W lutym ubiegłego roku dwukrotnie wędrowaliśmy nad tą rzeką
(tu i tu linki). Zaskoczyła mnie wtedy swoją urodą i pracowitością – przez
wieki dzięki niej rozwijały się fryszerki, na niej powstawały stawy rybne,
młyny czy kuźnica. Wtedy doszliśmy do granicy mapy Gór Świętokrzyskich. Przy
pomocy internetowych map planowałam kolejne spotkanie z Młynkowską, ale co to
za wyprawa bez mapy w ręku. Dzięki uprzejmości Marka mam wreszcie dostęp do
mapy, na której jest zaznaczona cała nasza trasa.
Wyruszamy z Baryczy, gdzie na Młynkowskiej utworzono spory
staw, ale będziemy go oglądać na zakończenie wycieczki. Spoglądamy na rzekę, na
której woda spływa sporą kaskadą, a dalej odpływa wijąc się malowniczo na
północny zachód w kierunku ujścia do Drzewiczki.
My zaś udajemy się na południowy zachód, aby obejść rzekę
niewielkim łukiem i dotrzeć do kładki na niej. Jak widać na zdjęciach, gęsta roślinność uniemożliwia przejście brzegiem.
Okolice kładki to rozległe łąki. Ścieżka wzdłuż rzeki
wygląda na taką, co nam zmoczy buty rosą.
Idziemy więc
przyzwoitymi ścieżkami na północ. Delikatne leśne ścieżki zaznaczone na
mapie zarośnięte. Chcąc nie chcąc musimy iść dobrymi, omijamy teren składu
paliwa i docieramy do szosy.
Po przekroczeniu szosy najpierw kierujemy się ku miejscu
pamięci. Wiem, ta pamięć niewygodna. Bo miejsce to cmentarz żołnierzy
radzieckich, którzy zginęli w walkach w tej okolicy i są pochowani w zbiorowych
mogiłach. Ja zaś twardo stoję na stanowisku, że właśnie teraz trzeba
przypominać o takich cmentarzach, żeby za każdym razem uświadamiać sobie bezsens
wojny i agresji na inne kraje, które niosą śmierć i zniszczenie.
Ciąg dalszy trasy to spokojny spacer leśnymi drogami. Po
intensywnych opadach deszczu obawiam się, że drogi mogą być mokre. Są różne – z
mokrą trawą, lekko błotniste, piaszczyste. Nie ma nudy ani narzekania.
Spostrzegam, że jest dosyć wcześnie, nawet śniadania nie
jedliśmy. W tej sytuacji korzystam z podpowiedzi mapy, która sugeruje, jak
lekko wydłużyć trasę i dotrzeć do znanych nam z poprzednich wycieczek
niewielkich stawów we wsi Rzeka (obecnie to ulica Rzeczna w Rogowie, ale
pozostawię nazwę zgodną z mapą).
Robimy dwa podejścia. Pierwsze doprowadza do samej szeroko
rozlanej Młynkowskiej. Drugie prowadzi do solidnej metalowej kładki, a potem do
stawów.
Przy stawach miła niespodzianka – wychodzą nam naprzeciw
dwaj mieszkańcy Rzeki. Panowie oprowadzili nas po groblach, pokazali malutki
stawik z karasiami, naopowiadali o gęsiach, stawach i wsi. No i psów się przy
nich nie baliśmy.
Po miłym zwiedzaniu wyruszamy na szlak – tym razem rowerowy,
który doprowadza nas do dużego i niezwykle malowniczego stawu w Baryczy
(drogowskaz nazywa go „Kąpielisko”). Nad tym stawem słychać kumkanie żab. Cóż za przemiły hałas!
Po chybotliwej kładce przechodzimy na jego południowy brzeg
i obchodzimy staw aż do upustu. Koledzy przypuszczają, że był tu niegdyś młyn.
Jest to bardzo prawdopodobne, bo strona
końskie.org podaje, że w Baryczy działał młyn turbinowy Lipskiego. Niestety nie
określa lokalizacji tego młyna. Tak czy inaczej gdzieś na Młynkowskiej w Baryczy był
młyn.
ale sam staw bardzo nam się spodobał
Po przekroczeniu szosy wędrujemy jeszcze przez wieś i
docieramy do stawu, przy którym zaczynaliśmy wycieczkę. Zamierzamy go obejść,
co zajmuje nam prawie pół godzinki. Towarzyszy nam świergot ptaków. Niestety żadnego nie widać.
Mimowolnie stajemy się kibicami na
rozgrywających się na zalewie zawodach wędkarskich. Ja mam szczęście być
świadkiem złowienia przez jednego z uczestników leszcza, którego inni od razu
nazywają „leszczyk” (faktycznie, wielki nie był). Zosia dostąpiła zaszczytu
potrzymania wędki. Muszę jeszcze dodać, że w tym zalewie wolno łowić ryby, ale
nie wolno ich zabierać. Zważona i zmierzona ryba wraca do wody.
jedyny wędkarski akcent w bliskim kadrze, leszczyk za bardzo się miotał, a panów z wędkami nie pytałam o zgodę na publikację ich zdjęć
My zaś wracamy do domu.
I po wycieczce.
Zdjęcia – Lena,
Zosia, Edek i ja
Widoki i odgłosy jak szum wody, wiatru, świergot ptaków - to co daje nam natura, jest to dobra forma dla osobistego relaksu.
OdpowiedzUsuńTeż jestem pod wrażeniem prezentacji, za co dziękuję!
Pozdrawiam - Wiesiek
Dziękuję, Wiesiu, że zaglądasz i komentujesz.
Cała grupa Cię pozdrawia
Ania