Ten świat był. Zaludniali go ludzie, którzy mieli swoje
zwyczajne sprawy, rodziny, przyjaciół. I nagle zostali z niego przemocą
wyrwani, unicestwieni. Współcześni żyją swoimi sprawami, dobrze jednak
przypominać im o tym, co było. Pamięć powinna przetrwać dłużej niż rozpadające
się w proch materialne ślady tamtego świata.
To świat Żydów, którzy lata całe żyli w naszym mieście i
okolicach, a z nadejściem wojny zostali przez Niemców odczłowieczeni,
pozbawieni praw i godności, wreszcie stłoczeni w getcie i w końcu wywiezieni z
niego na śmierć. Los tych ludzi, ich wojenną tragedię przypomnieli po latach
organizatorzy festiwalu „Werk Alef”, który odbywa się w 82 rocznicę likwidacji
skarżyskiego getta.
Spośród wydarzeń przygotowanych w ramach festiwalu wybrałam
udział w wycieczce „Koniec pewnego świata – podróż pamięci”. Przewodnikami w
tej podróży byli panowie Krzysztof Gibaszewski i Marcin Janakowski.
Zaczęliśmy od miejsca, na którym przed wojną znajdowała się
cukiernia i lodziarnia Chaima Dymanta. W czasie wojny znalazła się ona na
ternie getta, w którym Niemcy zgromadzili około 3 tysięcy Żydów z naszego
miasta i z Płocka. 4 października 1942 roku plac, na którym się zatrzymaliśmy,
żeby wysłuchać naszego przewodnika, stał się Umschlagplatzem. Tu zgromadzono
wszystkich Żydów i stąd wyruszyli w kierunku rampy kolejowej, gdzie czekał
transport bydlęcymi wagonami do obozu w Treblince.
Szliśmy ulicami, którymi prawdopodobnie poruszała się kolumna
Żydów.
Zatrzymaliśmy się na niewielkim placu zabaw. W czasie wojny było to
miejsce, gdzie szef skarżyskiego Kripo, Leo Metza, rozstrzeliwał wybrane przez
siebie ofiary.
Dotarliśmy w pobliże stacji kolejowej. Tamtej rampy już nie
ma. Widok, który wywożeni widzieli, inny niż ten współczesny. To było ich
ostanie spojrzenie na miasto. Dziś szare i ponure. Może 82 lata temu też był
podobny, chłodny i deszczowy dzień. Nie wiem.
Kolejny przystanek –
miejsce obozu Werk A. Byli w nim przetrzymywani Żydzi pracujący
przymusowo w fabryce, która przed wojną była polską fabryką amunicji, a po zajęciu
miasta przez Niemców stała się filią niemieckiego koncernu HASAG (Hugo
Schneider Aktiengesellschaft Metalwarenfabrik). Wysłuchaliśmy wstrząsającej
opowieści o nieludzkich warunkach przetrzymywania w nim więźniów – Żydów z
okolicy i przywożonych z innych miejscowości.
Zatrzymaliśmy się również na
terenie dawnego obozu Werk B, w którym przetrzymywano mniej więźniów i może w
nieco mniej koszmarnych warunkach, bo w sąsiedztwie kuchni.
Pod koniec
wycieczki mieliśmy okazję poznać historię najbardziej koszmarnego hitlerowskiego obozu pracy przymusowej – Werk C. Nie ma możliwości
wejścia na jego teren, bo należy on do zakładów Metalowych MESKO. Był to obóz
dla pracowników zmuszanych do pracy przy napełnianiu amunicji trotylem i
pikryną (szczególnie ta ostatnia działała zabójczo na ludzi mających z nią styczność). Pod koniec wojny na terenie tego obozu Niemcy palili zwłoki więźniów w
prymitywnych krematoriach nazywanych „patelnią”. Ofiary obozu Werk C upamiętnia
skromny pomnik przy murze na zewnątrz zakładu.
Ze Skarżyska pojechaliśmy do
Suchedniowa, gdzie tamtejszy Ośrodek Kultury „Kuźnica” przygotował program
upamiętniający zagładę Żydów oparty na tekście Krzysztofa Kąkolewskiego
„Wyjście z Bodzentyna” opublikowanym w zbiorze „Dziennik tematów”. Młodziutkie
dziewczyny z dużą wrażliwością i prostotą odczytywały fragmenty opowieści o
losach Żydów, które Kąkolewski spisał na podstawie rozmów z mieszkańcami
Suchedniowa, Bodzentyna i okolicznych wiosek. Wystąpiły: Kornelia Bujnowska,
Zofia Maciejczyk, Jowita Mazurek, Lena Wąsowska i Wiktoria Wiaderny.
Wysłuchaliśmy też dwóch pieśni w
jidysz w interpretacji Pauliny Antoniak i Oliwii Mik.
Największe wrażenie wywarła na
mnie świadomość tego, że park, w którym się
zatrzymaliśmy, był we wrześniu 1942 roku placem, gdzie zebrano Żydów na
wywózkę, a drogą, którą szliśmy, obok suchedniowskiego zalewu, przebiega granicą
tamtejszego getta. Była ona drogą, którą Żydzi byli prowadzeni ku stacji
kolejowej. Ilekroć jeszcze zorganizuję wycieczkę w te okolice, będę to mieć w
pamięci.
Ostatnim przystankiem naszej
podróży pamięci był plac przed pałacykiem Platerów w Bliżynie. Pan Janakowski w
swojej opowieści uświadomił nam, że tuż za naszymi plecami znajdowało się
bliżyńskie getto, którego likwidacja nastąpiła w sierpniu 1942 roku.
W Bliżynie działał niemiecki obóz
pracy przymusowej, który został przekształcony w filię obozu w Majdanku. Zaś w pałacyku
Platerów miał siedzibę jego komendant, Paul Nell.
Pan Janakowski wspomniał o
ciężkiej pracy w pobliskim kamieniołomie w Gostkowie, gdzie więźniowie
pozyskiwali wapień. Byli to skazani Polacy, jeńcy sowieccy i Żydzi.
Warto wspomnieć, że na miejscu
śmierci i nieoznakowanych mogił ofiar obozu, na skraju lasu za Bliżynem, rodzina jednego z
zamordowanych ufundowała skromny pomnik poświęcony wszystkim ofiarom obozu w
Bliżynie.
Tu zakończę moją relację. Jeśli
poszukujecie więcej informacji na temat historii, polecam na przykład książkę pana
Krzysztofa Gibaszewskiego „HASAG. Historia obozu pracy przymusowej w
Skarżysku-Kamiennej”, czy wspomnienia jednej z więźniarek Rosy Bauminger „Przy
trotylu i pikrynie (obóz pracy przymusowej w Skarzysku-Kamiennej”.
Zdjęcia
– Edek i ja
Koszmarne czasy... warto o nich pamiętać.
OdpowiedzUsuńTak. Żeby się nie powtórzyły.
Usuń"Warto wspomnieć, że na miejscu śmierci i nieoznakowanych mogił ofiar obozu, na skraju lasu za Bliżynem, rodzina jednego z zamordowanych ufundowała skromny pomnik poświęcony wszystkim ofiarom obozu w Bliżynie. "
OdpowiedzUsuńUsiłuję sobie przypomnieć, gdzie widziałem dokładnie ten pomnik rok temu. Chyba idąc z Bramy Piekielnej w kierunku Bliżyna, to chyba była asfaltowa droga, gdzie wcześniej jest cmentarz żołnierzy rosyjskich i jakaś samotna mogiła.
Tak dygresyjnie w temacie Bliżyna: tam jest taka piękna kaplica Św. Zofii -- i rok temu, i teraz mieliśmy pecha -- tam ciągle jakiś remont jest.
Miejsce pomniczka określiłeś właściwie. Jest właśnie przy tej drodze.
UsuńCo do kaplicy, to ja też nie miałam okazji zajrzeć do jej wnętrza. Teraz wprawdzie już po remoncie, ale drzwi zamknięte, czemu się nie dziwię, bo to jednak obiekt zabytkowy. Wydaje m i się, że należy zwrócić się do proboszcza o pozwolenie wejścia na zwiedzanie. Muszę mieć to w pamięci, jak będę robić wycieczkę w te okolice.