Taki początek zwiedzania Lublina przyjęłam. Koledzy
pomaszerowali ze mną.
Przed nami pyszniła się Wieża Trynitarska. Ta oryginalna
nazwa wieży nie jest wzięta z powietrza. Związana jest z zakonem trynitarzy,
czyli Zakonem Trójcy Przenajświętszej, który
miał swoją siedzibę w pobliżu wieży na terenie zabudowań należących do zakonu
jezuitów. A po kasacie zakonu jezuitów wieża przeszła w ręce trynitarzy (na
niezbyt długi czas).
Sama wieża jest nadbudowaną dawną furtą klasztorną, która
później została dzwonnicą i stanowi
najwyższy punkt widokowy Lublina. Obecny wygląd zyskała według projektu Antonio
Corazziego w XIX wieku.
Skoro punkt widokowy, to należy się na niego wdrapać, żeby
zobaczyć Lublin z wysoka. Świetna widoczność i rozległa perspektywa bardzo mi
się spodobały, choć wtedy jeszcze nie bardzo byłam świadoma, co oglądam, bo
spacer po Lublinie dopiero się zaczynał.
Kolega Ed jest zagorzałym przeciwnikiem zwiedzania muzeum,
ale w tej wieży musiał się poddać, bo sama wieża stanowi Muzeum
Archidiecezjalne z ciekawymi zbiorami sztuki sakralnej. Ed, niby przeciwnik, a
był zadowolony ze zwiedzania.
Z wieży mieliśmy widok na sąsiedni kościół i plac przed nim.
To, rzecz jasna, lubelska Archikatedra św. Jan Chrzciciela i św. Jana
Ewangelisty.
Pora zajrzeć do katedry. Wchodzimy i zapiera nam dech z
wrażenia. Wnętrze imponujące. Nawa główna z kolebkowym sklepieniem i
malowidłami, które pokrywają każdy centymetr kwadratowy ścian i sklepienia. To
dzieło morawskiego malarza Józefa Meyera. Właściwie samo ich podziwianie
spokojnie może zająć cały dzień.
Zaglądamy również do naw bocznych oraz kaplic. Tu
szczególnie zwraca uwagę Kaplica Krzyża Trybunalskiego. Ten, ufundowany przez kanclerza
i hetmana koronnego Jana Zamoyskiego, krzyż znajdował się w jednej z sal gmachu
Trybunału Koronnego w Lublinie. Jego późniejsze losy, cuda i historię
przeniesienia do archikatedry znajdziecie na stronie katedry (tu link), nie
będę jej wiec przytaczać, choć jest arcyciekawa, ale zbyt długa na mój wpis.
Zajrzeliśmy i do drugiej kaplicy, w której umieszczono
tablice upamiętniające lubelskich poetów – Sebastiana Klonowica i Wincentego
Pola.
Jeszcze tylko spoglądamy na interesujący siedemnastowieczny
nagrobek Marcina Leśniowskiego i opuszczamy katedrę. Krypty i pozostałe cenne
miejsca zostawiamy na koleją wycieczkę.
Przed nami jeszcze sporo zwiedzania. Kierujemy się do
klasztoru Ojców Dominikanów.
Na początek podziwianie wnętrza kościoła pod wezwaniem św.
Stanisława BM, czyli Bazyliki Relikwii Krzyża Świętego. Te jednak zostały
skradzione w roku 1991, no to oglądamy inne obiekty.
Nawa główna i tu piękna. Wielkie wrażenie robi liczba kaplic
i ołtarzy. Te ostatnie pochodzą z 18. wieku i zachwycają bogatą dekoracją. Przyznam,
że zieleń to mój ulubiony kolor, no to w tym kościele miałam czym się cieszyć.
W jednej z kaplic podziwiamy piękny renesansowy nagrobek
Mikołaja i Piotra Firlejów wykonany w krakowskim warsztacie Jana Marii
Padovano.
Nie sposób przejść obojętnie obok klasycystycznego ołtarza
głównego, który oddziela wnętrze kościoła od chóru zakonnego. Ten pozłacany
ołtarz wygląda z daleka jak zegar kominkowy.
Jakimś cudem udało nam się nie przegapić tabliczki
kierującej na teren klasztoru. Spacer cichymi krużgankami to spory kontrast z
bogatym wnętrzem kościoła.
Dotarliśmy i do wspartej na jednym filarze Sali Unii
Lubelskiej. To dawny klasztorny refektarz. Powiadają o nim, że to tutaj
zaprzysiężono Unię Lubelską, co nie jest prawdą, ale salę warto obejrzeć.
Zaglądamy później do skarbca z ciekawymi zbiorami. Wyeksponowano
tu krucyfiks, na który zaprzysiężono unię. Dodatkowo podkreśla to reprodukcja
obrazu Matejki „Unia Lubelska” w tle.
Próbujemy zajrzeć do obu klasztornych wirydarzy. Niestety,
nie znaleźliśmy wejścia na większy z nich.
Opuszczamy klasztor i kierujemy się ku miejscu, gdzie
znajdował się kościół farny pod wezwaniem św. Michała Archanioła. Zbudowano go
prawdopodobne w 13. wieku, był najważniejszą lubelską świątynią. Ulegał jednak
niejednokrotnie pożarom, które w końcu doprowadziły go do stanu ruiny. Teraz
możemy go sobie jedynie wyobrażać na podstawie widocznego zarysu fundamentów.
Z placu Po Farze mamy widok na ulicę Grodzką i lubelski
zamek. O ich zwiedzaniu opowiem w innym, późniejszym wpisie.
Zdjęcia – Edek i ja
Czyżby miasto nie było zniszczone przez ostatnią wojnę ?
OdpowiedzUsuńLublin był bardzo zniszczony. Znalazłam w Internecie zdjęcia Starego Miasta zrobione we wrześniu 1939 - morze ruin. To, co oglądamy teraz, to odbudowane budynki, zrekonstruowane wnętrza.
Usuń