Opuściliśmy Wolę Chroberską i skierowali się przed Chrobrzem
na południowy wschód, a w Nieprowicach na północny wschód. Przejeżdżając przez
Nidę po czerwonym żelaznym moście planowaliśmy, gdzie się zatrzymamy, kiedy tu
za jakiś czas wrócimy. Na razie priorytetem była Stara Zagość. A dokładniej
tamtejszy kościół, który chcieliśmy obejrzeć przed sumą.
Jakież było nasze zaskoczenie, kiedy zobaczyliśmy dużo
samochodów na przykościelnym parkingu. Już byłam pewna, że znów za późno
przyjechaliśmy. Zauważyliśmy sporo pań w strojach ludowych. Ozdobne bochny
chleba i dorodne wieńce ze zbóż wyjaśniły sprawę. Trafiliśmy do Zagości tuż
przed rozpoczęciem dożynek powiatowych.
Trzeba było jednak oderwać się od kolorowych postaci, żeby obejrzeć
perłę architektury, jaką jest bez wątpienia kościół św. Jana Chrzciciela, który
powstał w XII wieku przy komandorii joannitów w Starej Zagości. Nietrudno się
domyślić, że był to kościół romański. Poszukujemy jego śladów w obecnej
świątyni. Są dobrze widoczne w prezbiterium i na ścianie, która zapewne była
zewnętrzną, a obecnie łączy prezbiterium z zakrystią.
fryz przedstawiający prawdopodobnie trytona i syrenę (a ja naiwnie myślałam, że to takie aniołki średniowieczne)
Po odejściu joannitów kościół został przebudowany w stylu
gotyckim. Podobno była to jedna ze świątyń pokutnych fundowanych przez króla
Kazimierza Wielkiego po zamordowaniu kanonika Baryczki. Gotyk jest dobrze
widoczny w bryle kościoła, nowych, ostrołukowych oknach czy sklepieniu
prezbiterium.
Kościół był jeszcze przebudowywany po pożarze w siedemnastym
wieku, a później powiększany na początku wieku dwudziestego. Zmieniał się, ale
nadal widać, że to szacowna, wiekowa świątynia.
Co do dzwonnicy, to parafianie są święcie przekonani, że jest równie
stara jak kościół. No, może nie aż tak stara, ale na nową nie wygląda.
Dożynki rozkręcały się coraz lepiej. Pora było się
ewakuować, bo już nas zapraszano na chleb ze smalcem i inne frykasy. Wybraliśmy
jednak małą wyprawę nad Nidę.
Zatrzymujemy się w pobliżu stalowego mostu w Nieprowicach. To całkiem malowniczy obiekt. Nasza grupa ładnie
się na nim prezentuje.
A i Nida w tej okolicy też niczego sobie rzeka. Płynie
spokojnie, szeroko. Można się zrelaksować po zwiedzaniu.
Został nam jeszcze jeden punkt planu wycieczkowego. To
rezerwat Skotniki Górne.
Zatrzymujemy się przy długim paśmie porośniętych
trawami pagórków. Podchodzimy na ich grzbiet polem, z którego zebrano ogórki.
Podejście wydawało się nietrudne, ale było zabójcze dla butów. Przyczepiło nam
się ze dwie tony czarnej gliny pod każdą podeszwą.
Na szczęście część gliny odpadła podczas spaceru po
ścieżkach rezerwatu. Mieliśmy stąd widoki na okoliczne pola Skotnik,
Krzyżanowic i Starej Zagości.
Spacerowi towarzyszyła aromaterapia. Powietrze pachniało
ziołami. Szczególnie wybijał się zapach kwitnącego akurat czosnku.
Zachwyciły nas też odsłonięcia gipsowych skał. Niektóre aż
lśniły w słońcu.
Największą atrakcją była duża skała, do której bardzo trudno
podejść. Basia i ja podglądałyśmy ją z góry, kolega Ed polazł do niej od dołu.
I to był już przedostatni akcent wyprawy na Ponidzie.
Ostatnim, niezbyt przyjemnym niestety, było czyszczenie obuwia po powrocie.
Zdjęcia – Lena,
Zosia, Edek i ja
Fajny skład grupy... w miarę stały.
OdpowiedzUsuńOwszem, chociaż jeszcze jesteśmy podatni na wakacyjne wahania.
Usuń