poniedziałek, 16 czerwca 2014

Na ścieżkach Jaśnie Panicza


Inspiracją do wybrania się na te ścieżki była dla mnie lektura książki Joanny Siedleckiej „Jaśnie Panicz. O Witoldzie Gombrowiczu”. Czyta się ją lekko, z przyjemnością, bo to nie jakaś uczona cegła, a zbiór wspomnień i ploteczek o pisarzu. Natrafiłam tam na rozdziały poświęcone związkom pisarza z Wsolą i Bartodziejami. Były to wakacyjne pobyty we Wsoli u starszego brata Jerzego.
Koniecznie trzeba się udać tam, gdzie Gombrowicz bywał w młodości, pisał, grywał w tenisa, spotykał się ze znajomymi, a może nawet przeżywał pierwszą młodzieńczą miłość. Podobno w tamtym czasie Gombrowicz kochał się w panience Krystynie Janowskiej, córce zaprzyjaźnionych z rodziną brata pisarza właścicieli majątku w Bartodziejach. 


zdjęcie Krystyny Janowskiej opublikowane w najnowszym wydaniu książki J. Siedleckiej „Jaśnie Panicz. O Witoldzie Gombrowiczu” (wydanie z roku 2011)
 
Znane są opowieści o wędrówkach młodzieńca na spotkania z panną do dworu jej rodziców. Rozdział poświęcony tej historii kończy autorka książki informacją o tym, w jak doskonałym stanie zachował się ów dwór. No to moja wyobraźnia w ruch – i planuję wycieczkę w te okolice. Może nawet tymi samymi ścieżkami, którymi chadzał młody Witold. Ale mój egzemplarz książki jest z lat osiemdziesiątych, więc sprawdzam w Internecie, co się tam zmieniło. No i niestety, zmieniło się aż za dużo. Majątek sprzedano, nowi właściciele nie podołali utrzymaniu go, pozostawili na łasce losu, potem dwór ktoś podpalił. 

tak dwór wyglądał w latach 80. XX wieku (zdjęcie z tej samej książki) 
 
My wyruszamy na poszukiwanie ruin dworu ze stacji w Bartodziejach i znajdujemy je w straszliwie zarośniętym parku, strach podejść bliżej, bo wszystko wygląda niestabilnie, choć dostrzegamy pozostałości dawnej elegancji i dostatku, jakie tu niegdyś panowały.
Na zdjęciach sabkona możecie zobaczyć, jak dwór wyglądał zimą ubiegłego roku.

stan obecny dworu

oficyna dworska

Ruszamy dalej w kierunku Wsoli. Najpierw udajemy się na poszukiwania młyna w pobliżu Woli Owadowskiej. Cóż – sukces umiarkowany – napotykamy pozostałości młyna i wędrujemy dalej do Lisowa, gdzie stoi ładny dziewiętnastowieczny kościół, a na łąkach, którymi prowadzi znakowany szlak do Wsoli rosną wierzby, którymi się zachwycamy, bo na naszych terenach takie ładne stare wierzby to raczej rzadkość. Ale idąc zastanawiamy się, czy akurat tą ścieżką maszerował Witold, a może jechali tędy bryczką państwo Janowscy lub panowie na polowanie, tak lubiane przez Jerzego Gąbrowicza. Jedno jest pewne, Witold nie chadzał całą naszą trasą, bo nam licznik wybił 15 km, a wątpię, żeby dobrze urodzony młodzieniec w tamtym czasie pokonywał pieszo takie odległości.

pozostałości młyna na Radomce 

 kościół w Lisowie

 Radomka koło Lisowa 

wędrujemy szlakiem
 
I w końcu docieramy do Wsoli. A tu tyle wrażeń, że poświęcę jej osobny wpis.

Zdjęcia – Edek

2 komentarze:

  1. Dworki giną jak kałuże po deszczu... ( sam wymyśliłem ) :)
    Do Gombrowicza mam stosunek ambiwalentny... bez względu co to znaczy.

    Za klasykiem :
    AMBIWALENCJA - występuje u żonatego mężczyzny gdy widzi swoją teściową spadającą w przepaść jego nowiutkim samochodem. ( tak jakoś ?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O dworkach wymyślone niegłupio. I niestety prawdziwe.
      Co do Gombrowicza, to się nie dziwię, mimo to zachęcam do przeczytania następnego posta - będzie więcej o nim.
      Gombrowicza czyta się trudno, ale za to jaka satysfakcja, jak człowiek przebrnie!

      Usuń