nadal mieliśmy sporo czasu do odjazdu pociągu. Zajrzeliśmy
więc nad Mały Staw (Ruśnia), nad którym byliśmy wiosną (tu link). Pogoda nie
sprzyjała, to i wędkarzy nad wodą nie było, a piękny kamienny krzyż w pobliżu torów
zupełnie niedostępny. Cóż, zarósł letnią roślinnością.
Naszą wycieczkę zakończyliśmy w sklepiku z lodami. Godne to
było zakończenie. A po drodze do sklepu taka niespodzianka:
Na zakończenie relacji jeszcze mapka trasy. I już - po wycieczce!
Zdjęcia – Edek i ja
Tak jakby nie można było zrobić samych skałek na spokojnie... ale kto zabroni inaczej :)
OdpowiedzUsuńWidocznie tak miało być, jak było. :)
UsuńŚwietna trasa. Rozmawialiśmy wczoraj o tamtych terenach pod kątem wypadów rowerowych
OdpowiedzUsuńZdecydowanie miejsce na rower odpowiednie. Tam jest sporo szlaków rowerowych. Jedynie ten trudny odcinek pieszego czerwonego - nie polecam. Ale do skałek warto podejść.
Usuń