To pasmo górskie na południe od Chęcin nie jest ani długie,
ani trudne do przejścia. A spróbujcie się tam wybrać autem, to pokona was
miejsce parkingowe. Od każdego oficjalnego trzeba maszerować kilometry asfaltem
– bez sensu i mało atrakcyjnie, zwłaszcza że w obie strony to samo. W końcu
znalazłam parking przy hotelu z restauracją w Korzecku. Dało to przyjemną trasę
z minimalna porcją asfaltu (skromnie dodam, że był to chyba ósmy lub dziewiąty
wariant trasy, taki trudny orzech do zgryzienia z tych Grzyw).
W pobliżu hotelu jest szkoła, obok której prowadzi
nadzwyczaj obiecująca droga w stronę Grzyw. Cóż, obiecanki cacanki. Droga
skręca do posesji położonej za szkołą, a my maszerujemy skrajem łąki, a potem
lasu wątłą ścieżyną.
Docieramy bez większego trudu do drogi pożarowej u stóp
Grzyw. I nią będziemy wędrować, bo ze szlaku prowadzącego przez pasmo nie ma
żadnych widoków na okolicę, a z drogi czasem odkrywa się możliwość spojrzenia
na pola na północ od Grzyw.
Do drogi dołącza żółty szlak, który tu właśnie schodzi z
grzbietu i nim docieramy do szosy. Kiedyś to, panie, zwykła droga była. Nad przepływającą
pod nią Hutką przeszło się bezproblemowo. A teraz… Najpierw wchodzimy pod
szosę, zaliczamy spotkanie z Hutką.
Potem wędrujemy wzdłuż drogi w przeciwnym
kierunku, niż to planowane, żeby za płotkiem wkroczyć na ścieżkę
pieszo-rowerową. Ta prowadzi w stronę Bolmina, pozwala przejść na drugą stronę
jezdni i zachęca do dalszego marszu poboczem. Obok nas śmigają auta. W tej
sytuacji nie zamierzam maszerować aż do szosy nad Zalew Bolmiński, skręcamy w
ładną leśną drogę w stronę zalewu, który utworzono w wyrobisku po kopalni
piasku.
Przed nami coś jakby zaniedbana plaża, ale właściwa powinna
być nieco dalej, wystarczy przejść przez lasek. Otóż nie. Natrafiamy na solidne
ogrodzenie prowadzące aż do wody i zamkniętą bramę. Żeby nie badać, czy da się
to wszystko obejść, rezygnujemy i wycofujemy się na wschodni brzeg zalewu.
Dziko tu i spokojnie. Czasem udaje się podejść blisko wody. Obserwujemy parę
łabędzi, które nie zwracają na nas uwagi.
Docieramy na skraj wsi Wymysłów, gdzie spodziewamy się
kolejnej niewielkiej plaży i możliwości spojrzenia na zalew od południa. I znów
zaskoczenie. Od zalewu oddziela nas kolejny zielony płot.
Zatrzymujemy się na postój na pagórku z widokiem na wodę i
zniechęceni spotkaniami z płotem postanawiamy pożegnać zagrodzony i niedostępny
akwen.
Kierujemy się w stronę Hutki, która podobno też jakoś zasila
wodą Zalew Bolmiński. W pobliżu wsi rzeczka dziwnie się rozdziela, a potem znów
łączy tworząc ciekawą pętelkę. Trzeba ją dwukrotnie przekraczać po dwóch
prowizorycznych kładkach. Nurt pod jedną jest bardzo bystry.
A rzeczka tworzy tu malownicze rozlewiska i meandry.
Szczerze powiem, że bardziej mi się spodobała niż ten cały zagrodzony zalew.
Leśna ścieżka doprowadza nas do szosy w kierunku wsi Mosty.
Szybciutko ją przekraczamy i wędrujemy ładną leśną drogą równolegle do asfaltu.
Na skraju lasu nadarza się okazja odpoczynku pod wiatą
przygotowaną przez myśliwych. Wystawili tu oni również kapliczkę i pomnik
upamiętniający leśników i myśliwych.
A spod wiaty rozpościera się widok na rozległy płaski teren
ugorów w Mostach i w oddali wyrobiska kopalni piasku w tychże Mostach.
Kolega
Ed i ja polecieliśmy obejrzeć te wyrobiska. Przecież to nasi starzy znajomi
sprzed lat. Starzy, bo starzy, ale z młodzieńcza werwą rozrastają się zajmując
coraz większy teren. Przez 9 lat, kiedy tu nie zaglądaliśmy, wyrobisko rozrosło
się podchodząc prawie pod las u podnóża Grzyw Korzeczkowskich.
każdy, kto na tym zdjęciu znajdzie koparkę (jest na pewno), zrozumie jak ogromne w porównaniu z nią jest wyrobisko
Skoro już o Grzywach sobie przypominałam, to pora wracać do grupy
czekającej przy wybranej przeze mnie ścieżce podejścia na grzbiet pasma. Co ja
mówię „ścieżce”?! Okazuje się, że trafiłam na efektowny wąwóz łagodnie
prowadzący pod górę.
Jego strome ściany po bokach pokazały, co by nas czekało
na podejściu, gdybym wybrała inną ścieżkę (a jest ich kilka do wyboru). No,
miałam nosa!
Kiedy już podeszliśmy na grzbiet ze szlakiem, postanowiliśmy
zapamiętać kapliczkę, przy której należy zejść w dół, gdybyśmy kiedyś znów
chcieli przejść tym wąwozem, tylko w przeciwnym kierunku.
Odkrycie wąwozu wprawiło mnie w tak doskonały humor, że po
dotarciu do drogi pożarowej znanej z początku trasy, zgodziłam się oddać
dowodzenie koledze Edwardowi, który uparł się poprowadzić nas drogą, jaką
wypatrzył rano.
Droga świetna. Rzecz jasna na początku. Prowadzi wzdłuż
ogrodzenia Ośrodka Jeździeckiego w Korzecku. A tam piękne rumaki na pastwisku.
I jak tu się nie zatrzymać?
Za ośrodkiem droga zamieniła się w chaszcze, ale udało nam
się przez nie przedrzeć. A do parkingu mieliśmy bliziutko, bo ośrodek znajduje
się na tyłach hotelu z parkingiem.
I po wycieczce.
PS Mam wrażenie, że wąwóz na podejściu to rekompensata Grzyw za to, ile trudów sprawiły w przygotowaniu trasy. 😊
Zdjęcia – Lena, Edek
i ja
Ongiś moja przebyta trasa wyglądała tak:
OdpowiedzUsuńdojazd do Chęcin, pasmo Zelejowej dalej w poprzek przez pasmo Zgórskie do Słowika.
Powrót koleją do Skarżyska.
Z ciekawostek, podobno pierwsza kolumna Zygmunta była wykuta w tym kamieniołomie.
Niestety w czasie transportu pękła i musiano z niej zrezygnować.
Pozdrawiam - Wiesiek
Porządna trasa. My na Zelejowej byliśmy w czerwcu, ale do Słowika to bym się znów chętnie wybrała. Najlepiej, kiedy liście na drzewach się jesiennie wybarwią.
Ania
Trochę Wam zazdroszczę tych rzek i rozlewisk, choć czasem prosi się o kalosze. ;-)
OdpowiedzUsuńTym razem obeszło się bez kaloszy, ale czasem się wpadnie w butach trekkingowych powyżej kostki w wodę i jest przykro.
Usuń