Zwłaszcza
jesienią.
Te fakty
znacie i w naszym klimacie*, chociaż ostatnio klimat zdawał się temu przeczyć.
I w końcu uległ. W środę spotkaliśmy jesień w wersji z tytułu.
Na
szczęście deszcz padał tylko „w niektórych wypadkach”, czyli nie stale.
mokro
Naszą
jesienną trasę zaczęliśmy we wsi Szałas. Czyli wróciliśmy do Hubalowych miejsc.
Tym razem zamierzamy dotrzeć do pomnika w pobliżu miejsca bitwy oddziału majora
z Niemcami pod Rogowym Słupem.
pomnik na miejscu dawnej szkoły w szałasie, na cegłach podstawy nazwiska ofiar pacyfikacji Szałasu i innych ofiar wojennych
jedna z wiejskich piwnic
W lesie
zaczyna trochę mżyć. Nie poddajemy się pogodzie i zmierzamy do stawu Bunkier.
Dwa lata temu przedzieraliśmy się przez śnieg. Teraz trzeba chronić obiektyw
przed kroplami deszczu.
teraz już nie można liczyć na jesienne barwy - tyle koloru, co na kurtce
Droga niezła. Nawet deszcz przestaje padać. Spokojnie docieramy do pomnika. Ogradzające go
słupki i płotek tracą kolory, ale i tak nieźle się trzymają. Gorzej z tablicą –
traci tekst.
pomnik upamiętniający zwycięską bitwę oddziału majora w dniu 1 kwietnia 1940 roku
tablica koniecznie do renowacji
Po krótkim
postoju ruszamy dalej w kierunku nasypu dawnej kolejki. Nie będę ukrywać – jest
trudniej. Droga mokra, śliskie od deszczu liście utrudniają marsz. Pod nimi
ukrywają się zdradzieckie gałęzie, o które łatwo się potknąć. Błoto też się
pojawia.
I wreszcie
jest kolejka! O, jak tu miło iść. Szeroko, wygodnie. Nawet jakby sucho, bo bez
błota.
Do czasu. W
oddali słyszymy jakiś pojazd. To potężny leśny ciągnik, który taszczy spore
pnie. Wjeżdża na naszą trasę i sunie chybotliwie przed siebie. Piękne koleiny
wyżłobił! A błoto jakie w nich grząskie. Jest zabawa.
przejechał
Stan drogi
czasem się poprawia, czasem pogarsza. Deszczyk mży co jakiś czas. Przed nami
polana. Niestety, to złudzenie – bagno to jest, nie polana. Ale słabe to bagno.
Nikt się nawet nie podtopił. Przeszliśmy bez problemu i oczywiście bez pośpiechu.
Już bardzo
blisko mamy Świną Górę, ale słabniemy z głodu, więc szef zarządza postój na
posiłek. My do kanapek i termosów z herbatą, a deszcz zaczyna znów padać. Na
szczęście dosyć długo jedliśmy i deszcz się znudził.
Maszerujemy
dalej kolejką. Znów pada. Poza tym robi się dosyć późno, bo wystartowaliśmy na
trasę około dziesiątej. Szef postanawia zrezygnować z podejścia na szczyt. Nikt
się nie sprzeciwia.
Ostatni
odcinek trasy kolejką przebiega tak spokojnie, że aż dziw. I bez deszczu. Mnie
skusiła niewielka wychodnia skalna przy drodze. Odłączyłam się na chwilę, żeby
zrobić ze dwa zdjęcia.
wychodnia skalna
drzewo nad nią
Docieramy
wreszcie do doskonale znanej nam drogi prowadzącej prosto do Skarżyska. Już
tyle razy nią chodziliśmy, że nie zliczyć. To taka rutyna na chłodne dni, czyli
możemy uznać, że tym przejściem zainaugurowaliśmy sezon jesienno-zimowy.
Wycieczkę
zakończyliśmy na przystanku w pobliżu kładki nad trasą szybkiego ruchu. Przeszliśmy
20,7 kilometra. Czasem spotykaliśmy fragmenty różnych szlaków turystycznych,
ale nie sugerowaliśmy się nimi. Trasa w całości jest pomysłem Edwarda.
mapa trasy skopiowana ze starej mapy "Okolice Kielc", bo tylko tu zaznaczono przebieg kolejki (skala 1:50000)
* J.
Przybora „To rzecz nierzadka”
Zdjęcia – Edek, Janek i ja
Fajna paczka... Janek się okazał niezłym fotografem.
OdpowiedzUsuńJanek poluje na nas na każdym kroku. ;) Ale te zdjęcia zapisuję na dysk jako prywatne.
UsuńTu trafiają tylko takie bardziej ogólne.
UsuńFajna i ciekawa trasa, wychodnia skalna też zastanawia.
OdpowiedzUsuńWyglada tak jak by do tablicy ktiś strzelił.
O, na to nie wpadłam. Faktycznie jest jedna dziurka jak od strzału. Może to jakiś rykoszet albo niecelny strzał. Pomnik znajduje się w naprawdę dużym kompleksie leśnym i polowania są tu zapewne często. Dla chuliganów to za daleko, żeby się któremu chciało specjalnie leźć taki kawał w las w dodatku po błocie.
UsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Usuń