poniedziałek, 5 września 2016

O tym, jak nie trzymaliśmy się planu i co z tego wyniknęło

Zaplanowałam wycieczkę z Bodzentyna do Wzdołu. Dla nabrania rozpędu przez Górę Miejską, bo to dłuższa droga wypadnie. Miało być minimum asfaltu i maksimum cienia, bo niedziela upalna.
Początek podejścia niestety asfaltowy, ale tylko do skraju lasu. Za to ze znanymi od lat widokami na Dolinę Bodzentyńską.  

początek podejścia asfaltowym wężykiem

prawie skansen przy drodze

i już na skraju lasu 
 
W lesie przyjemny cień, liczne grzyby (nie wszystkie jadalne) i grzybiarze. Spotkaliśmy nawet prawdziwego turystę z namiotem, który nocował na Łąkach Miłości. Wyschły te łąki, to i namiot można było rozbić. Albo zrobić krótki postój na degustację wypieków domowej roboty. 


grzybobranie

obniżenie terenu przy zejściu z Góry Miejskiej 

Łąki Miłości zarosły


kawałek ciasta z owocami, albo dwa, albo ...

Potem zaś zgodnie z planem ruszyliśmy trasą kolejki w kierunku szosy. Nieźle się szło, ja liczyłam na efektowne rozlewiska (pamiętam, że rok temu były). Podobnie jak łąki i te rozlewiska wyschły. 


grzyby zamiast rozlewisk
 
I chyba ta susza terenowa podkusiła mnie, żeby zmienić plan trasy i sprawdzić, jak wygląda ścieżka prowadząca przez Mokry Bór. Teraz już wiemy – nie wygląda. Po prostu jej brak. Żeby tylko brak. To by może i było do przyjęcia. Ale wpakowaliśmy się w najprawdziwsze ostępy leśne, gdzie stare drzewa (Andrzej powiada – długie, ja myślę – wysokie były, to teraz długie) leżą pokotem i nie sposób je ominąć. Półkilometrową „ścieżkę” pokonywaliśmy pół godziny.

przeszkody terenowe (te nie największe)


 ale dzielni jesteśmy

borówka bagienna
 
Kiedy już w końcu wyszliśmy z lasu, okazało się, że jesteśmy w innym miejscu niż to było planowane. To daje kolejne improwizacje na temat trasy.

 nieplanowane przejście skrajem lasu
 
Teraz każda wybrana ścieżka zmienić może koncepcję całego przejścia. Ale w dobrze znanym terenie, z zapasem czasu i wśród pól można sobie improwizować. Zwłaszcza, gdy się ma do pomocy mapę.
I w ten sposób wybraliśmy fajne ścieżki podejścia na Pasmo Klonowskie rezygnując z oczywistej nudy podchodzenia na Lisi Ogon. Ładnie ścięliśmy zakręty i nadrobiliśmy czas stracony w niedostępnym lesie. W nagrodę dostaliśmy widoki na Kraiński Grzbiet i Łysogóry oraz pola świętokrzyskie. 
Z przykrością odnotowaliśmy pojawienie się nowych dróg asfaltowych w miejscu jeszcze niedawno miłych szutrowych. A mieszkańcy z dumą zachęcali, żeby nimi iść. Co to, to nie – wolimy polne ścieżki.

Kraiński Grzbiet za mgłą

 świetna ścieżka z widokiem na Łysicę
 
W Psarach Podlesiu przecięliśmy Pasmo Klonowskie i zeszli do Huciska, a potem miły spacerek łąkami do Wzdołu. Oczywiście i tu widoki wypadało z zachwytem obejrzeć (niezmiennie się nimi zachwycamy od lat – i oby tak zostało).

Dolina Bodzentyńska w słońcu
 
I w efekcie dotarliśmy do przystanku we Wzdole, co było planowane, czyli zrealizowaliśmy plan wycieczki. Mimo wszystko. A trasa liczyła 15,5 kilometra.

święty Mikołaj na rozstajnych drogach (wiem, że był pokazywany miesiąc temu, ale tym razem umieszczam go tu, żeby zaprezentować lokalizację figurki, która niedługo zostanie przeniesiona w inne miejsce)
Zdjęcia – Janek i ja

6 komentarzy:

  1. Faktycznie dłuższa trasa... ale warto było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto było, żeby wiedzieć, że już tam się lepiej nie pchać w przyszłości.

      Usuń
  2. Ja jak raz szukałem alternatywnej trasy to skończyło się wstrząsem anafilaktycznym, bo tak mnie pokrzywy poparzyły...
    Co nie znaczy że nadal nie wolę szukać własnych dróg.
    Piękne te tereny... piękne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ryzykujemy na tych wycieczkach, ryzykujemy. Ale bez tego nie ma przyjemności.

      Usuń
  3. Podczas takiego błądzenia czasem można odnaleźć coś ciekawego :) A te sprzęty rolnicze mimo że zaniedbane na pewno jeszcze ciężko pracują w polu u jakiegoś rolnika :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te sprzęty stoją od lat w tym samym miejscu, wątpię, żeby się ich właścicielowi chciało je zawsze tak samo ustawiać po każdym użyciu. A zardzewiałe to niemożebnie. Koledzy zwracają na nie uwagę, bo to wyroby produkowane niegdyś w Skarżysku, naszym rodzinnym mieście.

      Usuń