Na początek proponuję spacer w Lasku Aniołowskim. Już sama
nazwa brzmi zachęcająco. A lasek okazuje się przyjemnym parkiem z wygodnymi,
szerokimi alejkami spacerowymi. Trzeba tylko uważać podczas spaceru, żeby nie
zajmować całej szerokości alejki, bo to tarasuje przejazd rowerzystów.
Lasek nie zawsze był parkiem. Oj, nie. Kiedy tak sobie
spacerujemy, widzimy po jeden stronie alejki dosyć wysoki wał ziemny. Jest na
nim nawet ścieżka. To pozostałość niegdysiejszego poligonu wojskowego – tak
zwany kulochwyt, w którym grzęzły kule wystrzeliwane z pobliskiej strzelnicy.
Można podejść do samej strzelnicy, ale to raczej niełatwe
zadanie dla pań, no to sobie darowałyśmy szukanie żelbetonowych konstrukcji.
Znalazłyśmy za to bez większych problemów ślady niegdysiejszych okopów. Taki to
park.
Ale ma i urocze zakątki, gdzie rządzi przyroda. Szczególnie
mi się spodobała część, gdzie bluszcze oplatają drzewa. To świat z baśni.
Z lasku Aniołowskiego możemy wyjść na promenadę. Powstała
ona w latach 70. jako Promenada 30-lecia PRL. Przemianowano ją na Promenadę
Czesława Niemena. Ma ze dwa kilometry, czyli solidny spacer po pamiętającej
czasy otwarcia asfaltowej nawierzchni. Ale, czego się nie robi dla Niemena.
Ciekawostką tej promenady jest niewielka tężnia solankowa na
jej końcu. Mieszkańcy Częstochowy chętnie z niej korzystają.
A teraz inna, bardziej znana promenada. To, rzecz jasna,
Aleja NMP.
Można tu posiedzieć na ławeczkach ze znanymi
częstochowianami. Jako pierwszego spotykamy doktora Władysława Biegańskiego (żył
w latach 1857 – 1917), który siedzi na ławeczce naprzeciwko miejsca, gdzie znajdował się jego szpital,
przed budynkiem biblioteki, którą zakładał.
Kolejne postaci kojarzą chyba wszyscy. Pierwsza to poetka
Halina Poświatowska, której wiersze każdy młody zakochany kiedyś mocno
przeżywał.
Prawie naprzeciwko Haśki siedzi w pozie niedbałej były
dyrektor częstochowskiego teatru, znany aktor, Marek Perepeczko.
Kolejną ławeczkę zajmuje inny aktor, były dyrektor
artystyczny tutejszego teatru, Piotr Machalica.
Nie przysiadałam się do nich, ale spotkania z nimi i tak
były sympatyczne.
Ci, co mnie znają, wiedzą, że najtrudniejsze dla mnie było
spotkanie z „Dziewczynką z gołębiami”. Na szczęście jej gołębie nie fruwają i
można do nich w miarę spokojnie podejść.
Wypada jeszcze zajrzeć do parków, które niegdyś były jednym.
Czyli park im. Staszica (znane nam popiersie jest!) i park 3. Maja.
popiersie prawdopodobnie według projektu Pawła Molińskiego, którego model wykonano zaraz po śmierci Staszica
Sporo w nich ludzi, zwłaszcza dzieci. Jesień też ukradkiem
zagląda. Kasztany spadają i można się nieźle zaopatrzyć w te błyszczące
piękności.
Kaczki dostojnie pływają po parkowym stawie. Jest miło i
spokojnie.
Zabytkowe obiekty czekają na zwiedzających. Trudno jednak
utrafić w godziny ich otwarcia. No to obejrzyjmy je z zewnątrz.
Na zakończenie spaceru jeszcze dwa obiekty. Pierwszy
spotkacie na skrzyżowaniu ulic w centrum i czekając na zmianę świateł możecie podziwiać
wielki mural na ścianie jednego z wieżowców.
Ostatni obiekt jest symbolem dzielnicy Częstochowa Północ.
Schowany trochę ten symbol wśród krzaków na niewielkim skwerku, może nieco
uszkodzony, ale uroczy. To dwa smoki – rzeźba Stanisława Łyszczarza. Podobno
miały trafić na opisywaną wcześniej promenadę, ale ukryły się wśród krzewów i
czekają na lepsze czasy. I oby doczekały.
I to już koniec spaceru po Częstochowie, która nieoczekiwanie
okazała się miastem zieleni, uroczych zakątków i tramwajów, w których Muniek
Staszczyk podaje nazwy przystanków. Jak
tu nie polubić takiego miasta?
Zdjęcia mojego wyrobu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz