Plan wycieczki zakładał przejście
grzbietem tych Grzyw (to takie niewysokie pasmo górskie na południowy zachód od
Chęcin), ale już w drodze zaczęliśmy zmieniać koncepcję i wyszła ciekawa, całkiem
nowa trasa.
Wysiedliśmy na przystanku w pobliżu
drogi w kierunku Mostów. Ładna to droga, ze szlakiem rowerowym, a po przejściu
nią kilometra trafia się na porządną ścieżkę dla pieszych prowadzącą równolegle
do grzbietu Grzyw (bez znaków, a po jakimś czasie i bez ścieżki, ale to
drobiazg). Najbardziej dokuczliwe na tym odcinku trasy były dźwięki dochodzące nie wiadomo skąd – taki
typowy łomot, jaki słyszy się czasem z aut wypchanych młodymi chłopakami.
Prowadzeni tym hałasem dotarliśmy na
skraj lasu, a tu widoki na kopalnię piasku w Mostach. To taka nasza Sahara ze
stałą fatamorganą w postaci jeziora z wielkimi koparkami. Dodatek – łomot niby muzyki dobiegający od
strony wsi. Obejrzeliśmy widoki i ruszyli brzegiem lasu – ładnie było. Trochę
cienia, ciepło, a w dodatku punktualnie o 10 25 łomot ucichł. Niestety, na
kilka minut. Widocznie szalony meloman zmieniał płytę i nie mógł się
zdecydować, co lepiej zabrzmi. Chyba wrócił do starej płyty, bo łomot był
identyczny. Domyślam się, że cała wieś była na porannej mszy, żeby nie ulec
pokusie zamordowania gada.
Mosty - kopalnia piasku
widok na południowy zachód z obrzeży Grzyw Korzeczkowskich
Od łomotu uwolniliśmy się gdzieś tak
w pobliżu Zalewu Bolmińskiego. Wczasowicze i wędkarze widocznie jednak lubią
spokój. My zaś opuściliśmy ten zalew na Hutce, żeby spotkać Białą Nidę. Udało
się! Wprawdzie woda w niej ciemna, ale za to przyjazna i nawet kajakarze po
Nidzie wiosłują – i jacy mili – porozmawiają, zdjęcie zrobić pozwolą.
Biała Nida na południowy zachód od Wymysłowa
spływ kajakowy do Mokrska
Mnie zaś nad rzeką spełniło się
dzisiejsze skromne marzenie – tak sobie gadałam, że byłoby pięknie zdjąć buty i
przejść po chłodnej wodzie. O, już nigdy nie powiem głośno, o czym marzę! Buty
zdjęłam, a brodzić musiałam w brudnej brei na mokradłach nad rzeką. Nie było to
przyjemne, oj nie. Ale potem stopy się
wytarło i założyło suche buty – fajnie!
Idąc już teraz nad Wierną Rzeką
dotarliśmy do cmentarza wojennego z czasów 1 wojny światowej – ten zabytek
prawem chroniony znajduje się w tak opłakanym stanie, że właściwie powinniśmy tu zajrzeć powtórnie z
kosą. A niedaleko cmentarza pozostałości młyna. Te chyba mają gospodarza, może
przetrwają.
Potem kontemplacyjna wyprawa
zmieniła nagle charakter w pośpieszną wyrypę, bo nadciągnęły chmury burzowe i
zaczęliśmy gnać do Chęcin. I zniosło nas w stronę Grzyw Korzeczkowskich. I tym
razem zrezygnowaliśmy ze szlaku i poszli wygodną ścieżką na skraju lasu.
Mieliśmy dzięki temu czasem widoki na okolicę, a po krótkim czasie zeszliśmy
polnymi ścieżkami do Korzecka.
widok na Grząby Bolmińskie z szosy
kocanki piaskowe na polach koło Korzecka
W dali widzieliśmy Rzepkę, która to
góra przeżywa w tej chwili wielkie zmiany – w pobliżu rezerwatu geologicznego
trwają prace budowlane. Powstaje tu Europejskie Centrum Edukacji Geologicznej,
które ma być otwarte w przyszłym roku. Nie wiadomo tylko, czy będzie ono
dostępne jedynie dla naukowców, czy może i nam się uda tam zajrzeć. Poczekamy,
zobaczymy.
dźwigi pracują - Rzepka się przygląda
A potem to już tylko marsz do
Chęcin, bus i do domu. Licznik wskazał 20 kilometrów. Wydaje mi się, że to
niezły wynik. No i wycieczka też całkiem
udana.
Zdjęcia
– Edek i ja
Piękne miejsca. Wspaniałe widoki. Chyba celowo poszliście blisko wody. Taki upał. =D
OdpowiedzUsuńKażdy miał swój cel wycieczki - dla mnie to był ten zalew; właśnie z powodu upału, ale krótko byliśmy nad nim, dłużej szliśmy nad rzeką. Też było przyjemnie.
UsuńPiękna relacja... dzięki. :)
OdpowiedzUsuńCo tam relacja - wycieczka to dopiero była piękna!
Usuń