No i mamy
podsumowanie wycieczki. Cóż więcej napisać po tak udanym wstępie?
Prawdę,
panie, prawdę.
Po pierwsze
– to nie ja wymyśliłam tę trasę; podpowiedział mi ją mój tatuś kochany. Miała
być przez las, żeby upał nie dokuczał. I faktycznie nie dokuczał
Po drugie –
nikt nas nie uprzedził, że zmieniono znakowanie szlaku czerwonego z Wąchocka. I
to tak gruntownie, że zgłupiałam kompletnie. Szlak jest tam, gdzie go nigdy nie
było.
Po trzecie
– nie wiemy, gdzie się ten szlak zaczyna, bo beztrosko dołączyliśmy do niego za
zalewem. Taki mieliśmy kaprys – przejść sobie innym niż zwykle brzegiem.
zalew sielankowo
odrobina prawdy na temat czystości wody
przemijanie
spokojne rozlewisko Kamiennej
Szliśmy
sobie później tym szlakiem jak zwykle – na pamięć. A ten jak nagle nie skręci w
lewo! Aż nam podeszwy zapiszczały podczas hamowania. Poszliśmy zgodnie z
oznakowaniem. Co zyskaliśmy? Widoki na sporą kopalnię piasku w Marcinkowie. Rozległa
jest. Kopareczki przyjemne dla oka, malownicze jeziorko na dnie. Jest w
porządku.
krajobraz prawie księżycowy
trochę wody
maszyny gotowe do pracy
Miałam
zaplanowane odłączenie się od szlaku i podążenie na południowy zachód w stronę
Pleśniówki. No i tu się wyłonił problem – szlak nie chciał się od nas odłączyć.
Przyssał się do tej drogi, którą szliśmy, że aż straciłam orientację i zaczęło
mi się wydawać, że jestem na niewłaściwej drodze.
droga aż miło
Kiedy już
zyskałam pewność, że jednak jesteśmy w Pleśniówce, szlak się odwrócił i poszedł
sobie na północ. Nasza grupka zaś przyjęła do wiadomości, że „o, tam są skałki”
i poszła w przeciwnym kierunku. Taka logika dziwna.
drzew ubywa, przybywa drewna
owoce konwalii - nie zbieramy za żadne skarby
Połaziliśmy
sobie po lesie, a potem zgodnie postanowiliśmy go opuścić i iść w stronę wsi.
To nam się nadspodziewanie dobrze udało.
płotek w Majkowie
Za wsią
mieliśmy drobny problem, bo za bardzo chcieliśmy uniknąć asfaltu i wpakowaliśmy
się w takie chaszcze, że słów brak. Przedarliśmy się do znanej nam od lat ścieżki,
która doprowadziła nas nad rzekę (dla mnie Kaczka, dla innych Żarnówka).
rzeka Kaczka
kładka na niej
Tu mały
postój śniadaniowy plus narada sztabowa. Zdecydowano maszerować lasem w
kierunku Młodzaw. Pomysł niezły. Realizacja świetna. Gorzej z warunkami marszu.
Las podmokły. Licznie zamieszkany przez komarzyce, które postanowiły nas wyssać
do ostatniej kropli krwi. Nie było mowy o zatrzymaniu się choćby na chwilę.
Stąd brak dokumentacji fotograficznej tego odcinka.
bodziszek zamiast komarów
W każdym
razie owady przebrzydłe mocno przyspieszyły nasze tempo. Zdążyliśmy na
wcześniejszy autobus niż planowano. A długość trasy? Około 12 kilometrów.
*Celowo "szlak", nie "szlag" i poza tym - nie wiemy, gdzie się ten szlak kończy. Trzeba to zbadać przy okazji.
Zdjęcia – Janek i ja
Ale przynajmniej uniknęliście słońca :)
OdpowiedzUsuńNawymyślali ostatnimi czasy różnych spray'ów na komary, próbuję wszystkiego bo mnie też bardzo lubią wysysać, ale tych preparatów na naturalnych olejkach w ogóle się nie boją. Chyba sama muszę popracować nad jakąś mieszanką, czytałam, że wrotycz je odstrasza :)
My też raz zgubiliśmy szlak i to zimą. Myślałam, że umrę ze strachu, bo zbliżał się zmrok a my w obcym, ciemnym lesie... Na szczęście dotarliśmy do samochodu, ale było już ciemno - od tego czasu w plecaku mamy też lampkę :)
My nie zgubiliśmy szlaku, tylko znaleźliśmy. Wcale nie chcieliśmy nim iść, zamierzaliśmy wędrować leśną drogą bez szlaku, a ten się pojawił na naszej drodze. I to jest dopiero problem, bo człowiek wariuje - mapa wskazuje co innego, teren co innego. Traci się orientację kompletnie.
UsuńMusimy wybrać się już teraz świadomie na przejście tego szlaku w całości i zaznaczyć sobie jego nowy przebieg na mapie.
Wrotycz mam u siebie w ogródku, komary też. Czyli nie odstrasza.
Znam ten ból...znaczy jak trzeba szlak marszobiegiem pokonywać a i tak daniny krwi się nie uniknie;)
OdpowiedzUsuńFakt czasami co innego szlak na mapie, co innego szlak w terenie, dodać do tego trzeba szlaki nie PTTKowskie ale lokalne gminne (tematyczne, albo ot tak wytyczane bo Unia cała pieniądze na rozwój turystyki). W każdym razie szlak trzeba zbadać koniecznie skąd i dokąd prowadzi... może na Pogórze?;)
Na temat szlaków lokalnych wolę się nie wypowiadać, bo musialabym sięgnąć do łaciny podwórkowej. Spotykamy te potworki dosyć często. Psa z kulawą nogą na nich nie uświadczysz, ale dumnie prężą pierś - oto jesteśmy. A, że razem z nami trzy inne, komu to przeszkadza? Przecież i tak nikt tędy nie chodzi, to się nie zorientuje.
UsuńW niedzielę trafiliśmy na szlak, który od dawna wymagał odnowienia z powodu zalania sporej części jego dawnej drogi przez rozlewisko bobrów. Czyli dobrze, że go poprawiono. Szkoda tylko, że nie pojawiło się żadne ogłoszenie informujące o zmianie przebiegu szlaku, bo człowiek naprawdę głupieje.
A przyjdzie jesień to się wyruszy żeby poznać całą trasę. Może będą jakie atrakcje. Kto wie?