Uczestnikami
środowej wycieczki byli sami panowie. Nie powiem, grzecznie traktowali
kierownictwo, nawet nie narzekali na przerwy fotograficzne i przebieranki.
Lekkiego
zawirowania doznali dopiero w Chlewiskach na widok zabytkowej huty. Nagle się
okazało, że żaden z nich jej nie zwiedzał. To może by tym razem? I jak tu nie
ulec takiej prośbie? Uczciwie ostrzegłam, że może być zimno, bo zwiedzanie nie
jest krótkie. Ochroniarz, który się
nagle zmaterializował wychodząc z dawnej portierni pocieszał – we
wnętrzu będzie cieplej niż na dworze. Ba, nawet zadzwonił po przewodnika.
zabudowania nieczynnej huty w Chlewiskach, której pierwszymi właścicielami byli Broel-Platerowie (zdjęcia z grudnia roku 2011, wtedy budynki wyglądały bardziej kolorowo oświetlone zimowym słońcem)
Dawnymi
czasy przewodnik, starszy pan, przychodził od siebie z domu, czekało się na
niego dosyć długo. A teraz przewodnik na miejscu. Nadszedł szybko, zaprosił do
kasy, zainkasował stosowną opłatę i można było ruszyć na zwiedzanie.
bez obaw, to nie nasz rachunek
Janek wypatrzył takie urocze drzwiczki w ścianie
Na początek
w hali wieży gichtociągowej (to słowo brzmi dla mnie jak poezja industrialna i
jest równie niepojęte) wysłuchaliśmy historii huty powstałej pod koniec XIX
wieku i będącej do czasów II wojny światowej jedyną w Europie Środkowej hutą
żelaza z wielkim piecem opalanym węglem drzewnym. Brzmi dumnie, a wyobraźcie
sobie te ilości drewna, które trzeba było zużyć, żeby ten węgiel wyprodukować…
to właśnie ta wieża
W wieży
mamy możliwość wlezienia na jej szczyt i podziwiania zabudowań huty z
perspektywy drona. No to wleźliśmy. Panowie po drodze omawiali szczegóły
techniczne. Wyszliśmy na niewielką platformę. Teraz jest to platforma widokowa,
ale dawniej miała zastosowanie produkcyjne – tu wsypywano węgiel i rudę do
wnętrza wielkiego pieca.
platforma otacza wielki piec
widok z platformy na teren przemysłowy
Sam piec
też obejrzeliśmy. Duży jest faktycznie. I nieczynny, bo znajduje się w nim
zastygnięty ostatni wsad. Stało się to w czasie wojny, kiedy Niemcy przejęli
hutę. Czy to oni źle obsługiwali piec, czy polscy robotnicy dokonali
wystudzenia pieca z wsadem, aby uniemożliwić wrogom korzystanie z wyrobów huty,
nie wiem.
wielki piec z zewnątrz
i wewnątrz
detale
narzędzia pracy hutników
Obok hali
wielkiego pieca znajduje się hala sprężarek gorącego powietrza – i one niemałe,
jedna produkcji polskiej, druga francuskiej.
sprężarka wyprodukowana w fabryce machin hrabiego Andrzeja Zamoyskiego i wspólników w Warszawie
Jest też
pomieszczenie z nagrzewnicami powietrza. No, tu aż żal, że te nagrzewnice nie
działają, bo zimno okrutnie. Ale miło pomyśleć, jak tu mogło być gorąco ze sto
lat temu.
piec gorącego powietrza
Zanim
przeszliśmy na wystawy techniczno-motoryzacyjne przewodnik pokazał nam jeszcze
piec, który wygląda jak gotowa do startu rakieta kosmiczna. I na pewno mówił,
do czego on służył, ale nie zapamiętałam.
żeliwny piec, zdaje się, odlewniczy
Nie można też nie zauważyć trzech pieców stojących przy murze oporowym. To tak zwane prażaki służące do wzbogacania rudy. Co ciekawe, rudę wydobywano niedaleko Chlewisk, w okolicy Skłobskiej Góry. Kto wie, może pochodziła też z tych dołów, które godzinkę wcześniej fotografowaliśmy w rezerwacie...
piece prażaki
lokomotywa i wagonik wąskotorówki, którą od roku 1922 dowożono do huty rudę i węgiel drzewny
Część hal
dawnej huty przeznaczono na ekspozycję muzealną ze zbiorów Narodowego Muzeum Techniki, którego huta jest oddziałem. Jest tu wystawa urządzeń fabrycznych
typu wiertarki, frezarki, ba, nawet prostownice do luf karabinowych. No, tu już
przewodnik przegrał w konkurencji wiedzowej. Ileż uwag na temat obsługi owych
urządzeń mieli nasi panowie! Lata doświadczeń zawodowych przez nich przemawiały.
A ja prawie umarłam ze śmiechu na widok tabliczki „nie dotykać eksponatów”.
Takie to wszystko mi się wydawało zatłuszczone smarami, że za nic bym nie
dotknęła. Ale za kolegów nie ręczę.
przeczytałam na tabliczce informacyjnej, że to dwu wrzecionowa frezarko-kopiarka, dacie wiarę?
tokarka
detal
Była też
salka specjalnie dla mnie – to wystawa maszyn do szycia. Piękne Singery,
Pfaffy, a i nasz poczciwy Łucznik się zaplątał w tym eleganckim towarzystwie.
Aż mnie ręce swędziły, żeby dotknąć, sprawdzić, czy to maszyny czółenkowe czy
bębenkowe. Albo korbką czy kółkiem zakręcić. Nitkę nawlec. No i usłyszeć jeden z piękniejszych dźwięków świata - hurgot dobrze naoliwionej maszyny do szycia bez napędu elektrycznego
łatwo poznać, które zdjęcie zrobił Janek, a które ja, bo jako osoba szyjąca od dzieciństwa podchodzę do maszyny zawsze od przodu
Jest też
mała ekspozycja sprzętów z warsztatu szewskiego. Niektóre sprzęty znam, ale
wielu nawet się nie domyślam, do czego mogły służyć.
w warsztacie szewskim jak w sali tortur
Ciąg dalszy
zwiedzania to podziwiane aut i motocykli. Nawet to przyjemne. Są dwie hale z
autami, jedna z motocyklami. O, tu koledzy wspominają dawne czasy, auta własne
czy znajomych. A ja? Cóż ja – oglądam sobie.
syrenki
w tej grupie aut najbardziej mi sie spodobał adler z ciekawą kolorystyką
i taki pojazd też się tu znalazł
I strasznie skrytykowali silnik
jednego fiata 125, ich zdaniem słabe te silniki robiono. Możliwe, nie znam się.
pod maską fiata
Tak nam
upłynęło zwiedzanie. Zimno było coraz bardziej. Może to i dobrze, bo gdyby
koledzy nie zmarzli lekko, to by się ich z tych hal nie dało wyciągnąć.
Jeszcze
jedno – ochroniarz nie miał racji. W halach jest dużo zimniej niż na dworze. Ale
da się wytrzymać.
Zdjęcia – Edek, Janek i ja
Nic Wam nie umknęło... jak dla mnie to tam nie pasuje motoryzacja,jest tyle różnych odlewni itp...
OdpowiedzUsuńNie skupialiśmy się na niektórych obiektach na zewnątrz, bo już nam łapki zmarzły. Poza tym okrutnie wiało, chociaż to nie Kieleckie.
UsuńPuste hale stały, to zapełnili. Przynajmniej auta nie mokną gdzieś na parkingu.
Gichtociąg - kalka z niemieckiego, bliżej pewnie do jidysz. Potworek taki jak "falbank" (stół roboczy), "ferszalunek" (ubranie robocze) i cała masa innych. Na szczęscie to już wymierajacy slang.
OdpowiedzUsuńGeneralnie chodzi o windę wodną, czyli taki duży rodzaj podnośnika hydraulicznego, proste ale zmyślne.
A myśmy tam za późno przyjechali, ale nabiera mnie na powrót coraz bardziej.
Ps. Taki "singerowski" łucznik z nożnym napędem zdobi nam aneks kuchenny.
Urządzenie świetne, a nazwa jak dla mnie naprawdę fajna (to też zapewne jidysz).
UsuńU nas w domu najpierw był autentyczny singer(to babci), potem łucznik z napędem nożnym (mamy), a teraz jest łucznik elektryczny (mój). Najmłodsze pokolenie ma już sprzęt bardziej wypasiony.
Bardzo ciekawy blog.Poszukiwałem informacji,które można by było przyrównać do nie istniejących już w Skarżysku,wyburzonych zabytków techniki takich jak wieża gichtociągowa prażaki,mur oporowy,transport wsadu do pieca.Przy okazji miałem możliwość porównać swoją starą nożno-ręcznonapędową maszynę do szycia marki Singer i elektryczną Ladę z prezentowanymi na wystawie eksponatami.Wielkie dzięki.
OdpowiedzUsuńPs.Chyba częściej zacznę zaglądać na Wasze ,,włóczęgi''?
,
Dziękuję za sympatyczny komentarz i zapraszam do zaglądania na blog.
UsuńMuszę przyznać, że zwrócił Pan moją uwagę na problem, z którego nie zdawałam sobie sprawy - zbyt mało informacji na blogu dotyczy Skarżyska i jego ciekawych miejsc. To wszystko mamy na miejscu i odkładamy na później zajrzenie czy opisanie. Trzeba to zaniedbanie naprawić.
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuńDziękuję. Muzeum fajne, to i pisać o nim nietrudno.
UsuńZapraszam na blog i pozdrawiam.
Dawno nie było takiego artykułu. Bardzo fajny wpis.
OdpowiedzUsuńI on sam też był dawno. Zapraszam do lektury nowych, może któryś zasłuży na uwagę.
Usuń