Taka to dzisiaj była trasa – nic,
tylko ta geometria!
Wysiedliśmy w Płaczkowie i skręcili
pod kątem prostym w drogę do Mroczkowa. Szliśmy sobie spokojnie, niczego nie
podejrzewając, a tu kierownictwo w osobie Janusza szykowało dla nas kolejne
niespodzianki. Chociaż w gruncie rzeczy na starcie nastąpił opis planowanej
trasy, która potem była zrealizowana, ale i tak nieźle nas czasem zaskoczyła.
ruszamy
kościółek św. Rocha w Mroczkowie
Basia fotografuje kościółek
Najpierw nastąpiła próba zwerbowania
znajomego rowerzysty, ale ten okazał się nieugięty – pojechał realizować własne
plany. Pewnie się obawiał zamachu na swój rower, ale po co na tej cudownie
geometrycznej trasie byłby komu rower? No, może do noszenia.
spotkanie na trasie
Bo, wyobraźcie sobie, że Janusz
solidnie postanowił spenetrować szlak czarny z Mroczkowa do Ubyszowa. A tam na
dosyć długim odcinku ktoś poukładał prostopadle
do kierunku marszu ścięte drzewa (z dużą ilością gałęzi!). No to mieliśmy
wspaniałą gimnastykę: nieoczekiwane skręty, podnoszenia nóg, próby czołgania
się (te bez sensu i potrzeby, bo podłoże mokre). W sumie niezła zabawa.
na początkowym odcinku leśnego szlaku
walczymy z geometrią na drodze
Jak już w końcu dotarliśmy do
Ubyszowa, to zrobiło się tak sucho i ładnie, że aż nie do wiary. Podkręceni
przez wszechobecnego ducha mundialu zafundowaliśmy sobie postój na ławce
rezerwowych ubyszowskiego boiska piłkarskiego. A potem nie bacząc na
ostrzeżenia tubylca, poszliśmy wybraną przez kierownictwo drogą, która jakoby
miała być mokra. Duża przesada – było nieźle, a że ja wpadłam w wodę, to już
moja wina, bo pod nogi trzeba patrzeć, a nie się odwracać tyłem do kierunku
marszu.
Potem jakoś tak w tym Ubyszowie
zaczęliśmy szukać prostopadłej polnej drogi, która nas doprowadzi do szlaku
żółtego. I znaleźliśmy! Weszliśmy na szlak w miejscu, gdzie prowadzi on na południe,
a gdybyśmy poszli równoległą ścieżką, to mielibyśmy bliżej do domu, ale przecież
chcieliśmy odprowadzić nasze koleżanki, które skręcały na Bugaj i Brzeście, to
sobie trochę wydłużyliśmy trasę.
nasz ulubiony motyw geometryczny w wersji lekko pochyłej
A potem to już był marsz „z
ekierką”: skręcamy w prostopadłą drogę, żeby dojść do równoległej. Albo odwrotnie.
Tak czy siak wyszliśmy na ulicę Ponurego, a potem, mimo niechęci do kolejnych
wodnych przeszkód, przedarliśmy się do zalewu na Bernatce.
I teraz należało wezwać helikopter, bo
w tym miejscu osiągnęliśmy planowane 17 km, a tu do domu jeszcze ze 4.
zalew Bernatka
krótka narada zanim ruszymy
Ale nikt
nie marudził, tylko poszliśmy dalej lasem do miasta i ostatni odcinek już
ulicami. Tu przynajmniej nie było mokro.
za chwilę koniec lasu
I tak to zafascynowana geometrią
nawet nie wspomniałam, że las był ładny, grzyby już rosną, ciepło było, a
komary żarły tylko tych, co się zatrzymywali.
królowa grzybobrania
Wniosek – wycieczka udana.
Zdjęcia
– Janusz i ja
Już wiemy jak wygląda szlak czarny z Mroczkowa do Ubyszowa poniżej dawnej szkoły... bo dalej do Bliżyna to asfalt ,nawet z górki.
OdpowiedzUsuńSzlak niby niedawno malowany ale miejscami pozostawione stare,mało widoczne znaki a trafiają się odcinki długie bez znaków - dobrze ,że szli wytrawni piechurzy. :)
Okazało się dzisiaj, że nie należy lekceważyć nawet najbardziej oczywistych szlaków, bo potrafią nieźle zaskoczyć.
UsuńA przy okazji okazało się, że dobrze współpracujemy w grupie na trudnych odcinkach. Każdy bez gadania wiedział, jak zareagować, gdy się dziewczyny odłączyły, albo znakowanie zawiodło.
Zacznę od pogody, gdyż z rana nie było zbyt ciekawie. Słońce i temperatura podniosły się na łuku w Płaczkowie, gdzie “śmignęli” mi przed oczyma Włóczędzy, zmuszając do przyciśnięcia i wyduszenia uszczuplonych już “oparów” mocy :) Do miłego spotkania doszło już na drodze prostopadłej do Mroczkowa, za co Dziękuję. Do następnego spotkania na szlaku! :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, żeby nasze drogi nie szły równolegle, to w końcu się kiedyś spotkamy.
UsuńŚwietna wyprawa. Sporo babeczek maszerowało. Nic dziwnego , że łapałyście "okazje" .
OdpowiedzUsuń