Inspiracją do wybrania się na te
ścieżki była dla mnie lektura książki Joanny Siedleckiej „Jaśnie Panicz. O
Witoldzie Gombrowiczu”. Czyta się ją lekko, z przyjemnością, bo to nie jakaś
uczona cegła, a zbiór wspomnień i ploteczek o pisarzu. Natrafiłam tam na
rozdziały poświęcone związkom pisarza z Wsolą i Bartodziejami. Były to
wakacyjne pobyty we Wsoli u starszego brata Jerzego.
Koniecznie trzeba się
udać tam, gdzie Gombrowicz bywał w młodości, pisał, grywał w tenisa, spotykał się
ze znajomymi, a może nawet przeżywał pierwszą młodzieńczą miłość. Podobno w tamtym czasie Gombrowicz kochał się w panience
Krystynie Janowskiej, córce zaprzyjaźnionych z rodziną brata pisarza
właścicieli majątku w Bartodziejach.
zdjęcie Krystyny Janowskiej opublikowane w najnowszym wydaniu książki J. Siedleckiej „Jaśnie Panicz. O
Witoldzie Gombrowiczu” (wydanie z roku 2011)
Znane są opowieści o wędrówkach
młodzieńca na spotkania z panną do dworu jej rodziców. Rozdział poświęcony
tej historii kończy autorka książki informacją o tym, w jak doskonałym stanie zachował
się ów dwór. No to moja wyobraźnia w ruch – i planuję wycieczkę w te okolice. Może
nawet tymi samymi ścieżkami, którymi chadzał młody Witold. Ale mój egzemplarz
książki jest z lat osiemdziesiątych, więc sprawdzam w Internecie, co się tam
zmieniło. No i niestety, zmieniło się aż za dużo. Majątek sprzedano, nowi
właściciele nie podołali utrzymaniu go, pozostawili na łasce losu, potem dwór ktoś
podpalił.
tak dwór wyglądał w latach 80. XX wieku (zdjęcie z tej samej książki)
My wyruszamy na poszukiwanie ruin
dworu ze stacji w Bartodziejach i znajdujemy
je w straszliwie zarośniętym parku, strach podejść bliżej, bo wszystko wygląda
niestabilnie, choć dostrzegamy pozostałości dawnej elegancji i dostatku, jakie
tu niegdyś panowały.
Na zdjęciach sabkona możecie zobaczyć, jak dwór wyglądał zimą ubiegłego roku.
Na zdjęciach sabkona możecie zobaczyć, jak dwór wyglądał zimą ubiegłego roku.
stan obecny dworu
Ruszamy dalej w kierunku Wsoli.
Najpierw udajemy się na poszukiwania młyna w pobliżu Woli Owadowskiej. Cóż – sukces
umiarkowany – napotykamy pozostałości młyna i wędrujemy dalej do Lisowa, gdzie
stoi ładny dziewiętnastowieczny kościół, a na łąkach, którymi prowadzi
znakowany szlak do Wsoli rosną wierzby, którymi się zachwycamy, bo na naszych
terenach takie ładne stare wierzby to raczej rzadkość. Ale idąc zastanawiamy
się, czy akurat tą ścieżką maszerował Witold, a może jechali tędy bryczką
państwo Janowscy lub panowie na polowanie, tak lubiane przez Jerzego
Gąbrowicza. Jedno jest pewne, Witold nie chadzał całą naszą trasą, bo nam
licznik wybił 15 km, a wątpię, żeby dobrze urodzony młodzieniec w tamtym czasie
pokonywał pieszo takie odległości.
pozostałości młyna na Radomce
kościół w Lisowie
Radomka koło Lisowa
wędrujemy szlakiem
I w końcu docieramy do Wsoli. A tu
tyle wrażeń, że poświęcę jej osobny wpis.
Zdjęcia
– Edek
Dworki giną jak kałuże po deszczu... ( sam wymyśliłem ) :)
OdpowiedzUsuńDo Gombrowicza mam stosunek ambiwalentny... bez względu co to znaczy.
Za klasykiem :
AMBIWALENCJA - występuje u żonatego mężczyzny gdy widzi swoją teściową spadającą w przepaść jego nowiutkim samochodem. ( tak jakoś ?)
O dworkach wymyślone niegłupio. I niestety prawdziwe.
UsuńCo do Gombrowicza, to się nie dziwię, mimo to zachęcam do przeczytania następnego posta - będzie więcej o nim.
Gombrowicza czyta się trudno, ale za to jaka satysfakcja, jak człowiek przebrnie!