Zanim do niego dotrzemy, pokręcimy się trochę po okolicy.
Żeby jednak nie być gołosłowną, zaprezentuję, jak wygląda. Na razie
bezimiennie.
Do celu docieramy okrężną drogą dla nabrania rozpędu.
Zaczynamy w miejscu znanym uczestnikom pielgrzymek na Jasną Górę. To Przeprośna
Górka, gdzie zaczynamy wyprawę do odległej przeszłości. Zauważam dwie dosyć
stare kapliczki pod drzewem przy drodze, którą zaraz pójdziemy.
Nasza droga prowadzi w kierunku rzeki. Jest nią Warta, która
w tej okolicy tworzy podobno malowniczy przełom. Trzeba to koniecznie
sprawdzić. Liczymy na to, że przełom będzie doskonale widoczny z grodziska
Gąszczyk w Sielcu-Podlesiu. Grodzisko znajduje się na wzgórzu, z którego
niegdyś bywały niezłe widoki na rzekę. Podchodzimy, podchodzimy, im wyżej
jesteśmy, tym bardziej nabieramy pewności, że wzgórze zarosło ładnym bukowym
lasem. Nietrudno się domyślić, jakie widoki mogą być z lasu.
Ale za to ma człowiek okazję znaleźć się na terenie, gdzie
archeolodzy stwierdzili obecność dwóch osad. Starsza była osadą kultury
łużyckiej w latach 850 – 550 p.n.e. Niebywałe! Bije na głowę nasze grodzisko w
Stradowie. Nowsze miejsce okazało się wczesnośredniowiecznym grodziskiem. Czyli
miejsce godne odwiedzin. Żeby łatwo się te wszystkie wały obronne zdobywało,
nie powiem. A już do stromej ściany nad rzeką to lepiej podchodzić
ostrożnie.
Schodzimy więc i napotykamy ścieżkę, która na pewno prowadzi
nad rzekę. Idę sprawdzić. I co? Docieram do starorzecza Warty. Oglądam je z
łagodnego brzegu, a kiedy próbuję podejść do odleglejszego odcinka, zaliczam
zassanie przez bagno. Błoto czarne, cuchnące. Ale na szczęście pozwala się
wykaraskać.
już po wstępnym czyszczeniu, ale z powodu bagiennego zapaszku wolałam się nie narzucać towarzystwu, choć nie było to łatwe do wykonania
Przed nami kolejne atrakcje. Nikt by nie wpadł na to, że
wybieramy się do dzielnicy stodół w Mstowie. Byłam już na Piwnicznej Górze (tu link), ale cały kompleks stodół, to dopiero jest coś! Stodoły budowano na
przełomie XIX i XX wieku na zboczu góry Ściegna na skraju Mstowa. Były
początkowo drewniane, później murowane. Aż w końcu przestały być potrzebne i
stopniowo popadają w ruinę. Stały ciasno jedna przy drugiej, a teraz tę garstkę
pozostałych oddzielają ugory i ładne ścieżki.
Ze ścieżek na zboczu góry rozciąga się widok na Mstów i
okolicę. Szczególnie przyciąga wzrok kościół Wniebowzięcia NMP i klasztor
Kanoników Regularnych Laterańskich w Wancerzowie, tuż przy granicy z Mstowem.
Widać też nasz tajemniczy ostaniec. Czy nie wygląda jak dwie przytulone postaci?
Zanim dotrzemy do ostańca, zaglądamy w okolice Góry Wał. U
jej podnóża bije źródło Stoki, które zasila swą wodą przepływającą tuż obok
dostojną Wartę.
A jak zdobyć górę, z której rozciągają się podobno świetne
widoki? Cóż, trzeba się wdrapać po niezbyt wygodnych, częściowo zmurszałych
schodach z podkładów kolejowych.
Kilka minut wspinaczki, lekka zadyszka i już
szczyt. A tam krzyż ustawiony w roku 1917 po zakończeniu walk 1 wojny światowej
w tej okolicy. Podobno w kamienny postument wmontowano pociski artyleryjskie z
okresu walk w latach 1914 – 15.
Chcąc zrobić możliwie najlepsze ujęcie krzyża odchodzę
ścieżką na dalszą odległość i już mam nagrodę.
Docieram bowiem na punkt widokowy z Góry Wał. Widok ładny, na północ.
Szkoda tylko, że nie potrafię nazwać wzgórz widzianych na horyzoncie.
Wreszcie nadchodzi moment, kiedy zbliżamy się do
wyczekiwanego ostańca. I on jest nad Wartą.
Podchodzimy ku niemu porządną
ścieżką, mijamy jeszcze jedno źródełko. To, zdaje się Źródło Miłości. Bo i
skała ma nazwę… Skała Miłości. Jest pomnikiem przyrody i znajduje się na zboczu Góry Szwajcera.
Skąd ta nazwa? Wyjaśnia ją legenda o dziewczynie wysłanej
przez chorą matkę do źródła po życiodajną wodę. Dziewczę spotkało urodziwego
młodzieńca i zatonęło w jego ramionach zapominając o prośbie matki. Ta
zaniepokojona nieobecnością córki poszła jej szukać, a zobaczywszy ją w
objęciach mężczyzny, zapałała gniewem, serce jej pękło z rozpaczy, ale zdążyła
jeszcze przekląć córkę i jej kochanka. Zastygli oni na wieki jako skamieniała
para. Tyle legenda. Mnie się ona nie podoba, bo nie wyobrażam sobie matki,
która przeklnie własne dziecko. Może to macocha była… Albo zazdrosna rywalka. W
to bym uwierzyła. Ale matka – nie.
I tyle na temat Skały Miłości.
Jeszcze jeden rzut oka z okolicy szczytu na Mstów i klasztor. I pora opuścić skamieniałych kochanków.
* ta skała tak bywa nazywana, nie jest to oficjalne określenie, ale wykorzystałam je dla potrzeb tytułu
Zdjęcia – Józek i ja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz