W sobotę maszyna losująca zaproponowała na niedzielę deszcz, silny wiatr, zachmurzenie i niewielką nadzieję na słońce. Najpóźniej zapowiadał się deszcz w okolicach Niekłania, tam więc wyruszyliśmy. Trasę wybrałam asekuracyjną z możliwością szybkiego odwrotu w razie, gdyby jednak na loterii wygrał deszcz.
Startujemy w lesie za Niekłaniem w pobliżu obleganego
źródełka. Jest ono do tego stopnia popularne, że nie sposób je sfotografować –
tyle tam zawsze plastikowych butli się czai na wodę. Maszerujemy więc szlakiem
czerwonym i niebieskim w kierunku rezerwatu Piekło Niekłańskie.
Zaraz jednak zatrzymujemy się przy solidnym głazie
narzutowym, który okazuje się pomnikiem ku czci żołnierzy ZWZ – AK, którzy na
przełomie roku 1940 i 41 utworzyli tak zwaną „placówkę odbiorczą”, która miała
przejąć desant Cichociemnych. Do zrzutu żołnierzy w planowanym terminie nie
doszło. Byli jednak oczekiwani przez kilka nocy na mrozie i śniegu. Szczerze
powiem, że bez informacji z tablicy pamiątkowej na owym głazie, nic bym nie
wiedziała o tego typu akcji. Dobrze, że go ustawiono.
Szlak prowadzi do skałek ładną drogą. W lesie widać
grzybiarzy, przy drodze pogardzane przez nich okazy.
Pierwszy dłuższy postój robimy przy wschodniej grupie
skałek. Fotografujemy, wymyślamy, co nam skały przypominają swoim kształtem.
Potem pora zejść do ścieżki czarnego szlaku, która
doprowadzi nas do najpopularniejszych skał.
Nie wiem, czy to brak słońca, czy
rzeczywiście skały tracą swoje intensywnie żółte wybarwienie. Myślę, że to
jednak typowe szarzenie piaskowca.
Kiedy podchodziliśmy do skałek, zaczął siąpić drobniutki
deszczyk. Szybko jednak minął, a nawet podczas postoju śniadaniowego wyjrzało
słońce, zaciekawione, co tam jemy. Postanowiliśmy więc wydłużyć trasę. W tym
celu dotarliśmy do niebieskiego szlaku, który kojarzy się z trudnymi do
przebycia mokradłami. Ale od czego ma się mapę. Ona wskazuje miejsca podmokłe i
wiem, że tam grupy nie poprowadzę.
Jeśli spojrzycie na mapkę trasy na dole wpisu, to zobaczycie
dawny przebieg niebieskiego szlaku. Podczas naszej wycieczki przekonałam się,
że poprowadzono go nową, mam nadzieję suchszą, drogą.
My zaś docieramy do przyjemnego rozlewiska na bezimiennej
rzeczce. Bobry nieźle się tu napracowały, ale woda nie wyszła na drogę i możemy
iść spokojnie.
Jest tak spokojnie, że aż prawie nudno. Droga bita. W lesie
po jej obu stronach czyhają na nas kolejne dorodne grzyby. Ci, co ulegli ich
pokusie, targają ciężkie siaty.
Odporni na uroki grzybobrania zatrzymują się
przy pozostałościach kopalni rudy „Piekło”.
W końcu docieramy bezdeszczowo do parkingu. A tam namnożyło
się aut co niemiara. Z tej to przyczyny oddalamy się na z góry upatrzone
pozycje. To spotkanie na polance przy dębie „Hubal” w Furmanowie. Byliśmy tam
raptem z pięć minut i cały czas padało. Dlatego też zdjęcia z plamami deszczu
na obiektywie. Taki pech.
Pomnik przy dębie ma tak wzruszający napis, że pozwolę sobie
go przytoczyć: „Dnia 5 listopada 1944 roku oddział 3 PP AK pod dowództwem
kapitana Antoniego Hedy ps. Szary w bitwie „Piekiełko” zostawił na wiecznej
warcie ciszy, spokoju i zapomnienia wspaniałych żołnierzy, wiernych synów Boga
i Ojczyzny”. Tu następuje lista 8 nazwisk, ale nie zawsze są łatwe do
odczytania, nie będę więc ich podawać, żeby uniknąć błędu.
Na polance pojawiła się też oryginalna kapliczka. Myślałam,
że nowa. I tak i nie. Postawiono ją rzeczywiście niedawno. Jest jednak repliką
kapliczki, którą w tym miejscu wystawił w roku 1945 nadleśniczy Jan Tarchalski
dla upamiętnienia żołnierzy – partyzantów AK, którzy w tej okolicy walczyli i
polegli. Tablica w pobliżu kapliczki podaje jeszcze informację o tym, że tu
„zatrzymał się kondukt pogrzebowy ekshumowanych żołnierzy Świętokrzyskich
Zgrupowań Partyzanckich Armii Krajowej „Ponury” z II Zgrupowania p. por.
Cichociemnego „Robota” – Waldemara Mariusza Szwieca, którzy polegli na tej
ziemi w 1943 roku.”
I tu kończymy wycieczkę. Na pogodowej loterii wygraliśmy
przyjemny spacer w pięknej okolicy oraz ciekawe spotkanie z historią. Warto
było wyjść z domu, zwłaszcza że potem mocno lało.
Zdjęcia – tylko moje
Skałki jak się patrzy...
OdpowiedzUsuńTylko coraz trudniej o nowe ujęcie... tyle razy już tu byliśmy.
UsuńMiesiąc temu byliśmy, najpierw wokół czerwoym szlakiem, robiąc pętlę, a potem dopiero do głównego celu. Skały są piękne, ale las wokół nie jest gorszy, bo poszliśmy później kawałek na wschód właśnie także niebieskim szlakiem w kierunku Kamiennej (chyba niemal 1:1 jak Wy). Na południowy wschód od skałek (z 500 metrów) widać resztki jakiś budynków, chyba po jakieś kopalni, nie wiem czy dokładnie nie to co na Waszych zdjęciach.
OdpowiedzUsuńTakże mi się nie zgadzał przebieg niebieskiego szlaku z rzeczywistym.
Fajna okolica jest las, są skałki, woda i jeszcze ruiny, a jeszcze trafiliśmy pięknie z pogodą.
Myślę, że budynki kopalni mogły być te same.
UsuńSkoro dotarliście nad Kamienną, to czy znaleźliście jej źródło Biały Stok? Ono ma tabliczkę, to nie sposób pomylić.
Zmiana przebiegu szlaku była konieczna, bo prowadził przez prawdziwe bagno. Ja dlatego zaczęłam wymyślać własne sposoby dojścia do skałek z pominięciem szlaku. Teraz może się odważę nim przejść, żeby sprawdzić, czy się rzeczywiście poprawił.
Niestety, nie doszliśmy do źródła, a patrząc na zdjęcia trochę szkoda. Ale takich miejsc, gdzie warto by było pójść w sumie tylko "kawałek dalej" jest tyle, że zawsze coś się przeoczy. :-)
UsuńZawsze jest coś, czego się tym razem nie obejrzało. Zostaje na inną wycieczkę. Ja nierzadko czekałam kilka lat, żeby takie pominięte miejsce odwiedzić. Warto zapamiętywać takie ciekawostki, nigdy nie wiadomo, kiedy się znów znajdą na trasie.
UsuńJa sobie notuję takie miejsca. Problem jest taki, że lista ma kilka stron A4. :-)
UsuńU mnie to folder w komputerze "planowane wycieczki". Tam wrzucam pomysły do realizacji później. Z jednej strony ich ubywa, a z drugiej wyskakują nowe. To jest nie do ogarnięcia.
Usuń