Zupełnie
nieoczekiwanie się tam znaleźliśmy, bo kierownictwo zawiadomiło jedynie o
miejscu i czasie startu na trasę niedzielnej wycieczki, a więcej szczegółów nie
podało. Poza tym w deszczową niedzielę nie było pewności, że w ogóle wybierzemy się gdziekolwiek.
Mimo niepewnej pogody wyruszyliśmy z domu.
Mimo niepewnej pogody wyruszyliśmy z domu.
I tak
dojechaliśmy busem do Mirca, z którego zwykle wyrywamy szybkim krokiem na
trasę. Tym razem szczęśliwie przestało padać, więc zarządzono spokojne
zwiedzanie.
Udaliśmy
się w kierunku kościoła pod wezwaniem świętego Leonarda. Zbudowano go na początku XIX wieku w tak zwanym stylu
oficjalnym, na jaki wydał zgodę car Mikołaj I. Może nie jest to jakiś
szczególnie efektowny budynek, ale po pierwszym zdumieniu jego wyglądem można
się przyzwyczaić i polubić.
kościół pod wezwaniem św. Leonarda w Mircu
rzeźba przedstawiająca patrona świątyni
A za to
wnętrze kościoła potrafi zachwycić. Oczywiście, jeśli jest odpowiednio
oświetlone, bo umieszczone wysoko okna wpuszczają niewiele światła. Mieszkańcy
Mirca są dumni z nowych witraży, które w ostatnich latach ufundowali. Mnie
zachwycają ołtarze, zwłaszcza piętnastowieczne malowidło w ołtarzu bocznym,
przedstawiające patrona kościoła. Moją patronkę też w tym kościele znajdę, wiec
chętnie tu zaglądam.
jeden z witraży
malowidło na sklepieniu nawy głównej
ołtarz główny z obrazem przedstawiającym św. Annę Samotrzeć
Jeśli interesuje
was więcej informacji Mircu, zajrzyjcie na blog (tu cmentarz, a tu dworek
Prendowskich).
pola Mirca - jesień nadciąga
Po
zakończeniu zwiedzania ruszamy na trasę czarnym szlakiem (wreszcie wiemy, że
pojawia się w okolicy cmentarza), ale szybko z niego rezygnujemy, bo zaczyna
padać. Na szczęście nie pada ani mocno,
ani długo, więc spokojnie maszerujemy wygodnymi drogami w sosnowym lesie. Mamy
nawet przyzwoity postój na odpoczynek.
najlepsza droga na deszczową pogodę
leśny dukt
śródleśne jeziorko
nieprzemakalny biegacz
zagadka matematyczna na postoju - ile osób było na wycieczce?
I po
zakończeniu postoju wędrujemy dalej. Szef wybrał nową drogę,
która doprowadziła nas do płotu, przed i za którym królują drewniane rzeźby.
skrzynka na listy
strażnik za płotem
podwórze - aż by się chciało wejść
Do bramy
wybiega uroczy piesek, który swoim szczekaniem alarmuje właściciela i autora
niesamowitego świata drewnianych postaci. To pan Sylwester, który wyrzeźbił te
przedziwne stwory – totemy, figury, kapliczki, zwierzyniec fantastyczny.
pan Sylwester opowiada i pokazuje
totem
kapliczki
figurka papieża
grajek
wkurzony diabełek
Są też w
ogrodzie rzeźby przeznaczone do zabawy. Wnuki pana Sylwestra mogą wybrać się na
„przejażdżkę” drewnianym motocyklem, zamieszkać w kurnej chacie czy zjechać z
własnoręcznie przez dziadka skonstruowanej zjeżdżalni.
Kto z nas nie marzył o wehikule czasu? I, proszę - jest!
podpora zjeżdżalni
Komu się marzy kurna chata?
wehikuł do odbywania podróży do świata wyobraźni
Porządku w
tym drewnianym świecie pilnuje nie tylko piesek. Nad całością czuwa czujny
wzrok wielkich oczu, przed którymi nic nie umknie.
oczy dobrego ducha tego miejsca
Z żalem żegnamy pana Sylwestra i jego wyczarowany z drewna świat, bo musimy
zdążyć na pociąg. Do drogi musimy przedrzeć się prze las, ale to dla nas nic
nowego.
Wycieczka
okazała się bardzo krótka – jedynie 9 kilometrów, ale i tak świetnie się udała.
Zdjęcia – Edek, Janek i ja
Wizyta u pana Sylwestra była zaplanowana czy tak przypadkowo wyszło ? :) Bardzo fajne i zwariowane miejsce w którym mieszkają niezwykłe rzeźby... Jesteśmy pod wrażeniem talentu i pasji :)
OdpowiedzUsuńWizyta była zupełnie przypadkowa, bo nie spodziewaliśmy się, że gospodarz jest w domu i wyjdzie do nas. Przechodziliśmy tędy już raz i mogliśmy tylko zajrzeć przez płot. A tym razem nam się udało poznać tego niezwykle skromnego i sympatycznego pana.
UsuńI właśnie dla takich miejsc jak ten kościół, lub ogród rzeźb i dla takich ludzi jak Pań Sylwester; warto wędrować. Same kilometry na trasie to tylko sport, zdrowy i przyjemny ale nic poza tym.
OdpowiedzUsuńNa moje oko było pięcioro wędrowców czworo zaparasolowanych i jeden twardziel w czapce ;)
Cel wędrówki bardzo dobrze określiłeś. Kilometry to tylko środek o jego osiągnięcia.
UsuńZagadka matematyczna niezaliczona - wędrowców było tylu, ile parasolek, czyli czworo. Jeden plecak schował się poza kadrem.
Dostałem zapytanie, ale nie potrafię pomóc. Pomyślałem, że może Pani będzie miała jakieś informacje:)
OdpowiedzUsuńChodzi o figury
https://pl.wikipedia.org/wiki/Matka_Boża_z_La_Salette
Ponoć są bardzo rzadkie w Polsce. Jedna chyba jest w Gąsawach Rządowych (nie wiem gdzie, chyba nigdy nie zwróciłem na nią uwagi), a druga w Radomiu (na zdjęciu)
https://drive.google.com/file/d/0B2q1-QLf1EUWLVpNUkktTXllbGpjX3JhRlJyM29kUkxmcTBV/view?usp=sharing
Pytający poszukuje wszelkich namiarów, przesłanek, śladów i podejrzeń.
Mam wrażenie, że też się z taką figurą nie spotkałam, wieczorem przejrzę swoje materiały, jeśli coś znajdę, napiszę w kolejnym komentarzu.
UsuńPrzejrzałam zdjęcia z Gąsaw - nie mam na nich takiej figury. Sprawa niewątpliwie interesująca, ale nic na ten temat nie wiem.
UsuńTeż nie wiem, gdzie ona może być. Będzie trzeba mieć oczy szeroko otwarte przy następnej wizycie tam. Do wczoraj w ogóle nie wiedziałem, że są takie figury:)
UsuńNo to czuwamy!
Usuń;)
OdpowiedzUsuń