Ten
fragment „Cieszyńskiej” przyczepił się do mnie podczas niedzielnej wędrówki
zielonym szlakiem rowerowym na północ od Cieszyna. Dlaczego? Wyjaśnię w
stosownym czasie.
Zanim
dotarliśmy do wspomnianego szlaku, trzeba było przejść od głównej szosy
Katowice – Cieszyn na zachód. Po drodze, jak to po drodze – trochę widoków,
jakieś zabudowania, lasek. Ale natknęliśmy się na dwa zaskakujące miejsca.
Pierwsze to pastwisko, na którym krów pilnował najdziwniejszy pastuszek świata.
I miał posłuch niesamowity. W razie problemów dziobał krowę w tylną nogę i po
sprawie. Nie wierzycie? Zobaczcie.
na pastwisku
Nieco
dalej natrafiliśmy na stojące samotnie na niewielkim placyku krążowniki szos. W
stylu iście amerykańskim. Oto dowód.
samochód marki Edsel Corsair (przeczytałam na boku auta, sama bym na to nigdy nie wpadła)
Jesteśmy
już na szlaku. Przed nami najpierw barokowy kościół pod wezwaniem Narodzenia
NMP z cudownym obrazem Matki Bożej Kończyckiej. Trwa nabożeństwo, kościół pełen
ludzi, więc tylko kilka zdjęć i w drogę.
kościół w Kończycach Małych
Matka Boska Kończycka
na cmentarzu przy kościele
Kolejny
obiekt jest reklamowany jako „cieszyński Wawel”. Proszę bardzo, oto on –
renesansowy (pierwotnie gotycki, ale przebudowany) zamek w Kończycach Małych. W
gruncie rzeczy, taki z niego Wawel, jak i zamek. To raczej dwór obronny z dumną
nazwą. Był niegdyś większy – czteroskrzydłowy, z arkadowym dziedzińcem, fosą i
stawem.
Obecnie
zachowały się dwa skrzydła zamku, staw i park. Mieszczą się tu różne
instytucje, miedzy innymi hotel, restauracja, Izba Regionalna (nieczynna
akurat była).
zamek od strony stawu
arkadowy dziedziniec
w parku
Można
nie tylko obejrzeć wszystko z zewnątrz, ale też wejść na balkon, zajrzeć do
sali restauracyjnej gdzie robią wrażenie stropy i kolumny. Myślę, że i noclegu
by nam hotel nie odmówił, ale przed nami Kończyce Wielkie.
wnętrze
I
właśnie w drodze do Kończyc Wielkich, które od 19. wieku były własnością rodu
Larisch von Mönnich, przyczepił
się do mnie tytułowy tekst. Niedługo miałam spotkać miejsca (ale nie tytułowy ogród, bo ten był w Cieszynie) związane z tym rodem i dowiedzieć się, co im
przyniosło „całe piękne dwudzieste stulecie”*.
Jako
pierwszy spotykamy dawny folwark dworski, zbudowany w roku 1760 (wtedy majątek
był własnością rodu Wilczków). To Folwark Karłowiec, w którym mieściły się
stajnie, obory, zabudowania gospodarcze, a obecnie obiekt przekształcono w gospodarstwo agroturystyczne.
zmyłka jakaś - nie wiem, dlaczego na fasadzie budynku figuruje rok 1800
Przy
folwarku rośnie pierwsze z wielu w tej okolicy pomnikowych drzew. Idąc w stronę
pałacu możemy podziwiać naprawdę dorodne okazy.
konar już leżał, to nie moja robota
I
wreszcie jest pałac. Czytałam, że powstał on w 15. wieku, ale jego obecny
kształt w stylu francuskiego baroku jest zasługą ostatniej właścicielki z
rodu Lariszów – Gabrieli hrabiny von Thun und Hohenstein, nazywanej „Dobrą
Panią z Kończyc Wielkich”. To dzięki niej wokół pałacu powstał rozległy park
krajobrazowy.
fasada pałacu (do środka wejść nie wolno, ale spaceru po parku nikt nie zabrania; to podobno zalecenie obecnych właścicieli - tak nam powiedziano)
pałacowa kaplica
w parku
Hrabina
zasłynęła dobroczynnością, ufundowała nawet pawilon cieszyńskiego szpitala.
Żadne jednak dobre uczynki nie ustrzegły jej przed wygnaniem z rodzinnego majątku,
kiedy został skonfiskowany po wojnie. Podobno cieszyła się nawet, że w pałacu zlokalizowano dom dziecka. Dożyła swoich dni w Cieszynie, a
pochowana została na cmentarzu w Kończycach Wielkich. Skromny ten grób, bardzo
skromny. Ale zadbany. To może jednak ludzie dobrem za dobro odpłacają?
grób Lariszów
U
stóp wiejskiego cmentarza znajduje się obiekt "naj" na naszej trasie.
To największy drewniany kościół na Pogórzu Śląskim. Wybudowano go w roku 1777
wokół starego, również drewnianego, ale dużo mniejszego, kościółka, który
następnie zburzono i usunięto z wnętrza nowej świątyni. Wcześniej powstała wieża
kościelna, która jest podobno najbardziej strzelistą wieżą w całych Beskidach.
kościół pod wezwaniem św. Michała Archanioła w Kończycach Wielkich
wnętrze
rzut oka na wieżę
I
tu by już można skończyć ten wpis, żeby nie zanudzać. Ale pokonaliśmy zaledwie
połowę trasy. Do Cieszyna jeszcze ładnych parę kilometrów. Z tym, że my
zrobiliśmy się nieczuli na uroki okolicy i w miejscowości Haźlach nawet nie
zeszliśmy ze szlaku w stronę niewielkiego kościółka z przylegającym do niego
cmentarzem. A potem to już deszcz zaczął padać i wydawało się, że po
atrakcjach.
Tak
sobie szliśmy przez ładny las, aż tu nagle tablica informująca o źródle
Borgońka. Po wpadce z Bełkotką polecieliśmy w las sprawdzić, co to za cudo. No,
jest moc – woda podobno uzdrowiła oczy przejeżdżającej w pobliżu hrabiny. My nie korzystaliśmy z kuracji.
Okulary mamy dobrze dobrane.
źródełko Borgońka
W
strugach deszczu doczłapaliśmy do wsi Zamarski, gdzie koniecznie trzeba
obejrzeć drewniany kościół pod wezwaniem św. Rocha. Jest on niewielki, kryty
gontem. A ileż ma pięknych obiektów we wnętrzu! Na szczęście był zamknięty, bo
ja, cała mokra i lekko już tym deszczem wkurzona, nie miałam ochoty na
zwiedzanie.
kościół w Zamarskach
Skoro
mowa o deszczu. Chyba nam szybki w okularkach zaparowały i zeszliśmy ze szlaku.
Rzecz jasna, żadna różnica – i na szlaku i bez niego drogi asfaltowe. Ale dzięki zmianie trasy zaliczyliśmy jeszcze jedno spotkanie. Otóż, trafiliśmy do tak zwanej Groty na
Rudowie. To nieczynny kamieniołom, w którym znajduje się skromna figurka NMP,
kilka ławeczek i ludzie przychodzą się tu pomodlić.
Grota na Rudowie (plus ślad deszczu na obiektywie)
I
to już zdecydowanie ostatnia atrakcja całej wyprawy. Chociaż – nie. Najlepszy
był autobus miejski, suchy i punktualny, który nas zawiózł do Cieszyna.
*J.
Nohavica „Cieszyńska” (tu link do wersji internetowej)
Zdjęcia – Edek i ja
Piękne miejsce...
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że pogoda nie dopisała.
UsuńMoje kochane cieszyńskie klimaty. Pisalem już że mam tam rodzinę?
OdpowiedzUsuńAle do tej groty, jeszcze nie trafiłem.
Bo do groty zabłądzić trzeba. ;)
UsuńOna jest na skraju lasu przy ulicy Kamiennej(Co to za ulica? Droga wśród pól, jak na moje oko.).
O rodzinie wspominałeś - chyba niedlugo wpadniesz w odwiedziny.