To się okaże. W każdym razie zaplanowałam wycieczkę. W
terenie leśnym. Grzybobranie trudno więc było wykluczyć. Z tym, że ja znajduję
jednego prawdziwka na jakieś 5 – 10 lat. Nie było obaw, że mnie wciągnie. A
jednak…
Przy tym prawdziwku nastąpił przełom. Sama go znalazłam. A
za chwilę kolejnego. I wpadłam po uszy.
No, a teraz o wycieczce.
Wystartowaliśmy w Suchedniowie z zamiarem powtórzenia trasy
sprzed 5 lat (tu link) i dotarcia do domu przed zapowiadanym na popołudnie
deszczem.
I od razu zaczęło się inaczej niż za pierwszy razem. Ominęliśmy piaskownię, a za cel w
lesie obrałam zaznaczone na mapie oczko wodne, którego poprzednio nie
widzieliśmy. Droga ku niemu nawet jakby była, ale polubiły ją dziki.
Efekt – wybabraliśmy się w rdzawym błocie. Niektórzy bardziej. Rzecz jasna, to
ja byłam w niechlubnej czołówce.
A oczko? Szkoda gadać. To raczej rezerwuar
wody wypompowywanej z kopalni Baranów.
Skoro już byliśmy w pobliżu kopalni, a nie było słychać
odgłosów robót wydobywczych, i żadnej tabliczki z zakazem wstępu nie
zauważyliśmy, to się poszło drogą, która sama zaprowadziła w pobliże wyrobiska. Ostrożnie zajrzeliśmy do niego z góry.
Sami rozumiecie, że trudno się oprzeć
takiemu marsjańskiemu pejzażowi (więcej o kopalni we wpisie, do którego już
podawałam link).
Teraz raźnie kierujemy się do pierwszego zbiornika wodnego w
lesie. Widać zmiany. Dawny drewniany pomost zniknął zupełnie. Za to brzeg
zbiornika ma przyjemną ścieżkę i można obejść prawie cały niewielki staw.
Pamiętam ścieżkę, którą przed laty poszliśmy do drugiego
stawu. Tym razem zrezygnowałam z tego zamiaru. Zamiast drogi pojawiły się przed
nami chaszcze nie do przebycia.
Za to kusił szlak znakowany jako konny z
porządną, choć miejscami mocno błotnistą, drogą. Skorzystaliśmy ochoczo z tej
drogi. A przy niej fotograficzne łowy na muchomory. Świetna zabawa. I zdjęcia
też jakieś wyszły.
Okazało się też, jakie szczególne drzewo zostało zaznaczone
na mapie. To wysoki i nieco pochylony pomnikowy modrzew. Tabliczka mu nieco spłowiała,
ale on trzyma się nieźle.
W sąsiedztwie też kilka niebrzydkich drzew.
Zresztą, cały
ten las śliczny. I obfitujący w grzyby. Ta obfitość powodowała, że tempo marszu
spadło do ślimaczego. Mimo wszystko turystyczna dyscyplina pozwoliła nam się
wziąć w garść i moja mała grupka pomaszerowała za mną do drugiego stawu. Fakt –
trzeba się było cofnąć, co nie wzbudziło ani odrobiny sprzeciwu, a później
wywołało wręcz entuzjazm. Jak się nietrudno domyślić, jego przyczyną była
obfitość prawdziwków na drodze, którą wybrałam.
Mimo „przeszkadzajek” wszyscy dotarli nad staw. I ten okazał
się całkiem przyjemny dla oka.
Mapa zachęcała do przejścia w stronę trzeciego stawu.
Znaleźliśmy nawet ścieżkę, ale przegrodziło ją spore rozlewisko i zrezygnowaliśmy
z odwiedzin. Urządziliśmy za to przyjemny piknik nad wodą.
A potem pora w drogę na północny wschód. O tym odcinku
właściwie nie ma co pisać. Droga świetna, czasem nieco podmokła, ale nikogo to
nie zrażało. Kierownictwo szło na czele dźwigając swoje kilka prawdziwków.
Grupa udawała, że idzie, a cały czas myszkowała po obrzeżach drogi w
poszukiwaniu grzybów. Oczywiście, z sukcesem.
W ten sposób dotarliśmy na przystanek autobusowy na skraju
miasta. Jego magia połączona z ciężkimi od grzybów siatami spowodowała
całkowity zanik sportowego ducha. Postanowiliśmy wrócić do domu rezygnując z
dotarcia nad zalew „Piachy”. Może innym razem…
Decyzja była bardzo słuszna, bo ledwo wróciliśmy w domowe
pielesze, a już zaczęło padać. Wniosek – wyszłam na wycieczkę, wróciłam z
grzybobrania. Każdy z uczestników znalazł swoje prawdziwki i wszyscy byli
zadowoleni.
Zdjęcia mojego wyrobu
Czy ona jet jeszcze czynna ? dawno nie byłem.
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia. Na dole widać było ślady aut, ale czy to świeże, nie wiem. Maszyn nie zauważyłam, ani stróża. Kopalnia wyglądała raczej na nieczynną.
UsuńTa kopalnia w Baranowie i ta glina -- cudem nie wdepnąłem w tą glinę i ten strumyk z czerwoną wodą, ale towarzyszka wycieczki do tej pory tej gliny z butów pozbyć się nie może. :-) Ale nie schodziliśmy do samej kopalni -- były jakieś tabliczki z zakazem i nie chcieliśmy sprawdzać na ile to prawda z ochroną i monitoringiem. Kiepski byłby przypał na urlopie. :D Na drogach dojazdowych do kopalni były świeże ślady kół samochodowych.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście - są tabliczki z zakazem. Zauważyliśmy je opuszczając teren kopalni przez wejście od strony drogi. Podchodząc przez las nic takiego nie zauważyliśmy.
UsuńKiedy szliśmy drogą w pobliżu wyrobiska, przejechał samochód osobowy. Nie wiem, czy był to grzybiarz, czy pracownik kopalni, ale kierowca nie zwrócił na nas najmniejszej uwagi. Udało się, ale więcej nie zamierzam się tam wybierać.