Taką sobie wypatrzyłam na mapie (oczywiście mapy.cz). Start
we wsi Hrádek (dojazd pociągiem
z Czeskiego Cieszyna, niedrogo). Meta w innej wsi z przystankiem kolejowym – Návsí. I mapa obiecuje sporo
możliwości spotkania z widokami. Na jedno nie zwróciłam uwagi – jeśli mają być
porządne widoki, musi być też porządnie pod gorę. Tak było, ale do wytrzymania.
W Polsce to by się za wsią skończył asfalt. W Czechach – nie.
Przecież za ileś tam kilometrów jest kolejna niewielka wioseczka w górach i
trzeba do niej dociągnąć szosę, a potem do kolejnej.
I tak się drepce tym
asfaltem i drepce. Końca nie widać.
Wreszcie asfalt się kończy i możemy poczuć pod stopami miękkość
trawy – idziemy po stoku, gdzie zimą szleją narciarze (podjechali tym asfaltem
do chaty Hrádek, do której my
mozolnie się wdrapujemy). Wystarczy odwrócić się na chwilę podczas podchodzenia
i już mamy rozległe widoki. O to mi chodziło. Opłacało się tu dotrzeć.
Ale to nie koniec atrakcji. Szlak skręca w lewo i robi się jeszcze
przyjemniej.
Na skraju rozległej polany widokowej stoi skromna drewniana
dzwonnica.
Jej „rezydentem” jest święty Izydor, patron rolników i osób ciężko
pracujących. W dzwonnicy zainstalowano dwa dzwony, mniejszym „opiekuje się”
święty. W ten można uderzyć przyniesionym z dołu kamieniem (następnym razem tak
zrobię).
Dzwonnicę otaczają sporych rozmiarów głazy ze znakami zodiaku.
Wszystko to ufundowali kilkanaście lat temu państwo Rychtarkovie – właściciele
chaty Hrádek.
To nie koniec ich pomysłowości. Tuż za dzwonnicą znajduje
się kolejna górska atrakcja w postaci Alei Dobra. Jak podaje pobliska tablica,
aleję wytyczono w roku 2014, a rok później włodarze 15 pobliskich miejscowości
posadzili tu jabłonie miejscowych odmian, które mogą przetrwać na wysokości
około 600 m n.p.m. Od tego czasu dosadza się corocznie po 3 jabłonki poświęcone
szczególnym ludziom, którzy mieszkają w okolicy. Dobrym, rzecz jasna.
Warto być
dobrym, bo aleja ma jeszcze sporo miejsca na nowe drzewka i można się doczekać
nagrody. Owoce są przeznaczone do jedzenia dla przechodzących tędy turystów.
Jabłka jeszcze nie dojrzały, poszliśmy więc dalej w stronę
szczytu o nazwie Filipka.
Tuż przed szczytem, za chatą Filipka, rozciąga się kolejna
widokowa polana.
Na skraju polany ustawiono kamień poświęcony pamięci leśniczego,
Emila Merka, który w tym miejscu zakończył swój żywot. Jak to się stało, nie
wiem, bo nie potrafię zrozumieć napisu na pobliskiej czeskiej tablicy.
Jeszcze kilka kroków i już szczyt ze stosowną tablicą,
ławeczką i kamieniem ustawionym na granicy trzech wsi Hrádek, Návsí i Nýdek.
Wreszcie
przestajemy podchodzić i możemy rozkoszować się myślą „jak to dobrze, że tędy schodzimy,
podejście by było ciężkie”. Początek zejścia cienistym bukowym lasem.
Dalej
najtrudniejszy odciek szlaku – schodzimy słoneczną ścieżką, przy której rośnie
mnóstwo dojrzałych malin. Nie sposób się im oprzeć, co bardzo spowalnia.
Dalsza trasa
zwyczajna – czasem las, czasem widoki, czasem polanka wypoczynkowa.
I już
jesteśmy na skraju Návsí.
I to jest najpiękniejsze,
a jednocześnie najbrzydsze miejsce całej naszej trasy. Jesteśmy w samym sercu
gór – z każdej strony otaczają nas szczyty, polany, gdzieś tam wioski. Aż serce
boli od tej urody. I to całe piękno jest gęsto usiane słupami i przewodami
elektrycznymi, spowite pajęczyną cywilizacji. Gdzie się obrócisz, wszędzie masz
nad głową sieć przewodów. Stąd też tylko malutkie wycinkowe foto pejzażu – tam,
gdzie dało się wykadrować przynajmniej część wpływu cywilizacji.
Trasa urocza, nieco
wysiłkowa, warta przejścia. Mogła być dłuższa, ale za kilka dni miałam
zaplanowaną inną, dłuższą wędrówkę w tej okolicy. Jaką, już się nie dowiemy, bo
zmógł mnie wirus przeziębienia. Może innym razem…
Zdjęcia – Edek i ja
Też mają ładnie...
OdpowiedzUsuńOwszem, ładnie. I dużo ciekawostek dla elektryków. Edek rozpoznawał typy spotykanych linii energetycznych.
Usuń